Prezes Arion Banki, Benedikt Gíslason, w artykule opublikowanym w portalu Vísir zwraca uwagę na rosnące negatywne skutki powszechnego indeksowania inflacją (tzw. verðtrygging) w islandzkiej gospodarce. System ten, wprowadzony w 1979 roku, miał pierwotnie chronić oszczędności i kredyty przed gwałtowną inflacją, jednak dziś – zdaniem autora – utrwala wysokie stopy procentowe i utrudnia walkę z inflacją.
Islandia jest wyjątkiem na tle innych krajów, ponieważ indeksowanie inflacją obejmuje nie tylko obligacje czy zobowiązania publiczne, ale także kredyty hipoteczne gospodarstw domowych. Gdy inflacja i stopy rosną, wielu Islandczyków wybiera kredyty indeksowane, które mają niższe miesięczne raty, ale spowalniają spłatę zadłużenia. To sprawia, że decyzje banku centralnego o podwyżkach stóp mają ograniczony wpływ na gospodarkę, a wysoki koszt kredytu zniechęca do inwestycji i budownictwa mieszkaniowego – co z kolei napędza wzrost cen.
Autor podkreśla, że także islandzki system emerytalny w dużej mierze opiera się na indeksacji inflacyjnej – emerytury są ustawowo dostosowywane do inflacji, a fundusze dążą do uzyskania realnej stopy zwrotu co najmniej 3,5% powyżej inflacji. To sprawia, że fundusze emerytalne stale poszukują inwestycji indeksowanych inflacją, co dodatkowo utrwala ten mechanizm w gospodarce.
W efekcie – jak zauważa Benedikt – powstaje transfer majątku od młodszych do starszych pokoleń: młodzi płacą wyższe odsetki od kredytów, które zasilają fundusze emerytalne wypłacające świadczenia seniorom.
Artykuł kończy się pytaniem, czy po ponad czterdziestu latach nie nadszedł czas, aby ograniczyć rolę indeksowania inflacją i dostosować system finansowy Islandii do współczesnych warunków.




