Istnieją solidne podstawy, aby zastanowić się, czy śmigłowiec straży przybrzeżnej Islandii nie powinien być obsadzany w inny sposób. Obecnie załoga pozostaje w gotowości poza bazą, co wydłuża czas reakcji. Jak zauważa rzecznik prasowy straży, taka zmiana mogłaby go skrócić nawet o piętnaście minut przy każdej interwencji.
Liczba akcji ratunkowych znacznie wzrosła w ostatnich latach, co tym bardziej skłania do wprowadzenia zmian. Obecnie, gdy śmigłowiec zostaje wezwany do akcji, trzeba najpierw ściągnąć załogę, ponieważ jednostka nie pełni dyżurów stacjonarnych. Zakłada się, że maszyna powinna wystartować w ciągu pół godziny od zgłoszenia.
Dla przykładu – od momentu zawiadomienia o tym, że dziewczynka wpadła do morza przy plaży Reynisfjara, do startu śmigłowca minęło 26 minut. Odnaleziono ją po dwóch godzinach.
„Gdyby załoga pełniła dyżur na miejscu, śmigłowiec mógłby wystartować już w ciągu 15 minut” – wyjaśnił Ásgeir Erlendsson, rzecznik prasowy straży przybrzeżnej Islandii.
Tylko w ubiegłym roku straż interweniowała 334 razy, z czego zdecydowana większość interwencji przypadła na miesiące letnie. W samym tylko lipcu było 41 wezwań. Wprowadzenie dyżurów stacjonarnych wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, głównie z uwagi na przepisy regulujące czas odpoczynku załogi.
„Mimo wszystko, w świetle rosnącej liczby akcji, warto rozważyć wprowadzenie takiego rozwiązania przynajmniej w wybranych okresach roku – a może nawet o określonych porach dnia. To oczywiste, że im krótszy czas reakcji, tym większe szanse na skuteczną pomoc. Wszystkie służby ratownicze dążą do maksymalnego skrócenia tego czasu – i nie inaczej jest w przypadku straży przybrzeżnej Islandii”.




