Na Islandii mieszka kilka znanych Polek o imieniu Agnieszka. Chyba nie ma polskiego imigranta na Islandii, który nie słyszałby o zimnolubnej Agnieszce z Landsbankinn. Ale dziś porozmawiamy z tą Agnieszką, która postanowiła zawalczyć o prawa niskopłatnych pracowników w Islandii, stanowiących podstawę islandzkiej gospodarki.
INP: Skąd się wzięłaś na Islandii?
Agnieszka Ewa Ziółkowska: Pierwszy raz stanęłam na islandzkiej ziemi 15 lat temu. Miałam wtedy 22 lata. Przyleciałam odwiedzić tatę, który po rozwodzie przeniósł się do Islandii i pracował jako roznosiciel gazet. Początkowo pomagałam tacie w pracy, a potem zatrudniłam się przy sprzątaniu w Kringlan w firmie ISS, teraz Dagar.
Byłam mile zaskoczona przyjęciem przez ludzi, i postanowiłam tu zamieszkać, popracować przez jakiś czas, aby zebrać trochę pieniędzy na dom w Polsce, ale po dwóch miesiącach już nie chciałam wracać.
INP: Co jeszcze robiłaś, oprócz sprzątania?
AZ: Pracowałam przy rybach, roznosiłam gazety. Postanowiłam też wziąć sprawy w swoje ręce i poszłam na kurs islandzkiego oraz zrobiłam prawo jazdy na autobus.
Następnie zostałam kierowcą autobusu w Kynnisferðir. Bardzo lubiłam tę pracę, choć czasem musiałam znosić przykre zachowania pasażerów, którzy po ciężkim dniu pracy czy nauki „wyżywali” się na kierowcy.
INP: Co jeszcze niepokoiło Cię w tej pracy?
AZ: Duża niesprawiedliwość, jakiej doświadczali pracownicy. Kiedy zaczęłam analizować umowy płacowe pracowników, zobaczyłam, że jesteśmy oszukiwani. W tamtym czasie pracowaliśmy na dziewięciogodzinnych zmianach. Dni chorobowe nie były jednak liczone jako jeden dzień, ale jako 1,1 dnia. Powodowało to wiele problemów, ponieważ dni chorobowe szybko się wyczerpywały, gdy ktoś chorował dłuższy czas. Pracownicy nie dostawali też dodatkowego wynagrodzenia za pracę w dni świąteczne.
INP: Z tego, co wiem, z wykształcenia jesteś informatykiem, więc liczby, tabele i wykresy nie mają dla Ciebie tajemnic?
AZ: Nie mają. Zaczęłam obliczać, ile firma zaoszczędziła na tych zaniedbaniach, i zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie zostanę zwolniona za zaangażowanie się w tę sprawę.
Miałam jednak dobrych doradców, który poradzili mi, aby kandydować na męża zaufania. Uzyskałam poparcie większości, co pozwoliło zawalczyć mi o kilka spraw.
INP: Czy ktoś jeszcze przyglądał się sprawie obliczania wynagrodzeń?
AZ: Tak, zagraniczni pracownicy dokładnie badali swoje prawa, ponieważ nie znali islandzkich przepisów. Islandczycy natomiast twierdzili, że wszystko mają płatne jak trzeba, więc najpierw podejrzewałem, że niedopłaty dotyczą tylko imigrantów. Okazało się jednak, że nikt nie otrzymał poprawnego wynagrodzenia, ani islandzcy, ani zagraniczni pracownicy.
INP: Dokąd poszłaś, żeby się podzielić swoimi spostrzeżeniami?
AZ: No jak to dokąd? Do Eflingu oczywiście. W 2019 roku byłam w stałym kontakcie ze związkiem zawodowym jako jedna z organizatorek strajku kierowców autobusów w Kynnisferðir. Następnie zostałem zachęcona, aby kandydować na wiceprzewodniczącą Eflingu.
INP: Nie bałaś się?
AZ: Początkowo byłam sceptyczna co do tego pomysłu. Moim językiem ojczystym jest polski, znałam angielski, ale islandzkiego dopiero się uczyłam. Jednak potrafiłam już wtedy czytać islandzkie teksty. Mimo że nie umiałam wtedy dobrze mówić po islandzku, dobrze już go rozumiałam. Tak naprawdę najwięcej języka islandzkiego nauczyłam się, tłumacząc umowy zbiorowe.
