Polski koszykarz z Njarðvíku, Maciej Bagiński, nie będzie brał udziału w zawodach aż do zakończenia roku. Powodem jego nieobecności jest fakt, że wykryto u niego mononukleozę zakaźną.
Maciek powiedział, że czuł się wiotki, jakby łapała go grypa już niecały miesiąc temu. Dlatego udał się on na badanie krwi, które jednak nic nie wykryło. Jednak lekarz już wtedy podejrzewał u młodego zawodnika mononukleozę zakaźną. Gdy po jakimś czasie zdrowie Maćka uległo pogorszeniu pojechał on na badania do Reykajvíku, gdzie okazało się, że cierpi on na tę chorobę.
Maciek mówi, że nie ma powodów, aby obawiać się epidemii „To jest po prostu męczące. Potrzeba czasu na odzyskanie sił. Nie ma na to żadnego leku, ciało samo musi wytworzyć przeciwciała” mówi Maciek.
Mononukleoza zakaźna to choroba przenoszona przez powietrze, zwana też chorobą pocałunków. Objawami mononukleozy jest obrzęk szyjnych węzłów chłonnych, gorączka, skrajne zmęczenie i osłabienie, bóle mięśniowe, ból głowy i pocenie.
Maciek pracował ciężko przez całe lato i przygotowywał się do sezonu, który niedawno się rozpoczął. Jego praca wydaje się pójść na marne.
„Już straciłem całą masę mięśniową, a teraz nie mogę trenować. Straciłem formę i wróciłem do tej sprzed wakacji. Będę musiał zacząć wszystko od początku” wyjaśnia młody sportowiec.
„Sytuację trzeba zaakceptować i zdecydować co zrobić dalej. Postanowiłem od razu, że do gry powrócę silniejszy”. Maciek postanowił dać sobie odpowiednio dużo czasu, aby odzyskać zdrowie i dawną siłę. Nie ma się co śpieszyć kiedy chodzi o zdrowie, powtarza sportowiec.
Koledzy z ligi oraz mieszkańcy Njarðvíku okazują mu pełne wsparcie i czekają na jego powrót na boisko, pisze vf.is.
Obecnie Maciek czeka na kolejne specjalistyczne badania, od których będzie zależało to jak szybko będzie mógł rozpocząć swoje treningi. Choć jak sam powiedział, ma nadzieję na to, że treningi rozpocznie już pod koniec stycznia.