Hannes Hólmsteinn Gissurarson, profesor emeritus Uniwersytetu Islandzkiego, uważa za dziwne, że tradycyjne partie prawicowe w Europie nie podjęły bardziej stanowczych działań w sprawach dotyczących imigracji. Jego zdaniem zachodnie społeczeństwa nie akceptują bierności w tej dziedzinie, co tłumaczy rosnące poparcie dla ugrupowań populistycznych.
Podkreśla, że sam problem nie leży w imigrantach jako takich, lecz w tym, że do Europy przybywa wiele osób z kręgów kulturowych wrogich zachodnim wartościom. Wypowiedź ta padła w najnowszym odcinku programu „Dagmál”.
Z ostatnich badań opinii publicznej wynika, że partie określane jako populistyczne zyskują obecnie historycznie wysokie poparcie w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji, a także we Włoszech.
Zapytany o przyczyny tego zjawiska, Hannes wskazuje na oderwanie tradycyjnych ugrupowań od zwykłych obywateli: „Ci ludzie to w dużej mierze polityczne elity – wykształcone na zagranicznych uniwersytetach, podróżujące pierwszą klasą do Brukseli, znające się na winach i żyjące w innym świecie niż przeciętni ludzie” – stwierdził.
Dodał jednak, że sam jest zwolennikiem imigracji, a szczególnie ceni Litwinów oraz Polaków, którzy wnieśli duży wkład w islandzką gospodarkę.
Obawia się natomiast masowego napływu osób z kultur pozostających w wyraźnym konflikcie z wartościami Zachodu. „Do Europy przyjeżdżają ludzie z kręgów, gdzie przemoc, ucisk kobiet i unikanie pracy uchodzą za coś normalnego. To właśnie stanowi prawdziwy problem” – powiedział.
Jego zdaniem partie konserwatywne zbyt późno zrozumiały, że społeczeństwa sprzeciwiają się przyjmowaniu ludzi odrzucających kulturę zachodnią. Dlatego to ugrupowania populistyczne wprowadziły ten temat do debaty publicznej i zdobyły poparcie.
„Nie chcemy, aby do naszych krajów napływali przeciwnicy zachodniej cywilizacji, którzy żyją z naszych świadczeń, dopuszczają się przestępstw i ograniczają prawa kobiet” – podkreślił.
Hannes uważa, że zwrot ku partiom populistycznym jest naturalną reakcją, gdy tradycyjne ugrupowania zawodzą. Zauważa też, że w krajach nordyckich nowe partie prawicowe stopniowo włączano do koalicji rządowych i uznawano ich postulaty.
„W północnych krajach to podejście zostało już zaakceptowane. Obawiam się jednak, że inaczej jest w Wielkiej Brytanii – i tam społeczeństwo może się zbuntować” – dodał.




