Na plaży Ytri-Tunga na półwyspie Snæfellsnes, znanej z kolonii fok, doszło niedawno do zamieszania po tym, jak turyści zauważyli małą fokę leżącą samotnie na brzegu. Jak wyjaśnia Þorgrímur Guðmundsson, właściciel firmy Lukkutangi ehf., która opiekuje się tym terenem, sytuacja była całkowicie naturalna – młode zostało po prostu odstawione przez matkę.
„To była zupełnie zwyczajna sytuacja – małe szczenię foki leżało na brzegu, bo matka przestała je karmić i zostawiła samemu sobie. Tak właśnie dzieje się, gdy kończą okres laktacji” – wyjaśnił Þorgrímur.
Redakcja Morgunblaðið opublikowała informację, że na plaży widziano turystów „szturchających fokę”, a właściciel terenu miał zamiar to wyjaśnić. Þorgrímur, opiekun tego miejsca, znanego jako „plaża fok”, mówi, że niektórzy goście rzeczywiście zbytnio zbliżają się do zwierząt.
„Wyglądało na to, że chcieli sprawdzić, czy foka śpi, więc ją szturchali. Ustawiłem wokół niej barierki, żeby miała spokój. Po odpoczynku po prostu wróciła do morza. To nic niezwykłego – mamy tu oznaczenia, które nakazują trzymać się co najmniej 50 metrów od fok, ale nie wszyscy ich przestrzegają – tak to już bywa z ludźmi” – stwierdził gospodarz plaży.
Þorgrímur podkreśla, że turyści odwiedzają miejsce przez cały rok. W ostatnich latach wprowadzono tu wiele udogodnień – powstały ścieżki spacerowe i oznakowania, które mają zapobiegać wchodzeniu na płycizny zalewane przez przypływ.
„Nie reklamujemy się w żaden sposób, a mimo to ludzie sami tu trafiają. Mamy już półtora kilometra ścieżek i oznakowania ostrzegające, aby nie wchodzić na skały, bo woda może je nagle zalać” – dodał.
Największym udogodnieniem, jak mówi z uśmiechem, okazała toaleta. „W tym roku postawiliśmy toaletę, bo była tu bardzo potrzebna. Wcześniej, niestety, ślady ludzkiej obecności były wszędzie. Teraz dbam, żeby była w dobrym stanie, ale na co dzień obsługi tu nie ma – to miejsce, do którego można przyjechać, żeby po prostu pospacerować, napić się kawy na świeżym powietrzu. Nie ma tu nawet żadnej gastronomii”.
Za wstęp na teren pobierana jest niewielka opłata. „Tak, pobieramy opłatę i prawie wszyscy ją uiszczają. Jeśli ktoś tego nie zrobi, wysyłam rachunek – na podstawie numeru rejestracyjnego auta” – wytłumaczył Þorgrímur.
Jak dodaje, ludzie odwiedzają to miejsce przez cały rok. Zimą odśnieża i posypuje teren, aby ułatwić dostęp autobusom turystycznym, które przywożą gości z Reykjavíku.
„Nie wydaję ani korony na reklamę, to miejsce promuje się samo. Za to wydałem mnóstwo pieniędzy na opróżnianie toalety – jest znacznie bardziej oblegana, niż kiedykolwiek bym przypuszczał” – podsumował z uśmiechem Þorgrímur.