Stanowisko wiceprzewodniczącej objęłam w maju 2019 roku, będąc kobietą, do tego stosunkowo młodą i jeszcze na dodatek obcego pochodzenia.
W pełni zdaję sobie sprawę z tego, że zostałam wybrana, ponieważ Sólveig tak chciała. Nie znałyśmy się jeszcze wtedy. Kiedy w 2018 roku wybrałam listę B, nie zrobiłem tego ze względu na Sólveig, ale z powodu wielu zagranicznych nazwisk na tej liście.
INP: Jakie miałaś cele, obejmując to stanowisko?
AZ: Chciałam zwiększyć wpływ imigrantów na działania związkowe. Dlatego dobrą decyzją Sólveig było umieszczenie tak wielu zagranicznych nazwisk w wyborach w 2018 roku.
Później jednak postanowiła się ich pozbyć. Po wyborze na wiceprzewodniczącą nie podjęłam od razu pracy, bo byłam na urlopie macierzyńskim. Syn urodził się 31 stycznia 2019 roku. Wybory były w marcu, a ja zamierzałam skorzystać z półrocznego urlopu macierzyńskiego. Po wyborach zaproponowałam, żeby mój mąż wziął urlop „tacierzyński”. Sólveig nie widziała jednak ku temu powodu i wolała, żebym była w domu do sierpnia.
Mimo to, uczestniczyłam we wszystkich spotkaniach w Eflingu.
INP: A co się wydarzyło po Twoim powrocie z urlopu macierzyńskiego?
AZ: Spotkałam się z Sólveig Anną i Viðarem Þorsteinssonem, ówczesnym dyrektorem zarządzającym firmy. Tematem spotkania było, w jaki sposób pozbyć się Anny Marjankowskiej z zarządu. Anna była członkiem zarządu, w 2018 roku na liście B razem z Sólveig.
Kazano mi zachęcać Annę do rezygnacji z członkostwa w zarządzie. Sólveig zaatakowała ją na następnym zebraniu zarządu i zachęcała innych członków zarządu, aby zrobili to samo. To było okropne doświadczenie.
Anna zadawała niewygodne pytania. To samo stało się później z Jamiem McQuilkinem, który w 2020 roku był jedynym członkiem zarządu, któremu nie zaoferowano kontynuowania funkcji w zarządzie. Zostałam poinformowana o tej decyzji, a moje protesty przeciw takiemu postępowaniu na nic się nie zdały.
Sólveig mówiła, że Anna i Jamie zostaną zastąpieni przez inne osoby o zagranicznym pochodzeniu, ale nigdy nie miała takiego zamiaru. Do zarządu wszedł np. Michael Bragi Whalley – tylko jego nazwisko nie wygląda jak islandzkie – jest on Islandczykiem i mieszka tu całe życie.
INP: Z kim wobec tego chciała pracować Sólveig?
AZ: Otoczyła się ludźmi, którzy bezwzględnie popierali jej decyzje. Po dwóch miesiącach mojej pracy w urzędzie poinformowała mnie, że zostałam oskarżona o mobbing. Podobno wpłynęła na mnie skarga. Pracownicy działu płac, w którym pracowałam, łącznie z osobą, która miała złożyć taką skargę, dowiedzieli się o tym od Sólveig. Mnie nikt nie poinformował.
Sólveig i Viðar spotkali się w tej sprawie i doszli do wniosku, że jestem winna, więc nie wolno mi uczestniczyć w spotkaniach działu ani uczestniczyć w żaden sposób w ich pracy.
INP: Jak układały się Twoje relacje z osobą, która miała Cię niby oskarżać o mobbing?
AZ: Naprawdę dobrze. Zapytałam ją o to wprost i powiedziała, że nigdy się na mnie nie skarżyła. Skargę w jej imieniu złożył jej szef. Później osoba ta przyznała, że to była manipulacja, która miała na celu odsunięcie mnie na bok.
Potem się dowiedziałam, że uzgodniono postępowanie pojednawcze w Streituskóli Forvarni. W tym czasie nie pozwolono mi wyjaśnić moich racji kolegom ani brać udziału w pracy. W mediacji nie uczestniczyła osoba, która złożyła skargę, ale jej szefowa.
INP: Jak zakończyła się ta dziwna sprawa?
