Kiedy jesteś Polakiem w obcym kraju, gdzie polska diaspora stanowi nawet 11% społeczności i w niemal każdym sklepie, restauracji, hotelu spotykasz rodaków, dostrzegasz, że miejscowi nie czują się zbyt komfortowo otoczeni ludźmi, których języka nie rozumieją i którzy często zachowują się inaczej niż „swoi”.
Żyjąc na obczyźnie, starasz się nie podpaść autochtonom i chcesz mieć z nimi dobre relacje oparte na prawdzie i uczciwości.
A jeśli coś pójdzie „nie tak”?
Wiadomość o dyscyplinarnym zwolnieniu polskiego pisarza i krytyka literackiego ze sklepu w Ísafjörður wzbudziła ogromną falę różnych reakcji nie tylko w Islandii, ale również w Polsce. Historia spotkała się z dużym zainteresowaniem polskich mediów, w których publikowano artykuły w oparciu o doniesienia islandzkich portali informacyjnych. Co ciekawe, o sprawie jako pierwsze wspomniały te polskie media, którym Jarosław Czechowicz najwcześniej udzielał wywiadów dotyczących życia na Islandii.
Czechowicz po raz pierwszy przyjechał na Islandię w 2016 roku, a ostatecznie sprzedał mieszkanie i przeprowadził się tu w 2023 roku po prawie dwudziestu latach pracy jako nauczyciel języka polskiego w ojczyźnie. Odciął więzy łączące go z Polską. Mieszkał tu przez prawie trzy lata i w tym czasie prowadził blog pod nazwą „Islandia na zawsze”, a także regularnie publikował w mediach społecznościowych posty o Islandii, a szczególnie o Fiordach Zachodnich. Krótko po przeprowadzce był gościem polskiego podcastu „Wyspa” w RÚV, gdzie opowiadał o swoich pierwszych miesiącach w Islandii. Skontaktował się też z wieloma polskimi mediami, które były skłonne opublikować jego historie o stylu życia i funkcjonowaniu w tym egzotycznym dla Polaków kraju.
W listopadzie ubiegłego roku opowiedział o swoim życiu w Ísafjörður w wywiadzie dla stacji radiowej Tok FM. „Pracuję w Nettó, jednym z islandzkich sklepów spożywczych duńskiej sieci, która jest również obecna w Polsce. Pracuję nie tylko przy kasie, ale także w piekarni. W weekendy układam produkty na półkach i przyjmuję zamówienia – na razie tylko te dwie rzeczy. Pracuję tam od czterech miesięcy i bardzo mi się podoba. Daję z siebie wszystko i widzę, że to jest zauważane”. Powiedział również, że życie na Islandii nie jest łatwe, a pensja ledwo wystarcza na utrzymanie. W wolnym czasie pisał recenzje książek dla polskich wydawnictw i tworzył własne powieści. Pomimo problemów finansowych, chciał się osiedlić na Islandii: „Zakładam, że to kraj, w którym się zestarzeję i umrę szczęśliwy. Jestem szczęśliwy i osiągnąłem to wszystko dzięki determinacji. Uda się. Zostanę tutaj. Tutaj jest moje miejsce”.
Już po pierwszych miesiącach jego wpisy w Internecie zaczęły mieć krytyczny wydźwięk, zarówno wobec Islandczyków, których opisywał jako zamkniętych i nieufnych wobec obcokrajowców, jak i wobec polskiej społeczności na wyspie, którą oskarżał o brak solidarności i zazdrość. Często powtarzał: „Islandia jako państwo nie jest rajem, jest nim jako wyspa”, co dotyczyło nie tylko niskich zarobków, ale też słabej według niego służby zdrowia i wielu innych aspektów życia w kraju, który sam wybrał. Twierdził także, że nie zaprzestanie krytyki, a ludzi zwracających mu uwagę na mijanie się w wielu przypadkach z prawdą, ignorował, blokował lub pisał, aby „żyli dalej w słodkiej bańce”.
Jednocześnie prowadził różne internetowe zbiórki pieniędzy: na wkład własny na mieszkanie, które planował kupić w Islandii, naprawę samochodu czy czynsz. Wielu Polaków, widząc, jak wiele pieniędzy zainwestował w bardzo dobry samochód czy kilkanaście islandzkich swetrów, podchodziło do tych zbiórek z rezerwą, zwłaszcza że sami często pracują na więcej niż jednym etacie, aby utrzymać się w Islandii, nie prosząc nikogo o pieniądze w prezentowany przez pisarza sposób.
Sprawa, która rozbudziła tyle emocji w islandzkiej Polonii i, niestety, również odbiła się szerokim echem wśród Islandczyków, wyszła na jaw w połowie października, gdy klientka sklepu Nettó w Ísafjörður zauważyła, że na jej paragonie znalazły się produkty, których nie kupiła. Po skontrolowaniu zapisów z monitoringu okazało się, że takich sytuacji było więcej, a proceder oszukiwania klientów sklepu przez pisarza trwał co najmniej kilka miesięcy.
20 października portal RÚV poinformował, że pracownik Nettó dodawał do rachunków klientów paczki papierosów bez ich wiedzy. Media w Islandii nie ujawniały nazwiska ani narodowości pracownika, skupiając się na sprawie i reakcji Samkaup, właściciela Nettó. Kilka dni później w mediach społecznościowych ujawniono, że pracownikiem tym był Jarosław Czechowicz. W swoich mediach społecznościowych pisał, że praca na kasie, gdy przypływały do miasta wycieczkowce, była „boska”. Ilu turystów nieznających islandzkiego nie zauważyło na swoich paragonach „dodatkowych” zakupów?
W swoich postach na Facebooku i Instagramie opublikowanych 25 października potwierdził on, że jest sprawcą tych kradzieży, i przeprosił: „Wiem, że to, co zrobiłem, zniszczyło zaufanie Islandczyków, Polaków mieszkających w Islandii i całego społeczeństwa w regionie Westfjords. […] Zniszczyłem również reputację Polaków w Islandii. Nieprawdziwe jest twierdzenie, że Polacy są złodziejami. To ja jestem złodziejem. Przepraszam za wszystko, co zrobiłem. Nic nie usprawiedliwia mojego zachowania. Wybaczcie mi”. Po tygodniu skasował swojego bloga, a tym samym oświadczenie.
Sprawa zszokowała mieszkańców regionu Fiordów Zachodnich. W małej społeczności sprawcę łatwo było zidentyfikować, a jego zachowanie wywołało rozczarowanie, wstyd i gniew wśród reszty polskich imigrantów. Wiele osób dziwi się, że sprawa Jarosława Czechowicza została tak nagłośniona, choć chodziło o zwykłą kradzież. Poruszające jest to, że człowiek, który publicznie mówił o moralności, wychowywał dzieci w szkole i deklarował miłość do Islandii, swoim postępowaniem zaprzeczył wszystkiemu, co głosił.
Na ironię losu zakrawa, że Czechowicz przez lata dążył do popularności i uznania, a ostatecznie osiągnął to w najgorszy możliwy sposób.
Przedstawiciele polskiej społeczności na Islandii




