Ekolog Sölvi Rúnar Vignisson, który był nad jeziorem Mývatn, gdy wylęgły się slæðumý (Tanytarsus gracilentus), ochotkowate, które w odróżnieniu od lusmý nie gryzą, powiedział, że nie widział czegoś podobnego od ponad pół wieku. Rój przesłonił niebo.
„Byliśmy na wodzie, kiedy chmary tych owadów uniosły się nad jezioro. Dzieje się tak, gdy samce szukają samic. Zwykle fruwają nad wyspami lub linią brzegową, ale tym razem było ich tak wiele, że ich ciała tworzyły pływające poduszki na wodzie, a nad nimi roiły się następne chmary owadów”.
Árni Einarsson, który od wielu lat prowadzi prace badawcze nad jeziorem, był równie zaskoczony. W swojej 50-letniej karierze badawczej w regionie Mývatn Árni nigdy nie widział czegoś takiego. Wystąpiły sprzyjające okoliczności dla tych muchówek – dobra pogoda, lekki wiatr. Owady utworzyły na wodzie warstwę od 30 do 50 centymetrów, a ich chmary przesłoniły słońce.

Jest to bardzo pozytywne zjawisko dla populacji ptaków, które żywą się owadami, i ekosystemu w okolicy. „Ostatnie trzy lata były niekorzystne dla ptaków na Islandii. Odnotowano spadki ich populacji” – mówi Sölvi Rúnar.
Według niego przebywanie na wodzie było nie do zniesienia, ale mimo to zachęca wszystkich, aby wypłynąć na jezioro i podziwiać naturę w działaniu.
„Zatrzymaliśmy się tam na godzinę i był to po prostu jeden z cudów świata. Ten gatunek, który nazywamy slæðumý, nie interesuje się człowiekiem. Przebywanie w chmarze tych owadów z pewnością jest niewygodne, ponieważ gdy próbowało się gdzieś usiąść, spodnie od razu robiły się mokre i zielone od krwi tych muchówek” – mówi Sölvi Rúnar. „Zapach również nie należy do przyjemnych, ale przynajmniej nic cię nie pokąsa” – dodaje.