AZ: Wynik był całkowicie sprzeczny z zamiarami Sólveig i Viðara. Eksperci stwierdzili, że najlepiej będzie, jeśli będę miała możliwość wyrażenia swoich opinii na spotkaniach. Raport Streituskólinn został przez Sólveig i Viðara uznany za bzdurę i nie zamierzali się zastosować do jego postanowień. Sólveig powiedziała, że jedynym możliwym rozwiązaniem problemu jest całkowite odsunięcie mnie od pracy i zakaz uczestniczenia w spotkaniach.
INP: Próbowałaś coś z tym zrobić?
AZ: 30 września 2019 roku wysłałam do Sólveig e-mail, w którym wyjaśniałam, że to, co robi razem z Viðarem, uniemożliwia mi wykonywanie mojej pracy, której częścią są kontrole w zakładach pracy. Napisałam też, że pracownicy biura boją się zwolnień i że jest im potrzebna pomoc psychologa pracy. Stwierdziłam, że czuję się, jak ofiara okoliczności, które stworzyła, i że to, co mi robi, nie jest niczym innym jak mobbingiem. Nie dostałam żadnych wyjaśnień.
INP: A co na to inni pracownicy?
AZ: Kierowniczka działu zdawaał sobie sprawę z tego, jak ważne jest uczestnictwo osoby obcego pochodzenia w reformie działu. Niestety, zanim zdążyła cokolwiek usprawnić, Sólveig i Viðar postanowili jej pozbyć.
INP: Jak wyglądała wasza współpraca?
AZ: Szybko zdałam sobię sprawę, że musiałam uzyskać zgodę Sólveig na wszystko, co robiłam, zanim w ogóle zareagowałam. Jeśli nie uzyskałam jej zgody, była wściekła. Chciała kontrolować wszystko, co dzieje się w biurze. W sumie nadal mogłam pomagać naszym zagranicznym członkom, ale wszystko trwało znacznie dłużej, niż było to konieczne.
Pod koniec października 2020 roku zostałam wezwana na spotkanie z Sólveig. Odbyło się ono w tym samym czasie, w którym zwołano długo oczekiwane spotkanie w sprawie budowanej strony internetowej Eflingu.
Kiedy na początku 2019 roku dowiedziałam się o tworzeniu strony internetowej związku, zaoferowałam pomoc, ponieważ z wykształcenia jestem informatykiem. Chciałam pomóc, bo dziwne wydało mi się, że trwa to tak długo – budowa strony rozpoczęła się w połowie 2018 roku. Aż do spotkania w 2020 roku temat strony internetowej się nie pojawiał. Na spotkaniu, na które Sólveig mnie zaprosiła, groziła mi i powiedziała, że zastanawia się, czy jestem odpowiednią osobą na to stanowisko. To było tuż przed tym, jak komisja wyborcza zdecydowała, kto znajdzie się na liście A w nadchodzących wyborach.
Dała mi do zrozumienia, że mam przyjąć jej ofertę, albo nie nadaję się do ruchu związkowego. Nie wymieniła jednak tej oferty. Zostałam upokorzona i się załamałam. Nie wyjaśniła mi, dlaczego odnosi się do mnie z taką wrogością. Trudno mi było zrozumieć, co się dzieje, bo do tej pory miałyśmy dobrą komunikację.
Próbowałam zrozumieć sytuację i przypisywałam zachowanie Sólveig silnej presji, pod jaką się znajdowała. Na początku 2020 roku prowadziła negocjacje z miastem Reykjavík, a do tego zmarła jej mama.
INP: Czy masz dowody na to, o czym opowiadasz?
AZ: Tak, zachowałam całą korespondencję między nami w tej sprawie w e-mailach. Mam je zarchiwizowane. Znajduje się tam propozycja zmiany zakresu moich obowiązków. Zamiast pracować w pełnym wymiarze godzin jako wiceprzewodnicząca, miałabym pracować w niepełnym wymiarze godzin jako wiceprzewodnicząca i w niepełnym wymiarze godzin w inspekcji w miejscach pracy. W związku z tym zostałabym odsunięta od spotkań kierownictwa, nie byłabym stroną w dyskusjach dotyczących różnych kwestii, w tym zmian w biurze, które miały wpływ na naszych członków.
INP: Poczułaś się wykluczona?
