Od czasu rozpoczęcia ciągłej hodowli pszczół na Islandii – prawie 30 lat temu – w kraju wyprodukowano łącznie czternaście ton miodu. Przewodniczący Islandzkiego Stowarzyszenia Pszczelarzy podkreśla, że zainteresowanie prowadzeniem takiej działalności stale rośnie.
Pszczoła po islandzku to bý, a ul to bú. Choć pszczoły pojawiały się w kraju znacznie wcześniej, regularna hodowla rozpoczęła się w 1998 roku. Dwa lata później powstało stowarzyszenie zrzeszające hodowców, które dziś liczy 115 aktywnych członków.
„Z biegiem lat pszczelarstwo rozwija się powoli, ale systematycznie. Ludzie się z nim oswajają. Zainteresowanych pszczelarstwem zdecydowanie nie brakuje” – stwierdził Egill R. Sigurgeirsson, przewodniczący Islandzkiego Stowarzyszenia Pszczelarzy.
Prywatna grupa „Býfluga” na Facebooku, w której toczą się rozmowy o pszczołach i ich hodowli, liczy już ponad 1200 osób. „Można powiedzieć, że entuzjazm rośnie i coraz więcej osób zaczyna się tym zajmować”.
Pszczoły hodowane na Islandii pochodzą z Wysp Alandzkich – to jedyny obszar wolny od chorób, z którego można je legalnie importować. Jak wyjaśnia Egill, pochodzą od czterech tamtejszych hodowców.
„Na Islandii również rozmnażamy i utrzymujemy pszczoły, ale mimo to wciąż jest ich za mało. Dlatego sprowadzamy kolejne roje z Wysp Alandzkich”.
Rasa wykorzystywana na Islandii jest wyjątkowo odporna, spokojna i pracowita. Największym zagrożeniem dla hodowli pozostaje pogoda – ubiegłoroczne lato było wyjątkowo niekorzystne. Mimo to produkcja miodu zazwyczaj przebiega dobrze, choć jej skala zależy od warunków atmosferycznych.
„Od początku hodowli w 1998 roku udało się wyprodukować 14 ton miodu – dokładnie 14 286 kilogramów” – powiedział Egill.
Produkcja nie rośnie jednak z roku na rok. „Wyniki są bardzo zmienne. Najlepszy był 2017 rok – wtedy zebrano 1600 kilogramów. Dla porównania, w ubiegłym roku tylko 578 kilogramów. To pokazuje, jak silnie pogoda wpływa na ilość miodu”.
Egill zwraca uwagę, że jeśli ktoś zauważy rój pszczoły miodnej na wolności, powinien skontaktować się ze stowarzyszeniem, zamiast wzywać służby do zwalczania szkodników. Pszczoły mają naturalną skłonność do stałego zwiększania swojej liczby, formowania nowych rojów i przemieszczania się. Zadaniem pszczelarzy jest temu zapobiegać albo przejąć rój w odpowiednim momencie.
„Odlatują z pasieki w grupie liczącej kilkanaście tysięcy osobników – dziesięciu czy dwudziestu tysięcy pszczół raczej nie da się przeoczyć” – wyjaśnił Egill.
Zapewnia również, że takie roje są zupełnie niegroźne. „Można je bezpiecznie złapać. Najlepiej skontaktować się w tym celu z pszczelarzem – na przykład przez Islandzkie Stowarzyszenie Pszczelarzy – jeśli ktoś natknie się na pszczoły” – podkreślił Egill. Natomiast osy i trzmiele to zupełnie inna sprawa, nie trzeba w ich przypadku kontaktować się ze stowarzyszeniem, niech sobie zapylają co chcą.
Więcej o pszczołach, pszczelarstwie i miodzie można znaleźć na stronie internetowej stowarzyszenia – TU.
A miód po islandzku to hunang.




