W domach ludzi mieszkających w okolicach budowy elektrowni Hvammsvirkjun w gminie Skeiða- og Gnúpverjahreppur zastawa brzęczy w szafkach, a w stajniach płoszą się konie. Właściciel farmy Stóra-Núpur mówi, że na budowie dochodzi do częstych wybuchów, które nie są poprzedzane żadnym ostrzeżeniem, a fale uderzeniowe docierają do zabudowań.
Sąd rejonowy unieważnił pozwolenie na budowę elektrowni Hvammsvirkjun w styczniu, a miesiąc później minister środowiska i energii przedstawił projekt ustawy, który miał usunąć nieścisłości związaną z tą inwestycją. Parlament przyjął ustawę, ale ze względu na wcześniejszy wyrok sądu rejonowego, to sąd najwyższy musi ostatecznie rozstrzygnąć, czy pozwolenie jest zgodne z prawem. Tymczasem prace przygotowawcze są prowadzone na pełną skalę. Gunnar Þór Jónsson, mieszkający na farmie Stóra-Núpur, oddalonej o dwa kilometry od budowy, twierdzi, że częste wybuchy powodują poważne niedogodności.
„To dzieje się bez ostrzeżenia. U nas w domu najpierw słychać głośny huk, potem nadchodzi fala uderzeniowa, która wali w budynek i trzęsie porcelaną w szafkach i innymi rzeczami. Ma to również taki skutek, że konie, które są szczególnie wrażliwe na hałasy, bardzo się płoszą i stają się lękliwe. Przez kilka dni po wybuchu trudno się do nich zbliżyć”.
Gunnar twierdzi, że prowadzone prace nie dotyczą wyłącznie przygotowań, jak się oficjalnie podaje. „Brałem udział w niejednej budowie elektrowni i mam spore doświadczenie, zarówno z pracami ziemnymi, jak i innymi. Widzę wyraźnie, że kopany jest tam rów odpływowy, co stanowi bezpośrednią część budowy elektrowni. Byłoby dobrze, gdyby firma Landsvirkjun i władze zaczęły przestrzegać prawa i wstrzymały te prace. Moim zdaniem, oni po prostu zainwestowali za dużo pieniędzy, żeby mogli to teraz zatrzymać”.