AZ: No tak! Przecież 52% członków Eflingu to obcokrajowcy, a 22% to Polacy. Gdy zapytałam Sólveig, dlaczego tak bardzo zależy jej na usunięciu z tych spotkań jedynego zagranicznego pracownika związków, będącego na kierowniczym stanowisku w firmie, zamiast odpowiedzieć, zaoferowała uczestnictwo w co trzecim spotkaniu. Pomysł był tak niedorzeczny, że się zgodziłam, ale spowodowało to szereg problemów, np. gdy na zebraniu odbywało się głosowanie, a ja nie brałem udziału w dyskusji na ten temat na wcześniejszych spotkaniach. Zostałem wykluczona.
INP: Co jeszcze zdumiewało Cię w Eflingu?
AZ: W zarządzaniu przez Sólveig było wiele kwestii, które już na początku wzbudziły mój niepokój. Jedną z nich było to, że dyrektor zarządzający Viðar uczestniczył we wszystkich spotkaniach zarządu, przez co rozmowa o jego pracy stała się niemożliwa.
W pewnym momencie przejął protokołowanie spotkań. Wcześniej robił to jeden z pracowników, ale ponieważ Sólveig bardzo pilnie stara się robić sobie wrogów, w pewnym momencie nie chciała, żeby pracownik biurowy słyszał tak dużo.
Pracownik ten został wyrzucony, a Viðar przejął jego zadania i decydował o sformułowaniach w protokołach, a Sólveig to czytała, zanim po kilku miesiącach dostawaliśmy protokoły do zatwierdzenia – nie zawsze wtedy pamiętaliśmy, co dokładnie mówiono na spotkaniu.
Kiedy Sólveig przedstawiła propozycję zmian, która była rozpatrywana na dorocznym walnym zgromadzeniu, jej celem było uzyskanie pełnej kontroli.
Chciała w ten sposób pozbyć się z zarządu zarówno sekretarza, jak i skarbnika. Skarbnik zarządu z pewnością nie ma zbyt wielu uprawnień, ponieważ związki mają także księgowego, ale sekretarz zarządu musi zatwierdzać wszystkie protokoły.
W innej propozycji Sólveig zasugerowała, aby zlikwidować obowiązki sekretarza, a zamiast niego protokoły podpisywałby przewodniczący. W ten sposób miałaby władzę absolutną – co jest bardzo niebezpieczne.
INP: A jak to się stało, że zostałaś przewodniczącą Eflingu?
AZ: W listopadzie ubiegłego roku Sólveig Anna zrezygnowała z funkcji przewodniczącej Eflingu i poinformowała, że to pracownicy złożyli wobec niej wotum nieufności.
Pracownicy natomiast wystosowali komunikat, w którym stwierdzili, że rezygnacja Sólveig nie była ich intencją i mają nadzieję, że problem uda się wspólnie rozwiązać.
Wkrótce potem ogłoszono, że jako wiceprzewodnicząca mam zastąpić Sólveig do czasu wyborów, które odbędą się w marcu. Stwierdzono również, że zarząd Eflingu nie będzie udzielał wywiadów na temat sporów, które w ostatnim czasie pojawiły się w urzędzie.
Media nie dawały za wygraną, a ja chciałam uspokoić atmosferę i zastanowić się, co tak naprawdę należy zrobić. Decyzja Sólveig o rezygnacji była dziwna, ponieważ wszyscy członkowie zarządu próbowali ją od tego odwieść, czyli udzielali jej poparcia.
Sólveig jako przyczynę rezygnacji podała groźby pracownika, ale gdy ją zapytałam, czy zgłosiła to policję, powiedziała, że nie. Sytuacja była bardzo niejasna. W moim odczuciu to miała być zemsta Sólveig.
Na spotkaniu pracowników, które odbyło się pod koniec października, kazała pracownikom napisać list do mediów w jej obronie, w którym odwołaliby wniosek mężów zaufania, w przeciwnym razie miała sama podać się do dymisji. Pracownicy nie prosili o wiele, chcieli po prostu spotkania bez kierowników działów, aby omówić sytuację w biurze.
Problematyczną osobą dla kobiet w biurze był Viðar. Mnie również trudno było się z nim komunikować. Często, gdy próbowałam z nim rozmawiać, udawał, że mnie nie rozumie. Na ogół ludzie doskonale rozumieją o co mi chodzi, a on nie.
Może dlatego, że jestem kobietą, cudzoziemką, mniej wykształconą od niego? Nie wiem, tylko dywaguję.
INP: Co było po rezygnacji Sólveig?
