Wraz z redakcją Icestory.pl stawiamy dziś pytanie o naturalne przystosowanie do życia w Skandynawii, o to czym jest północny charakter, a także czy powinniśmy dążyć do tego co, idąc za Jackiem Dukajem, zapisane jest w języku pierwszego rodzaju. Bo skąd wzięła się u Was miłość do północy? Skąd przywędrowało szybsze bicie serca, będące reakcją na widok fiordów, ośnieżonych szczytów, pustych wzgórz, tańca zorzy polarnej, uśpionego wulkanu czy lodowych pustkowi?
Być może to zwykły ludzki zachwyt nad pięknem przyrody, a może, jakkolwiek źle to zabrzmi, moda lub trendy, ewentualnie chęć udowodnienia komuś, że lubicie to, co jakiś „X”? Gdy ludzie dookoła Ciebie uważają, że na północy jest „ojej, jak ładnie! Adam weź pstryknij zdjęcie. Tyle lodu jeszcze nie widziałam”, a Ty masz w sobie coś więcej, to być może, jest to poczucie, którego nie da się opisać słowami, a z czym prawdopodobnie się urodziłeś.
Wersja do przesłuchania znajduje się poniżej:
Zacznę od wspomnianego Dukaja, który w książce „Lód” ustami Benedykta Gierosławskiego, porusza problem wewnętrznego języka (pierwszego rodzaju), czyli czegoś na kształt inner-idiolektu: „Poznaje się świat, poznaje język opisu świata, ale nie poznaje się siebie. Większość ludzi – prawie wszyscy, jak sądzę – do śmierci nie nauczy się języka, w którym mogliby siebie opisać”. Czuję, że jest w tym sporo swoistej i ciężkostrawnej prawdy. Każdy z nas żyje z czymś na kształt stygmatów nadawanych przez innych i często posiłkuje się opinią ludzi o sobie i „[…]zawsze ostatni się dowiaduje, jakiego idjotę zrobił z siebie w towarzystwie„. Bo ile razy słyszeliście zdania typu: „ty byś się nadawał do tego czy tamtego” albo „powinieneś żyć w innym miejscu„, „masz hiszpańską / skandynawską / francuską urodę” itd? I żyjemy z tymi przeświadczeniami. Czujemy inaczej, chcemy inaczej, ale wychodzi z tego tyle, co przemiana okolicznych skowronków w ptasie radio lub orkiestrę symfoniczną. Cokolwiek wmawiają Ci bajki czy płyty z muzyką relaksacyjną, ptaki pozostaną ptakami, a ich świergot służy zazwyczaj temu, by na niebie pojawiło się więcej skrzydlatych stworzeń. Bo trudno nam opisać siebie, a nasz wewnętrzny język jest bezradny.
Więc co z tym poczuciem, które wyrywa nas na północ Europy, na Alaskę, do Kanady, Na Syberię czy w kierunku biegunów? Skandynawia jest modna, oczywiście nie tylko w krajach muzułmańskich, ale też w całym cywilizowanym świecie. O Norwegach mówi się, że są spokojni, wyważeni, chłodni. Szwedzi są otwarci, tolerancyjni i szczęśliwi. Finowie to może i alkoholicy, ale mają dobry humor i również sporo pięknych cech, a Islandczycy bardziej niż światem, interesują się tym czy liczba owiec w zagrodzie zgadza się z tą, która wyszła rano na pastwisko. Być może ma to związek z romantyczną wizją jedności Skandynawów, o której pisał prof. Bernard Piotrowski lub z pewnego rodzaju separacją, która kiedyś miała miejsce na tych terenach. Bo cokolwiek nie mówić, to Skandynawia nie była jeszcze 100 lat temu aż tak popularnym kierunkiem dla Europejczyków jak Włochy, Francja czy Wielka Brytania. Australijczycy czy ludzie mieszkający w Nowej Zelandii, również należą do najszczęśliwszych na świecie, może właśnie przez swoiste oddalenie.
Ktokolwiek chce przyjechać np. na Islandię, musi sobie zdawać sprawę, że obrazki w Internecie, gdzie pokazywana jest Błękitna Laguna, skąpany w słońcu Selfoss czy oprószone śniegiem pola lawowe, to jedno, a rzeczywistość i codzienność, w której po kilku sekundach dzielących nas od samochodu, jesteśmy mokrzy od tnącego jak bicze deszczu, to drugie. Jeśli ktoś zamierza wybrać się na północ Norwegii, Finlandii lub Szwecji, powiedzmy na Nordkapp, w okolice Inari lub parku narodowego Abisko, powinien być przygotowany na zmianę tego, co nazywa „poczucie zimna” i wprowadzenia do słownika całkowicie nowych pojęć, które zrozumie tylko ten, co miał okazję być tu w czasie sztormu, śnieżycy lub cholernego zimna, zamrażającego oddech w płucach.
Charakter Skandynawów można trochę porównać do sentencji „Lepiej ugiąć się przed wiatrem, niż dać się złamać burzy”. To zdanie ma nie tylko ogromny kontekst historyczny (np. Finlandia – Rosja, Dania – Niemcy), ale też wpisuje się w skandynawską codzienność – niespieszną, szytą na miarę, gdzie brak porywania się z motyką na Słońce, a widoczne jest powolne dochodzenie do zaplanowanego celu. Nie ma tu miejsca na słuchanie „Whatever blues” i wyczilowanie, bo zupełnie nie o to chodzi w skandynawskim spokoju. Skandynawski spokój to cisza spowijająca dom, zapach kawy, pled i książka w starym lecz czystym fotelu. Kot siedzący na drewnianym stole, brak górnego oświetlenia, świeca w kącie, niewiele słów, obrazy na ścianach. Hytta w górach, ryba w piekarniku, deszcz ze śniegiem, spokojny głos radiowca syczący jak ogień w kominku. I jeśli te migawki Cię ruszają, to znak niechybny, że powinieneś je przekuć w rzeczywistość i najpierw użyć jako obrazów, do wytapetowania pokoju w głowie i we własnym domu, a potem może jechać tam, gdzie naprawdę poczujesz się sobą. „Wiemy, kim chcemy być – nie wiemy, kim jesteśmy” – jak podsumował Benedykt Gierosławski.
Jeśli potrafisz przyzwyczaić się do pustych półek sklepowych na Islandii albo do ciągle tych samych produktów jak w Norwegii, do uśmiechu i krótkiego „Hei” przy kasie, do małomówności i tego, że ludzie zazwyczaj miło reagują na Twoje pojawienie się gdziekolwiek, jeśli nie przeszkadza Ci życie na odludziu, brak agresji, tolerancja, cisza, chłód o poranku, w południe i wieczorem, potrafisz doceniać słońce i ciepłe dni jak błogosławieństwo i nie narzekać, że ciągle Ci mało, a także jeśli umiesz być cierpliwym człowiekiem, który ze spokojem wyczekuje przyjścia tego, co nieuniknione, to nie potrzebujesz języka drugiego rodzaju. Północ jest najpiękniejszym miejscem dla Ciebie. Była, jest i będzie Twoją Matką.
Piotr Mikołajczak / Icestory.pl