Policja w rejonie stołecznym ostrzega przed coraz częściej spotykaną formą szantażu internetowego, zwaną sextortion – czyli wymuszaniem pieniędzy pod groźbą ujawnienia kompromitujących treści. Ofiarami stają się mieszkańcy Islandii w różnym wieku i niezależnie od płci.
Jednym z przykładów jest wiadomość, która trafiła do redakcji Vísir. Jej autor, piszący dość poprawną angielszczyzną, zaczyna od słów: „Hello creep. I have some bad news for you”. Twierdzi, że uzyskał dostęp do prywatnych danych odbiorcy oraz nagrał jego „intymne chwile”. Grozi, że jeśli nie otrzyma 12 tysięcy dolarów w bitcoinach (ok. 1,5 mln ISK), ujawni rzekome nagrania rodzinie, znajomym i współpracownikom albo upubliczni je w sieci.
Choć takie wiadomości są najczęściej masowo rozsyłane i w większości przypadków nie oznaczają, że sprawca faktycznie dysponuje jakimiś materiałami, wiele osób decyduje się zapłacić z obawy przed kompromitacją. „Niestety, sporo osób daje się przestraszyć i płaci. To staje się coraz bardziej powszechne” – stwierdził Guðjón Rúnar Sveinsson, oficer śledczy.
Podkreśla jednak, że spełnianie żądań tylko pogarsza sytuację – zachęca szantażystów do dalszych prób wymuszeń. „Niektórzy myślą, że zapłacą i problem zniknie, ale w rzeczywistości sprawa się tylko komplikuje. To ogromny wstyd dla ofiar, nawet jeśli nie zrobiły nic nielegalnego. Sprawcy żerują właśnie na tym poczuciu wstydu” – wyjaśnił Guðjón.
Policja zachęca osoby, które padły ofiarą takich gróźb, aby nie wahały się zgłaszać sprawy funkcjonariuszom. Najważniejsze jest, aby nie ulegać naciskowi i nie przekazywać pieniędzy.
Najczęściej celem szantażystów pada młodzież, choć ofiarami mogą być osoby w każdym wieku. Problem stał się głośny już w ubiegłym roku, gdy Instagram ogłosił działania mające chronić młodych użytkowników przed sextortion. Kwestia trafiła też pod obrady islandzkiego parlamentu.




