Firma Kaldvík wzmocniła nadzór, szkolenia i czujność pracowników po tym, jak w lipcu w Berufjörður zakwit glonów spowodował śmierć ponad 236 tysięcy łososi hodowlanych. W basenach padła niemal co szósta ryba. Glony osadzają się na skrzelach i zużywają tlen z wody, co prowadzi do uduszenia zwierząt.
Według danych z panelu kontrolnego hodowli, w lipcu w Berufjörður straty sięgnęły ponad 16%. Były to ryby, które miały zostać przeznaczone do uboju jesienią i zimą. Skutki finansowe okazały się więc bardzo dotkliwe. Islandzka Agencja Żywności i Weterynarii potwierdziła, że przyczyną był zakwit glonów. Szczególnie groźne są gatunki, które osiadają na skrzelach i dodatkowo wyczerpują tlen rozpuszczony w wodzie.
Takie zjawiska pojawiają się zazwyczaj dwa razy w roku. Pierwsza fala występuje w maju, gdy w wodzie jest dużo składników odżywczych. W czerwcu ustępuje, ale w lipcu może powrócić, jeśli warunki sprzyjają szybkiemu namnażaniu glonów.
„To był dla nas ogromny cios, ale trzeba się liczyć z tym, że takie zjawiska pojawiają się latem” – stwierdził Kristján Ingimarsson, kierownik ds. bezpieczeństwa i szkoleń w Kaldvík.
„Wprowadziliśmy częstsze badania próbek wody oraz dodatkowe szkolenia, aby szybciej rozpoznawać zagrożenie i przeciwdziałać kolejnym incydentom. Możemy np. zmieniać sposób karmienia ryb – ograniczyć je lub czasowo wstrzymać, aby nie płynęły ku powierzchni, gdzie ryzyko uduszenia jest największe. Monitorujemy też poziom tlenu i przejrzystość wody. Niestety tym razem zareagowaliśmy zbyt późno. To dla nas lekcja, aby zachowywać stałą czujność”.
Łososie, które giną w hodowli, nie trafiają do sprzedaży. Zostają przerobione na kiszonkę rybną – są mielone, mieszane z kwasem mrówkowym i eksportowane m.in. do produkcji nawozów. Taki proces nie przynosi jednak zysków, a jedynie generuje dodatkowe koszty.




