Mieszkanka Stöðvarfjörður uważa za poważne zaniedbanie fakt, że mieszkańcy nie zostali natychmiast poinformowani o wykryciu bakterii w wodzie pitnej. Jej zdaniem ludzie tracą zaufanie do gminy w kwestii zapewnienia dostępu do czystej wody, a odpowiedzialność za sytuację jest zrzucana na samych obywateli.
Po tym, jak wykryto skażenie, kilka osób z miejscowości zachorowało na dolegliwości żołądkowe, jednak gmina nie przekazała tej wiadomości od razu po uzyskaniu wyników badań.
Próbki z lokalnego ujęcia pobrano we wtorek 22 lipca. Analiza wykazała obecność E. coli i innych bakterii z tej grupy. Oficjalne potwierdzenie z laboratorium dotarło do Inspekcji Zdrowia Wschodniej Islandii (HAUST) dopiero sześć dni później, 28 lipca. Kolejnego dnia gmina Fjarðabyggð opublikowała komunikat dla mieszkańców.
Burmistrz gminy wyraził ubolewanie z powodu opóźnienia, a przewodniczący opozycji zaapelował, aby sprawa została potraktowana priorytetowo. Eva Jörgensen, doktor nauk o zdrowiu publicznym i mieszkanka Stöðvarfjörður, jest jedną z wielu osób, które w ostatnich dniach zachorowały.
„Byłyśmy z żoną na urlopie i zaraziłyśmy się E. coli, więc obie leżałyśmy chore” – stwierdziła Eva. Jak dodaje, niedawno wymieniły wodę w ekspresie do kawy. „Kilka godzin później, niemal w tej samej chwili, obie się rozchorowałyśmy”.
Eva już wcześniej była w grupie ryzyka – ze względu na antybiotykoterapię związaną z chorobą przewodu pokarmowego. Dlatego zakażenie było dla niej szczególnie niebezpieczne.
„To była część wielotygodniowego procesu. Jestem na specjalnej diecie, przygotowywałam się do tej kuracji suplementami, bo antybiotyk, który przyjmuję, dosłownie wyjaławia jelita. Gdy zaczynałam leczenie, HAUST pobierał próbki” – wyjaśniła. Terapia jest kosztowna, więc – jak mówi – to przykre, że trzeba ją powtarzać z powodu skażenia wody. „To cały program odbudowy flory jelitowej. Teraz wszystko mogło się posypać – łącznie z harmonogramem, który ustaliłam z lekarzami” – dodała.
Eva i Kimi Tayler pracują w muzeum Steinasafn Petru. Już wcześniej zauważyły, że wiele osób skarży się na objawy zatrucia. „Ludzie biegali do toalety, wielu miało bóle brzucha” – wspominała Eva. Zgodnie z jej relacją, HAUST pobrał próbki 22 lipca, a tydzień później powtórzył badania.
„Rano zauważyłyśmy, że ktoś z gminy Fjarðabyggð podłączył wąż do hydrantu przed muzeum i zaczął wypompowywać wodę. Koleżanka zapytała mnie, czy wiem, o co chodzi, ale nie miałam pojęcia. Sprawdziłam stronę gminy i grupę dla mieszkańców – żadnej informacji” – powiedziała. „Dopiero gdy pojawił się ktoś z HAUST, powiedziano nam, że powinniśmy gotować wodę. Ale wcześniej nikt nas nie uprzedził” – dodała.
„Zakażenia wody bakterią E. coli to zagrożenie dla zdrowia publicznego” – stwierdziła Eva i dodała, że nie jest to pierwszy taki przypadek w Stöðvarfjörður.
Gmina powinna odpowiadać za bezpieczeństwo sanitarne i wdrożenie odpowiednich zabezpieczeń. „Mamy do czynienia z długotrwałym zaniedbaniem, które sprawia, że skażenie może się powtarzać, a zaufanie do jakości naszej wody znika” – powiedziała. „W miasteczku mieszka wielu seniorów, czyli osób szczególnie narażonych, a także ludzie tacy jak ja – z zaburzeniami układu trawienia. Dla nas taka infekcja może mieć poważne konsekwencje”.
Wyjaśnienia, dlaczego ostrzeżenie nie dotarło wcześniej, jej nie przekonują. „HAUST udostępnił harmonogram z informacją, ile czasu może zająć analiza. Tymczasem gmina twierdzi, że wiadomość trafiła do niewłaściwej skrzynki mailowej” – powiedziała Eva. Według niej dni wolne nie powinny opóźniać przekazywania pilnych powiadomień. „Jeśli sytuacja zagraża zdrowiu publicznemu, to jak mogło dojść do tego, że komunikat trafił w złe miejsce i nikt tego nie zauważył? Dlaczego to był zwykły mail?” – zapytała.
„Ostatecznie ogłoszenie pojawiło się dopiero następnego ranka. Wiadomo było, że HAUST wrócił na kolejne pobrania, bo podejrzewano poważne skażenie. Powiedziano nam, że wkrótce otrzymamy oficjalną informację od gminy Fjarðabyggð. Potem wszystko było zamknięte z powodu wolnego – nikt nie odbierał telefonów, nie można było uzyskać żadnych szczegółów” – powiedziała Eva.
Na domiar złego komunikat pojawił się wyłącznie w grupie na Facebooku i na stronie internetowej. „Nie każdy korzysta z Facebooka. Są osoby, które jeszcze dwa dni temu nie wiedziały, że woda jest skażona” – dodała.
„Całą odpowiedzialność zrzucono na nas – to my mamy się nawzajem informować, a nasze rachunki za prąd rosną, bo nieustannie musimy gotować wodę” – powiedziała Eva. Jak twierdzi, osoby próbujące uzyskać wyjaśnienia od lokalnych władz spotykają się z niechęcią urzędników.
Brakuje też jakiejkolwiek komunikacji dotyczącej dalszych działań – nie wiadomo, co się zmieni i jakie kroki zostaną podjęte, aby poprawić bezpieczeństwo ujęcia wody.




