Akademia Górniczo-Hutnicza ogłosiła rok 2022 rokiem Walerego Goetla.
Walery Goetel w 1920 r. został powołany na stanowisko profesora geologii i paleontologii oraz kierownika Katedry Geologii w nowo utworzonej Akademii Górniczej w Krakowie. Był świetnym wykładowcą, obdarzonym wielkim poczuciem humoru. W 1922 r. został profesorem zwyczajnym. Był Kuratorem Stowarzyszenia Studentów AG i przyczynił się walnie do wybudowania domu profesorskiego i bursy przy ulicy Gramatyka. W latach 1930–1938 był dziekanem Wydziału Górniczego, a następnie prorektorem AG.
W latach dwudziestych i trzydziestych Walery Goetel odbył wiele zagranicznych podróży, a w roku 1927 zawitał z bratem Ferdynandem do Islandii.
W tym roku zaś przybył na Islandię Piotr Chrząstowski, wnuk Walerego Goetla. Piotra przywitał na Islandii Witold Bogdański, przewodniczący Stowarzyszenia Polonii Islandzkiej i zdał nam relację z tego spotkania.
„Z Piotrem byłem w kontakcie telefonicznym i mailowym od lutego. Przyleciał do Islandii i spotkaliśmy się 13 sierpnia. Spędziłem na pokładzie jachtu Nashachata II przemiły wieczór i poznałem załogę. Oprowadzono mnie po tym jachcie, który ma prawie 21 metrów długości i jest idealny do żeglowania w warunkach arktycznych. Jest w nim 12 koi w sześciu dwuosobowych kabinach oraz dwie toalety z prysznicami. Dużo przestrzeni dla sprzętu i do przechowywania żywności. Świetna jednostka na długie wyprawy, a 1800 litrów zapasów paliwa oraz odsalarka zapewniają niemal nieograniczoną autonomię nawet przy bezwietrznej pogodzie. Na burcie widnieje nazwa brytyjskiego portu Southampton, ale armatorem jest Polak, który powierza dowództwo zaufanym szyprom, a ci dobierają załogę” – powiedział Witold Bogdański.
Przeprowadził też mini wywiad z Piotrem:
Witold Bogdański: To Twój drugi rejs do Grenlandii?
Piotr Chrząstowski: Tak, w lecie 2013 roku wziąłem udział w moim pierwszym rejsie polarnym na jachcie Nashachata II, płynąc liczącą 900 mil morskich (ok. 1650 km) trasą wzdłuż zachodniego brzegu Grenlandii. Zostałem przyjęty do załogi na ostatnie wolne miejsce i ponieważ było już dość późno (takie wyprawy organizuje się zazwyczaj z co najmniej półrocznym wyprzedzeniem) musiałem dotrzeć na miejsce samodzielnie. Wtedy leciałem na Grenlandię z Danii. Temperatura powietrza w trakcie rejsu oscylowała wokół 5 stopni Celsjusza, wilgotność była bardzo duża, a wiatry przeważnie umiarkowane. Dla żeglarzy biorących udział w rejsie polarnym nieodzowna jest odpowiednia odzież. Składa się ona najczęściej z kilku warstw zakładanych kolejno w miarę pogarszania się warunków. Są to bielizna termiczna, bielizna polarowa, sweter i kombinezon typu salopette i wreszcie na to wszystko zakłada się ciepły sztormiak – spodnie i kurtkę. Do tego dochodzą ciepłe skarpety, buty morskie, komin na szyję, ciepłe rękawice i gruba czapka. W razie potrzeby ubiera się dodatkowo kaptur na głowę i gogle. Na odzież wkłada się szelki lub pneumatyczną kamizelkę ratunkową i przypina do nich pas bezpieczeństwa. W tym wszystkim trzeba poruszać się i pracować. Ponieważ pod pokładem jest ciepło (jeżeli ogrzewanie działa prawidłowo wewnątrz jachtu panuje temperatura wynosząca ponad 18 stopni Celsjusza), ubierać się i rozbierać trzeba szybko.
