Administracja USA ogłosiła nowy plan celny, który obejmuje blisko 70 państw. Na kilka godzin przed końcem miesiąca poinformowano o podniesieniu minimalnych ceł importowych – do 10% dla wszystkich krajów i do 15% dla tych, które więcej eksportują do Stanów Zjednoczonych, niż z nich importują. Nowe regulacje objęły również Islandię, na której produkty nałożono właśnie piętnastoprocentowe cła – mimo że dane statystyczne tego nie uzasadniają.
Nowa polityka celna, która weszła w życie wczoraj, została ogłoszona w czwartek wieczorem, tuż przed wygaśnięciem terminu, jaki Donald Trump wyznaczył zagranicznym państwom na przyjęcie umów handlowych. Decyzja ta spotkała się z krytyką zarówno ze strony islandzkich władz, jak i przedstawicieli branży eksportowej.
„To ogromne rozczarowanie i niespodzianka, ponieważ nie jest to zgodne z dotychczasowymi relacjami między naszymi krajami” – powiedziała Þorgerður Katrín Gunnarsdóttir, minister spraw zagranicznych. Jak dodała, rząd USA najprawdopodobniej opiera się na innych danych statystycznych niż jej kraj. Według islandzkiego urzędu statystycznego to Islandia importuje więcej z USA, niż eksportuje, co nie uzasadnia objęcia jej piętnastoprocentową stawką celną.
Þorgerður zaznaczyła również, że cła nie przynoszą korzyści żadnej ze stron i zapowiedziała podjęcie natychmiastowych starań o rozpoczęcie rozmów z Waszyngtonem. „Cła nie tworzą wartości i nie są solidną podstawą dla zdrowych relacji handlowych. To nie jest dobre ani dla światowego handlu, ani dla firm i gospodarstw domowych. To nie służy nikomu” – podkreśliła.
Szczególnie dotkliwie nowe przepisy odczuwają islandzcy eksporterzy. „To ogranicza popyt i wymusza spadek cen” – stwierdził Albert Erluson, dyrektor zarządzający firmy Hólmasker, zajmującej się eksportem ryb do USA. „Już dziesięcioprocentowe cła znacznie wpływały na nasze ceny. Teraz skutki będą jeszcze poważniejsze. To, czego konsumenci w USA nie będą chcieli pokryć, spadnie na nas. W mniejszym lub większym stopniu – prawie na pewno w większym – będziemy musieli wziąć ten koszt na siebie”.
Kári S. Friðriksson, ekonomista banku Arion, ocenia, że decyzja USA to zła wiadomość dla gospodarki, choć zaznacza, że sektor turystyczny – będący największą gałęzią islandzkiego eksportu – pozostaje poza zasięgiem ceł. „Najlepiej będzie, jeśli władze i przedsiębiorcy przyjmą teraz postawę wyczekującą. To, co dziś mówi Biały Dom, może być zupełnie inne od tego, czego dowiemy się jutro” – zauważył.
W żartobliwym tonie dodał też: „Nie chcę spekulować, czy grożenie cłami z naszej strony byłoby rozsądne. Słyszałem natomiast pomysł, że najlepiej byłoby nazwać jakieś pole golfowe jego imieniem. Może to dałyby lepszy efekt niż jakakolwiek dyplomatyczna strategia”.




