Islandia od dawna opiera swoją gospodarkę na bogactwach morza – rybołówstwo stanowi ponad 40% wartości eksportu i zapewnia zatrudnienie tysiącom osób. Dzięki surowym regulacjom i zrównoważonemu zarządzaniu zasobami morskimi islandzkie łowiska pozostają jednymi z najwydajniejszych na świecie, co jest jednym z filarów stabilności finansowej kraju i dobrobytu jego społeczności przybrzeżnych.
Opłata od połowów (veiðigjald) to danina nakładana na przedsiębiorstwa rybackie za korzystanie z publicznych zasobów morskich. Jej głównym celem jest pokrycie kosztów badań nad populacjami ryb, ochrony środowiska oraz wspieranie infrastruktury portowej i naukowej. Dzięki niej państwo może inwestować w długofalowe bezpieczeństwo biologiczne i ekonomiczne sektora.
Historia daniny sięga pierwszych prób jej wprowadzenia w latach 80. XX wieku, lecz system bardziej przypominający dzisiejszy powstał w 2015 roku. Każda zmiana wysokości opłaty czy metody jej obliczania wywoływała wtedy burzliwe dyskusje – rybacy krytykowali nadmierne obciążenia, a ekolodzy i badacze podkreślali potrzebę większych nakładów na monitoring zasobów. Po kilku latach obowiązywania ustawy, władze w 2018 i 2019 roku dokonywały korekt algorytmu wyliczania opłaty, aby uwzględnić zmiany w poziomach połowów i koszty działalności.
Od jesieni 2024 roku nowa większość parlamentarna rozpoczęła prace nad kolejną reformą. W listopadzie 2024 minister finansów przedstawił analizę bieżących wpływów i potrzeb budżetowych dotyczących rybołówstwa, wskazując lukę na poziomie kilku miliardów ISK rocznie. W grudniu komisja parlamentarna ds. gospodarki zorganizowała otwarte wysłuchanie ekspertów, zapraszając naukowców z Instytutu Badań Morskich oraz przedstawicieli SFS (Federacji Islandzkich Właścicieli Statków i Przedsiębiorstw Rybackich), którzy, jak łatwo się domyślić, przedstawili przeciwstawne scenariusze ekonomiczne.
W marcu 2025 rząd formalnie złożył projekt nowej ustawy do konsultacji społecznych. Przez dwa tygodnie zbierano uwagi od branży, naukowców i lokalnych gmin – wpłynęło ponad sto zgłoszeń, w tym propozycje zmiany progów zwolnień dla małych armatorów i wprowadzenia okresowych ulg w razie drastycznego spadku cen na rynkach światowych. W projekcie uwzględniono część z tych postulatów, ale pozostawiono zasadniczą podwyżkę stawki.
W maju 2025 odbyło się pierwsze czytanie w Alþingi. Debata ciągnęła się przez niemal dwa dni – posłowie spoza większości parlamentarnej zarzucali rządowi brak transparentności i zbyt szybkie tempo prac, podczas gdy koalicja argumentowała, że każda zwłoka osłabia budżet państwa i hamuje rozwój badań morskich. Od razu też stało się jasne, jaką strategię przyjęła opozycja. Jak powiedziała minister handlu, Hanna Katrín Friðriksson, „postępowanie opozycji jest dosłowną definicją obstrukcji parlamentarnej”. Po zakończeniu pierwszego czytania projekt skierowano do komisji ds. przemysłu, gdzie trwały dalsze prace nad szczegółami technicznymi i społecznymi skutkami nowych przepisów.
Prace w komisji trwały cały czerwiec. Opozycja domagała się przesłuchania dodatkowych ekspertów z Ministerstwa Skarbu i niezależnych analityków, co koalicja uznała za kolejną próbę obstrukcji. Minister handlu po jednej z takich sesji stwierdziła, że „niektórym zależy bardziej na przedłużaniu debaty niż na znalezieniu kompromisu”.
W środę w nocy prace nad ustawą przerwała opozycyjna wiceprzewodnicząca parlamentu Hildur Sverrisdóttir, która o 23:39 odroczyła posiedzenie, mimo że przewodnicząca Þórunn Sveinbjarnardóttir chciała kontynuować obrady. Następnego ranka premier Kristrún Frostadóttir wygłosiła specjalne oświadczenie na otwarciu posiedzenia, podkreślając, że opozycja odmawia uznania woli większości i zapowiadając: „Będziemy bronić Republiki Islandii, będziemy bronić porządku konstytucyjnego i honoru Alþingi”.
Przewodnicząca Þórunn Sveinbjarnardóttir sięgnęła po tzw. „opcję nuklearną” – art. 71 regulaminu, nakazujący natychmiastowe głosowanie nad zakończeniem debaty i przejście do trzeciego czytania projektu. Takie posunięcie, niespotykane od 1959 roku, wywołało burzę wśród posłów opozycji, którzy określili ją mianem „zamachu na demokrację”. Po trzydziestominutowej przerwie posłowie poparli skierowanie ustawy do ostatniego etapu, argumentując, że dalsze zwlekanie zagraża stabilności wpływów budżetowych i rozwojowi badań morskich.
Za kulisami ostrego sporu o veiðigjald kryje się silne lobby przemysłu rybackiego. Główne stowarzyszenie przedsiębiorców z sektora, SFS, prowadziło kampanię „Exit”, skierowaną przeciwko reformie. Była to seria wystąpień i reklama w telewizji oraz mediach społecznościowych, w której podkreślano, że nowe stawki mogą doprowadzić do zamknięcia wielu rodzinnych firm.
Spot wyprodukowany przez SFS kosztował podobno kilkadziesiąt milionów ISK i wykorzystano w nim dramatyczne sceny opuszczania portu przez małe kutry rybackie. Pojawiały się w nim hasła o utracie „dziedzictwa morskiego” i „bankructwie społeczności przybrzeżnych”. Branżowi eksperci krytykowali reklamę za manipulację emocjami i przekłamywanie danych. Inni alarmowali zaś, że koszty pomocy społecznej w razie upadku firm byłyby wyższe niż dodatkowe wpływy z podatku.
Nieoficjalnie mówi się, że niektórzy posłowie opozycji utrzymują bliskie kontakty z największymi przedsiębiorstwami rybackimi – nie tylko na poziomie finansowym, lecz również poprzez sieć dawnych współpracowników i doradców z branży. Choć brak jest dowodów na bezpośrednie przekraczanie granic prawa, intensywne wsparcie medialne i merytoryczne ze strony SFS niewątpliwie wzmacniało opozycyjną narrację podczas prac w komisjach.
Rządowa koalicja z kolei podkreśla, że veiðigjald służy dobru całego społeczeństwa – od naukowców monitorujących stany ryb, po portowe społeczności inwestujące w infrastrukturę. Niektórzy analitycy wskazują jednak, że ministerstwa finansów i handlu, kierowane przez polityków z silnymi związkami z sektorem usług portowych, mogły mieć interes w szybkim przyjęciu ustawy, która zapewni branży nowe źródła dochodów, między innymi poprzez inwestycje w infrastrukturę.
Emocje wokół opłaty od połowów wynikają z konfliktu między krótkoterminowymi interesami biznesu a długofalową polityką ochrony zasobów morskich. Z jednej strony chodzi o setki milionów koron rocznie i rentowność przedsiębiorstw, a z drugiej – o zachowanie bioróżnorodności, rozwój badań naukowych i przyszłość całej branży. To właśnie napięcie między tymi dwoma narracjami sprawia, że veiðigjald pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów współczesnej polityki islandzkiej.