WB: Teraz przed Tobą druga wyprawa na Grenlandię – 1500 mil morskich żeglugi. Tym razem celem jest wschodnie wybrzeże i najdłuższy fiord świata – Scoresbysund.
PC: Potrwa to 21 dni, mamy nadzieję na dobrą pogodę. Cieśnina pomiędzy Grenlandią a Islandią charakteryzuje się występowaniem silnych sztormów. Całe wschodnie wybrzeże jest obmywane przez schodzący z północy pak lodowy, trzeba będzie go forsować w drodze do fiordu.
„Pożegnałem się z Piotrem i sympatyczną załogą, życząc im stopy wody pod kilem. W trakcie wyprawy śledziłem ich pozycję na stronie Marine Traffic. Przeczekali złą pogodę w Isafjörður i odpłynęli do Grenlandii. Po powrocie zawinęli do mariny przy gmachu opery Harpa rankiem 1 września” – wyjaśnił Witold.
A oto zapis z drugiej ich rozmowy:
WB: Piotrze, dzięki Tobie wiem więcej o Grenlandii, niezwykle ciekawy ten fiord, zbadany przez francuskiego polarnika Jeana-Baptista Charcota w latach 1931–1933. Pustkowie! Najbliższe miasteczko to odległe o 800 km Tasiilaq, a do wybrzeża Islandii jest około 500 km!
PC: Jest tam przy wejściu do fiordu mała osada Ittoqqortoormiit, zatankowaliśmy tam paliwo. Dotarliśmy do leżących w głębi fiordu Wysp Niedźwiedzia (Bjørnøya). Na krótko wyprawiliśmy się na ląd. Nad fiordem widoczny był Lodowiec Charcota i szczyt Pourquoi-Pas. Zabraliśmy dla bezpieczeństwa karabin – na szczęście żadnego niedźwiedzia nie spotkaliśmy.
WB: Lista Twoich rejsów jest imponująca, opowiedz trochę o nich.
PC: W lutym 2015 roku na jachcie Nashachata II pływałem w regionie Afryki, na rejsie z Gambii do Wysp Zielonego Przylądka. Latem 2015 roku wziąłem udział w moim drugim rejsie polarnym, na jachcie JoinUs, po archipelagu Svalbard. W 2016 roku odbyłem rejs na Seszelach, archipelagu wysp na Oceanie Indyjskim. W tym samym roku 2016 poznałem też Orkady i Hebrydy oraz wyspy w Szkocji. Surowy urok krajobrazów Szkocji, tak odmienny od tropików, wywarł na mnie ogromne wrażenie.
W lutym 2017 roku wziąłem udział w największej jak dotychczas mojej wyprawie. O takich rejsach żeglarze mówią często, że był to „rejs życia”. Popłynąłem na jachcie Nashachata II na miesięczny rejs na Antarktydę. Najpierw trzeba było dotrzeć do Ushuaia, miasta w południowej Argentynie, leżącego na Ziemi Ognistej nad Kanałem Beagle, w pobliżu granicy z Chile. Z tego miejsca wyrusza większość wypraw żeglarskich, kierujących się w stronę Antarktydy.
Po wyprawie na Antarktydę brałem jeszcze udział w szesnastu rejsach. Poznałem Wyspy Alandzkie, Wyspy Nawietrzne, Dominikanę, Jamajkę i Kubę na Karaibach, Baleary i Wyspy Kanaryjskie należące do Hiszpanii, Sardynię i Wyspy Liparyjskie we Włoszech, Bretanię we Francji, wyspy na Morzu Adamańskim w Tajlandii, Gotlandię, Fårö i Olandię w Szwecji. Żeglowałem też dwa razy w regionie Grecji i dwa razy Norwegii, docierając aż na Lofoty. Wszystkie oglądane w trakcie tych podróży cuda natury były piękne i ciekawe, ale nie wywarły na mnie równie mocnego wrażenia, jak Arktyka i Antarktyka.