AZ: Sólveig zapowiedziała też, że zamierza wrócić i zrobić porządek. Z tego powodu ja na początku nie chciałam rozmawiać z mediami.
Koncentrowałam się na tym, żeby związek działał. Efling jest zawsze na pierwszym miejscu w moim sercu, bez względu na to, kto jest u władzy.
Po odejściu Sólveig poprosiła o wstęp na spotkanie rady nadzorczej. Rozmawiałam z prawnikami związkowymi, którzy powiedzieli, że nie może ona uczestniczyć w spotkaniach, ponieważ nie jest już w zarządzie. Tylko rada nadzorcza miała prawo wyrazić zgodę na jej uczestnictwo.
Naciskała jednak na mnie, a ja poprosiłam, żeby poczekała, aż zapadnie decyzja na ten temat. Zanim tak się stało, wycofała prośbę. Następnie zaczęła wykorzystywać swoich ludzi, takich jak Daníel Örn Arnarsson, do ataków.
Kolejne spotkania zarządu stały się nieefektywne, ponieważ jedna z osób, która miała bezpośredni kontakt z Viðarem, przerywała spotkania ciągłymi propozycjami.
Ta osoba była bardzo głośna. W radzie jest też szwagierka Sólveig. Ci ludzie zakłócali spotkania tak bardzo, jak to tylko możliwe. Sytuacja stała się nie do zniesienia.
Jedno z najgorszych spotkań odbyło się w aplikacji Zoom, ze względu na ograniczenia dotyczące zgromadzeń. Zazwyczaj na spotkaniach mówiła jedna osoba naraz, ale na tym spotkaniu kilka osób krzyczało i przerywało cały czas.
Prowadzenie tego typu spotkań jest szczególnie trudne, gdy trzeba korzystać z usług tłumacza. Na czacie ciągle otwierały się okienka z osobistymi oskarżeniami dotyczącymi osób, które były nieobecne. To było szaleństwo i zastanawiałem się nad rezygnacją. Ludzie Sólveig najwyraźniej nie mieli zamiaru pozwolić na wykonywanie normalnej pracy związanej ze spotkaniami.
INP: Mówisz, że byłaś bliska rezygnacji, dlaczego tak się nie stało?
AZ: Dotarło do mnie, że nie cała rada jest przeciwko mnie, a jedynie mała grupa osób.
Zapytałam innych członków rady, czy Viðar kontaktował się z nimi przed spotkaniem. Odpowiedzieli, że tak. Szukał ludzi, którzy poprą Sólveig bez względu na wszystko i po prostu będą zakłócać spotkanie.
Celem Sólveig było pokazanie, że obcokrajowiec nie może zarządzać związkiem. To były wewnętrzne ataki, które miały pokazać, że tylko ona jest w stanie nad tym zapanować. To się powtarzało na kolejnych spotkaniach i zawsze były to te same osoby.
INP: Czy spotkałyście się z Sólveig po tym, jak ponownie została przewodniczącą?
AZ: Nie. Jak donosiły media, Sólveig nie pojawiła się w biurze od czasu, gdy ponownie objęła przewodnictwo, a pracownicy zastanawiali się, jak zamierza wrócić. Zaatakowała wszystkich pracowników bez wyjątku, wyzywała ich i mówiła, że przychodzą do pracy tylko po to, by dostać darmowe jedzenie i ciastka z szuflad. Wielu zastanawiało się, jak ona zamierza po tym wszystkim przyjść do pracy, skoro wie, że kłamie.
INP: I co teraz?
AZ: Po wyborach, w których wygrała lista Sólveig Anny, wracam na stanowisko wiceprzewodniczącej Eflingu. Do końca mojej kadencji będę pracować w miejscu, z którego wielokrotnie próbowano mnie odsunąć.
INP: Czy tylko ja mam wrażenie, że to zwolnienie grupowe posłużyło do tego, żeby móc zwolnić przede wszystkim Ciebie? A że Sólveig nie mogła zwolnić tylko i wyłącznie Agnieszki, zwolniła wszystkich?
AZ: 12 kwietnia dostałam wypowiedzenie od zarządu Eflingu, podobnie jak pozostałych 40 pracowników. Moje zwolnienie i pozostałych pracowników staje się skuteczne 1 maja, w święto pracy. Sólveig lubi socjalistyczną symbolikę.
