Veronica Fríða Callahan, mająca islandzko-amerykańskie korzenie, twierdzi, że nie było innego wyjścia, jak zorganizować dziś w Islandii protest „No Kings”, podobnie jak miało to miejsce we wszystkich stanach USA. Grupa ludzi zebrała się dziś w centrum Reykjavíku, aby zaprotestować przeciwko autorytarnej polityce prezydenta USA i jego rządu.
Protesty „No Kings” zostały dziś zorganizowane we wszystkich stanach USA. Nazwa „No Kings” odnosi się do faktu, że w tym kraju nie ma króla sprawującego władzę. W Stanach Zjednoczonych zaplanowano dziś ponad 2700 wydarzeń, z których największe odbyły się w miastach, takich jak Nowy Jork, Chicago, Houston i Honolulu.
Protesty w Islandii zostały zorganizowane przez grupę Indivisible Iceland. Veronica mówi, że grupa ta organizowała już wcześniej protesty przed siedzibą Tesli w Islandii, przed ambasadą Stanów Zjednoczonych i w centrum miasta, ale dzisiaj postanowili zebrać się w Mama Reykjavík na tak zwanej akcji pocztówkowej.
„Pocztówki zostaną wysłane do gubernatorów i polityków w Stanach Zjednoczonych” – mówi, dodając, że organizatorzy pomagali ludziom w uzyskaniu adresów i innych informacji.
„To jeden z rodzajów protestu i jeden ze sposobów budowania więzi w społeczności”.
W wydarzeniu wzięli udział Amerykanie mieszkający tutaj, a także turyści, którzy byli tu z wizytą. Grupa jest powiązana z międzynarodową organizacją Indivisible Abroad, która z kolei jest powiązana z Indivisible w Stanach Zjednoczonych. Działa ona również w wielu innych miejscach na świecie, takich jak Kanada, Wielka Brytania, Francja i Włochy.
„To bardzo przytłaczające” – mówi o sytuacji w Stanach Zjednoczonych po objęciu urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa na początku tego roku.
Twierdzi, że spodziewała się, iż sytuacja w Stanach Zjednoczonych będzie trudna po jego wyborze, ale nie myślała, że tak szybko stanie się tak zła i że inne filary rządu nie będą w stanie powściągnąć autorytarnych zapędów Trumpa. Republikanie kontrolują obie izby Kongresu, a Trump jest republikaninem. Nie ma żadnej przeciwwagi.
Veronica nie zgadza się również z krytyką republikanów wobec protestów „No Kings” i ruchu nazywanego Antifa, co oznacza antyfaszystowski lub sprzeciwiający się faszyzmowi. Mówi, że retoryka republikanów na temat tego ruchu przeraża ją i przypomina debatę na temat nazistów przed II wojną światową.
„Bardzo się tym denerwuję i martwię, dlatego zaangażowałam się w tę działalność. To jedyna rzecz, jaką mogę zrobić”.
Veronica jest pielęgniarką i pracuje w Landspítali. Mieszka w Islandii od dziesięciu lat, ale pochodzi z San Francisco w Kalifornii i twierdzi, że tęskni za domem.
„To piękne miejsce i bardzo mi go brakuje, ale myśl o powrocie do domu bardzo mnie stresuje. W tej chwili bałabym się przekroczyć granicę. Wszystko, co tam robią, jest tak przypadkowe. Nikt nie zna zasad, ponieważ ciągle się zmieniają” – mówi, podając jako przykład przepisy imigracyjne w Stanach Zjednoczonych, które w ostatnich latach uległy radykalnej zmianie. Ludzie znikają i są deportowani na podstawie zasad i przepisów, które wydają się być ustalane losowo.
Mówi, że jest świadoma swojej pozycji i przywileju posiadania podwójnego obywatelstwa i chce wykorzystać swoją pozycję, aby zwrócić uwagę na tę sytuację i protestować przeciwko niej.
Wielu przedstawicieli Partii Demokratycznej wezwało ludzi do przyłączenia się do protestów, w tym gubernator Kalifornii Gavin Newsom, który również wezwał uczestników do zachowania ostrożności i pokojowego protestowania.
Veronica twierdzi, że Kalifornia jest prawie taka sama jak inne stany w USA i cieszy ją, że również tam pojawia się opór. Ludzie starają się protestować pokojowo i z humorem. Na przykład mieszkańcy Portland w stanie Oregon pojawili się na proteście przebrani za żaby.
„To bardzo sprytne, ponieważ naprawdę rozbraja przeciwników. Nie da się atakować kogoś, kto ma na sobie kostium żaby. Rząd twierdzi, że protesty są gwałtowne, ale to nieprawda, są pokojowe i mamy prawo do protestowania”.
Retoryka rządu próbuje przedstawiać protestujących jako propagandystów, agitatorów lub zdrajców, ale protestujący to po prostu zwykli Amerykanie, korzystający z wolności słowa.
Dlatego dzisiejsza impreza nie polegała tylko na narzekaniu i protestowaniu, ale także na nawiązywaniu relacji i dawaniu ludziom okazji do spotkania się w trudnych czasach.
Według podanych danych, w protestach wzięło udział prawie siedem milionów ludzi w ponad 2700 amerykańskich miastach i miasteczkach.
„Prezydent uważa, że jego władza jest absolutna. Ale w Ameryce nie mamy królów i nie ustąpimy przed chaosem, korupcją i okrucieństwem” – pisali na swojej stronie organizatorzy manifestacji.