WB: Żeglarstwo i fotografowanie to Twoje dwie pasje…
PC: Tak to moje dwie największe pasje, żeglarstwo, którym zainteresowanie rozbudzili we mnie moi rodzice i dziadek Walery. Na ścianach w domu wisiały starannie oprawione fotografie z podróży dziadka. Gdy byłem małym chłopcem, zasiadałem często wieczorami na kolanach dziadka, przy jego biurku, a on opowiadał mi o podróżach i rysował egzotyczne zwierzęta i krajobrazy. W 50. rocznicę jego śmierci Senat Akademii Górniczo-Hutniczej ustanowił rok 2022 rokiem prof. Walerego Goetla. Mój dziadek był wybitnym geologiem, stratygrafem, mineralogiem, współtwórcą Tatrzańskiego Parku Narodowego, Pienińskiego Parku Narodowego oraz Babiogórskiego Parku Narodowego.
„Na nasze spotkanie przyniosłem egzemplarz książki »Wyspa na chmurnej północy«, napisanej przez brata dziadka Piotra, Ferdynanda Goetla. Piotr uśmiechnął się i położył obok swój egzemplarz. Bracia odbyli wyprawę na Islandię latem 1927 r. Walerego interesowała islandzka geologia, a Ferdynand, wybitny i bardzo znany przed II wojną światową pisarz, barwnie tę wyprawę opisał” – opowiedział Witold. „Do mojego z Piotrem poznania się i spotkania doprowadziła aktorka Elżbieta Goetel, córka pisarza Ferdynanda, która była przyjaciółką moich rodziców” – dodał Witold.
W dalszym ciągu rozmowy Piotr i Witold poruszyli również kwestie historii swoich rodzin:
WB: Łączy nas sympatia do irlandzkiego Jamesona, ale również to, że w naszych domach rodzinnych nie mówiło się o czasach wojny. O ojcu Elżbiety Goetel, który musiał uciekać z Krakowa w 1945 r., dowiedziałem się dopiero po sierpniu 80. W PRL komunistyczne władze nałożyły na jego twórczość całkowitą cenzurę. Ferdynand Goetel w 1943 roku za wiedzą Delegatury Rządu na Kraj wziął udział w zorganizowanej przez Niemców misji, podczas której badano groby polskich oficerów w Katyniu. Po wojnie był on dla Sowietów jednym z najbardziej niewygodnych świadków zbrodni katyńskiej. Został przez władze komunistyczne oskarżony o kolaborację z Niemcami i był ścigany listami gończymi.
PC: Tak, nie mówiono o tym w moim domu. Drugi mąż mojej babci (z domu Skłodowskiej) Jan Szancenbach (senior) był przed II wojną światową bardzo znanym w Krakowie lekarzem. Był oficerem Legionów i pierwszym dyrektorem Szpitala im. Gabriela Narutowicza, od jego otwarcia w 1934 roku aż do wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku. Zmobilizowany jako lekarz wyruszył na front i jako oficer dostał się do sowieckiej niewoli, a następnie do obozu w Starobielsku. Wiosną 1940 roku wraz z innymi oficerami został zamordowany. Brat mojej babci, Władysław Skłodowski (Piotr jest spokrewniony z Marią Skłodowską-Curie) był wojskowym i po wojnie przebywał na emigracji w Londynie. Jego syn, Jacek Skłodowski, jako 16-latek brał udział w Powstaniu Warszawskim i zmarł wskutek odniesionych ran 19 września 1944 roku. W domu nie mówiono o tym i ani jako młody chłopak, a później nawet jako student, aż do początku lat 80. nie miałem o tym pojęcia.
WB: Piotrze udało ci się „dotknąć” tych kilku miejsc na Islandii, gdzie wędrował Twój dziadek wraz z bratem w 1927 roku?
PC: Tak, oni wyruszyli wtedy z Borganes do Reykholtu i okrążyli lodowiec Langjökull, docierając do Gullfoss, Geysir i Þingvellir. Mogłem te miejsca odwiedzić. Na więcej nie było czasu. Wiem, że chciałbyś, żeby do Reykjaviku przybyła wystawa z wyprawy braci Goetlów do Islandii, stąd moja nadzieja, że spotkamy się w Reykjaviku na jej otwarciu.
Informacje o wystawie przekażemy w późniejszym terminie.