Pojawiam się w pracy, ale jestem też na zwolnieniu lekarskim. Stres, w jakim tkwiłam w ciągu ostatnich miesięcy, mocno odbił się na moim zdrowiu.
Nie boję się, że w przyszłości nie dostanę pracy, ponieważ mam wiele umiejętności. Oczywiste jest również, że moje odwołanie z funkcji będzie trudne do wyegzekwowania, bo mam pewien obowiązek do spełnienia jako wiceprzewodnicząca, jestem przecież zastępcą przewodniczącego.
Nie wiem, jak miałabym ją zastępować w razie jej nieobecności, jeśli znów zatrudnię się jako kierowca autobusu? Musiałabym wtedy zostawić autobus na środku ulicy i pójść na spotkanie? To właśnie z tych powodów w urzędzie utworzono stanowisko pracy dla przewodniczącego i wiceprzewodniczącego.
Jeśli chodzi o zwolnienia grupowe, to myślę, że Sólveig nie chce mieć wokół siebie ludzi, którzy wiedzą, co robiła. Gdy przypadkowo dowiedziałem się, że jej przyjaciel, Andri Sigurðsson otrzymał 23 miliony koron za stworzenie strony internetowej, zaczęłam zadawać pytania i w ten sposób wieść o tym rozeszła się po mediach. Kiedy zajrzałam do protokołów ze spotkań zarządu, okazało się, że nigdy nie wyrażono zgody na zatrudnienie jego firmy. Ale jak powiedziała mi Sólveig podczas spotkania w 2020 roku: „Prawda nie ma znaczenia – to jest polityka”.
INP: Nie czujesz się wykorzystana?
AZ: Początkowo popierałam Sólveig Annę, bo sądziłam, że jest zaangażowana w pomoc osobom o niskich zarobkach. Trudno mi teraz określić, kiedy zaczęło się to jej dziwne zachowanie. Może zawsze taka była. Zawsze chciała radzić sobie sama i nie lubiła, żeby zadawać jej pytania.
Kiedy głosowano nad zwolnieniem grupowym, osoby z listy B nie zadawały żadnych pytań. Zgodnie z regulaminem spotkań, sprawy powinny być przedstawiane na jednym spotkaniu, a głosowane na innym, jednak ta zasada nie była przestrzegana i głosowanie odbyło się na tym samym spotkaniu, na którym po raz pierwszy usłyszeliśmy o zwolnieniach grupowych.
Powinniśmy też z wyprzedzeniem otrzymać porządek obrad, którego nie otrzymaliśmy. Sólveig nie przestrzegała zasad zebrania, a kiedy 500 członków zażądało zwołania zebrania generalnego, nie widziała powodu, aby to zwołać natychmiastowo spotkanie zarządu.
W prawie Eflingu nie ma niczego, co uniemożliwiałoby zwołanie zebrania zarządu w krótkim czasie, jednak w regulaminie spotkań jest zasada 3 dni, więc gdy członkowie zażądali spotkania, nagle postanowiła przestrzegać regulaminu, który nie był dla niej istotny podczas głosowania o zwolnieniach grupowych.
Jestem całym sercem z Eflingiem i osobami o niskich zarobkach. Wiem, że moja obecna praca jest tymczasowa, ale pracować mogę wszędzie – posługując się słowami klasyka – „żadnej pracy się nie boję”.
Jestem zdeterminowana, aby kontynuować walkę o członków związku. Najbardziej złości mnie to, że na walkę z Sólveig idzie tyle energii, która powinna być wykorzystana na coś innego.
W każdym razie będę kontynuować pracę do wyborów w marcu przyszłego roku. Pojawię się w biurze tak szybko, jak tylko pozwoli mi na to zdrowie. Moja odporność spadła do zera, ponieważ przez ostatnie pięć miesięcy żyłam w dużym stresie. Stale byłam w pracy, czasem do późnego wieczora, mój mąż stał się „samotną matką-Polką” – na jego barkach spoczywał cały ciężar prowadzenia domu i opieki nad naszą dwójką maluchów, trzy- i czterolatkiem.
Mimo pracy w nadgodzinach, nigdy nie wystąpiłam, w odróżnieniu od Sólveig i Viðara, o dodatkowe wynagrodzenie za nie.
Co by się nie działo, mam wspaniałego męża i wielu przyjaciół. Wiem, że damy radę.
INP: I tym optymistycznym akcentem zakończymy. Bardzo dziękuję za rozmowę.