Na Islandii rośnie liczba dzieci, które nie opanowały ani języka islandzkiego, ani swojego języka ojczystego. Zjawisko to, określane po islandzku jako „eityngd” (dosł. bezjęzyczność), staje się coraz poważniejszym wyzwaniem dla szkół i samorządów.
Posłanka Viðreisn, María Rut Kristinsdóttir, zwróciła na ten problem uwagę w specjalnej debacie poświęconej edukacji w parlamencie Alþingi. Jak podkreśliła, brak podstaw w obu językach utrudnia dzieciom naukę i integrację.
„Termin »eityngd« odnosi się do dzieci, które nie mają dobrze rozwiniętego słownictwa ani w swoim języku ojczystym, ani po islandzku. Brak rozumienia pojęć w pierwszym języku bardzo utrudnia im naukę nowego” – wyjaśniła parlamentarzystka.
María Rut powiedziała, że podczas spotkań w swoim okręgu rozmawiała z burmistrzami, którzy zwrócili uwagę, że problem staje się coraz bardziej widoczny w niektórych gminach.
„To często dzieci imigrantów, których rodzice przyjechali tu do pracy. Nie przebywają one na co dzień w środowisku, gdzie używa się islandzkiego – nie biorą udziału w zajęciach pozalekcyjnych ani innych aktywnościach, do których mają dostęp islandzkie dzieci” – zauważyła.
Posłanka zaapelowała, aby instytucje publiczne i szkoły poświęciły temu zjawisku większą uwagę. „Musimy się zastanowić, jak wspierać te dzieci, bo bez języka trudno mieć jakiekolwiek możliwości” – podsumowała María Rut.




