Anna Guðný Baldursdóttir przygotowuje się obecnie do udziału w najdłuższym i najtrudniejszym rajdzie konnym na świecie – Mongol Derby. Rajd rozpocznie się 4 sierpnia w Ułan Bator. Anna Guðný mówi, że udział w tym rajdzie jest jej długo wyczekiwanym marzeniem. Tylko raz wcześniej wzięła w nim udział Islandka – w 2014 roku wzięła w nim udział Aníta Aradóttir. W tym roku w wyścigu weźmie udział 46 zawodników.
Łączny dystans wynosi tysiąc kilometrów. Trasa jest oznaczona drogowskazami co 35 kilometrów.

Zawodnicy mogą mieć tylko pięciokilogramowy plecak, więc o jedzenie i zakwaterowanie muszą prosić zamieszkujących ten teren Mongołów.
Zawody te po raz pierwszy odbyły się w 2009 roku. Anna Guðný mówi, że od dawna chciała wziąć udział w tym rajdzie, a jeszcze bardziej zainspirował ją start Aníty.
„Zgłosiłam się w 2025 roku i zeszłego lata otrzymałam informację, że zostałam przyjęta. Musiałam wysłać zdjęcia, nagranie wideo i odbyć rozmowę kwalifikacyjną” – opowiada Anna.
Jest ona rolniczką w Eyjardalsá w Bárðardalur. Tam dorastała i hoduje zarówno owce, jak i konie. Wynajmuje również konie do jazdy, a w niepełnym wymiarze godzin pracuje w salonie fryzjerskim w Akureyri. Jest też samotną matką dwóch córek, które mają siedem i pięć lat.
„Według Księgi Rekordów Guinnessa jest to najdłuższy i najtrudniejszy wyścig na świecie. Zwycięstwie to jedno, ale samo ukończenie tego wyścigu to już jest duże osiągnięcie” – mówi Anna.
Jest ona również przewodnikiem zarówno na dłuższych, jak i krótszych przejażdżkach konnych.
„Konie zawsze były ważną częścią mojego życia. Każdą wolną chwilę w dzieciństwie spędzałam z końmi. Dzielę się tą pasją zarówno z dziećmi, jak i dorosłymi podczas organizowanych przeze mnie kursów jeździeckich” – wyjaśnia.
Mongolski wyścig trwa dziesięć dni i aby go ukończyć, trzeba pokonywać co najmniej 100 kilometrów dziennie. Konie zmienia się co 30–40 kilometrów, a noc spędza w jurtach u okolicznych nomadów. Łącznie w rajdzie bierze udział około 1500 koni.
„Na dotarcie do celu nie ma nieskończonej ilości czasu, są limity, tak jak w przypadku maratonu. Oznacza to, że trzeba pokonywać średnio około 100 kilometrów dziennie”.
Oznacza to niewiarygodnie długi czas w siodle każdego dnia.
„Siedzisz na koniu od dziesięciu do czternastu godzin dziennie. Konie zmienia się regularnie i na jednym nie przejeżdża się więcej niż 40 kilometrów, czyli podczas wyścigu jeździsz na 26 do 28 koni i nigdy nie wiadomo, na jakiego się trafi” – mówi Anna o regułach wyścigu.
Konie przydziela się na drodze losowania, ale jeśli ktoś trafi na konia, który absolutnie nie chce z daną osobą współpracować, może losować ponownie.
Anna dwukrotnie rozmawiała z Anitą o tych zawodach, ale mówi, że przed wyjazdem chce z nią jeszcze raz porozmawiać. „Rozmowa z nią była niesamowita. Wyjaśniła mi, że zazwyczaj jedna trzecia jeźdźców odpada z wyścigu z powodu odwodnienia, zmęczenia czy kontuzji. Jazda konna przy 30 stopniach jest stresująca, szczególnie, jeśli pochodzi się z Islandii”.
Anna Guðný wyruszy na zawody 28 lipca, a 31 lipca dotrze do miejsca startu w Ułan Bator.
Na stronie internetowej zawodów podano, że zawodnicy muszą być doświadczonymi jeźdźcami, nie mogą ważyć więcej niż 85 kilogramów i nie mogą być wyżsi niż 185 centymetrów. Wymagana jest od nich dobra kondycja fizyczna, umiejętności związane z biwakowaniem i opieką nad końmi. Stwierdza się, że dobrostan koni jest najważniejszy, a jeźdźcy muszą wykazać się dużą wiedzą przed przystąpieniem do rywalizacji.
„Trasa jest wyznaczona, ale zawodnicy muszą sami zdecydować, czy chcą przejechać przez rzekę, jechać górą czy doliną. Trzeba samemu to ocenić”.
Anna mówi, że jest przede wszystkim podekscytowana udziałem w tych zawodach, ale także zestresowana. Najbardziej stresuje ją to wszystko, co musi zrobić przed wyjazdem. „Muszę dużo jeździć konno, ale muszę też usiąść i pomyśleć, czego jeszcze potrzebuję”.
Anna nie miała jeszcze czasu na sprawdzenie, jaki sprzęt i odzież będą najlepsze na tę wyprawę. „Powinnam mieć śpiwór i materac. Będę się żywić u nomadów, ale powinnam mieć pieniądze, żeby się im odwdzięczyć, a nawet jakieś prezenty. I muszę się zmieścić w pięciu kilogramach”.
Temperatura w ciągu dnia wynosi tam teraz około 30 stopni, ale w nocy spada do około zera.
Opłata startowa wynosi około dwóch milionów koron. Do tego dochodzą koszty lotów, szczepień, ubezpieczenia, a także straty z powodu niewykonywania pracy zawodowej. Mówi, że zwróciła się do firm o wsparcie, ale niewiele usłyszała. Zwróciła się więc do opinii publicznej i zorganizowała zbiórkę pieniędzy na portalu Karolinafund – TU.
W zamian Anna oferuje możliwość wzięcia udziału w islandzkim redyku, wieczorze opowieści w północnej Islandii, odwiedziny w owczarni, uczestnictwo w Þórrablót (tradycyjnej islandzkiej uczcie) czy wycieczkę konną. „Możliwość zaoferowania ludziom tego rodzaju doświadczeń w zamian za wsparcie, to wspaniałe uczucie. Jedna z moich przyjaciółek powiedziała, że jej dzieci wolałyby być na wsi niż w Disneylandzie” – mówi.




