Na Islandii działa około 30 szkół średnich, w których można ukończyć niemal 400 różnych kierunków nauczania. Choć wiele z nich ma te same nazwy, ich programy bardzo się różnią – co, jak podkreślają eksperci, utrudnia tworzenie materiałów edukacyjnych i wprowadza chaos w systemie.
Profesor Anna Helga Jónsdóttir z Uniwersytetu Islandzkiego zwraca uwagę, że brak wspólnych standardów sprawia, iż tytuł ukończenia danego kierunku często nic nie znaczy. Przykładem są kierunki przyrodnicze – w kraju istnieje aż 36 różnych wersji „profilu przyrodniczego”, a liczba godzin matematyki realizowanych w jego ramach może się wahać od 16 do 36. „Nie da się dziś wydawać podręczników, bo nikt nie uczy tego samego” – stwierdziła Anna Helga.
Źródłem problemu jest reforma z 2011 roku, która przekazała szkołom dużą swobodę w tworzeniu własnych programów. Wcześniej istniały jasne wytyczne, co każdy profil powinien obejmować, i obowiązywało wspólne minimum z matematyki, chemii i fizyki. Teraz każda szkoła może układać własny plan, a ministerstwo zatwierdza go bez narzucania jednolitych wymogów.
Konsekwencje są poważne – wielu absolwentów nie jest przygotowanych do studiów na uczelniach technicznych i przyrodniczych, mimo że formalnie ukończyli kierunek mający ich do tego przygotować.
Podobne problemy dotyczą języka islandzkiego. Nauczycielka Hildur Ýr Ísberg z liceum przy Hamrahlíð w Reykjavíku (MH) podkreśla, że po likwidacji państwowego wydawnictwa podręczników szkoły korzystają z różnych materiałów, a wydawcy rzadko inwestują w nowe publikacje, bo obecna podstawa programowa jest zbyt ogólna. „Każda szkoła idzie swoją drogą – to ma zalety, ale też ogromne wady” – powiedziała Hildur.
Nie istnieją również odpowiednie materiały dla uczniów, dla których islandzki nie jest językiem ojczystym. W MH prowadzony jest pilotażowy program wspierający takie dzieci, ale – jak przyznaje Hildur – brakuje jakichkolwiek podręczników dostosowanych do ich potrzeb.
Profesor Atli Harðarson z Uniwersytetu Islandzkiego krytykuje reformę z 2011 roku za zbytnią liberalizację. Jego zdaniem szkoły zostały wciągnięte w konkurencję o uczniów i finansowanie, przez co starają się oferować jak najwięcej zajęć przy jak najniższych kosztach. „To tak, jakby instruktorzy nauki jazdy mogli sami ustalać, co trzeba umieć, aby dostać prawo jazdy” – ironizuje.
W efekcie system stał się niespójny, a poziom nauczania różni się znacznie między szkołami. Eksperci ostrzegają, że jeśli uczelnie nie zaczną jasno określać wymagań wobec kandydatów, a państwo nie wprowadzi podstawowych standardów, islandzki system średniego kształcenia będzie dalej się rozjeżdżał – ze szkodą dla uczniów.




