Kobiety do niego wzdychają, mężczyźni mu zazdroszczą, a on sam przyznaje, że jego największa słabość to muzyka i sport. Jón Jónsson. Skąd on się w ogóle wziął?
Przygoda z muzyką dla Jónssona rozpoczęła się bardzo szybko. Od najmłodszych lat uczęszczał do szkoły muzycznej w Hafnarfjordur, gdzie uczył się gry na gitarze. Jako jedenastolatek zaczął pisać własne piosenki. Rok później udzielił pierwszego wywiadu telewizyjnego i kariera młodego muzyka nabrała tempa.
W wieku szesnastu lat zagrał główną rolę w szkolnym musicalu, który wystawiano w Borgarleikhúsið. Przedstawienie odniosło ogromny sukces, toteż Jón musiał odłożyć na bok swoje marzenia o karierze solowej i skupić się na grze w musicalu. Jednak nie zaprzestał pisać piosenek. W szkole poznał Kristjana Bjarnasona, z którym nagrał pierwsze demo.
Kolejne trzy lata Jón Jónsson spędził w Stanach Zjednoczonych, na uniwersytecie w Bostonie. Nie porzucił muzyki. Koncertował, grał w piłkę nożną. W tym roku wydał swój pierwszy album i stał się ulubieńcem mediów. Nie przez fakt, że jest bratem popularnego Friðrika Dóra, ale dlatego, że ma talent.
Najbardziej rozchwytywanym wydawnictwem ostatnich miesięcy okazał się album „Wait for Fate” Jóna Jónssona, co zdziwiło niektórych fanów islandzkiej sceny muzycznej, żyjących w przeświadczeniu, że wyspa ognia i lodu nie dopuszcza brzmień pozbawionych surrealistycznych emocji i szalonych namiętności. Wydawnictwo chłopaka z Hafnarfjordur nie jest ani kontrowersyjne, ani awangardowe. Nie znaczy jednak, że jest pozbawione wartości. Wręcz przeciwnie. Jónsson udowodnił, że aby nagrać przyzwoity materiał wystarczy gitara i dobre, proste kompozycje.
„Wait for Fate” to urocza opowieść o miłości opowiedziana przez subtelne dźwięki instrumentów, okraszone świetnym wokalem. Niewątpliwie drugi element jest najsilniejszym punktem albumu. Jón momentami przypomina genialnego Jeffa Buckleya („Sooner or Later”), by za chwilę zaskoczyć zadziornie zaśpiewanym “ Lately, I’ve been checking you out girl. And baby, I feel your oh so fine” w utworze „Lately”.
Debiutancki album Jóna Jónssona nie nudzi się po dziesięciu minutach, jak to często bywa z wydawnictwami popowymi. Oprócz znanego w każdym zakątku Islandii „Kiss in the Morning”, czy „When You’re Around” znajdziemy wiele miłych dla ucha ballad, min. urzekające „Sunny Day In June”, czy absolutnie fenomenalne , zamykające album „Miss You So”.
Płyta spodoba się wszystkim, którzy do grona takich artystów jak Gavin DeGraw czy John Mayer próbują wpasować kogoś z Europy. Jón Jónsson ze swoim „Wait for Fate” to bardzo dobry wybór.
Wydawnictwo idealne na każdą porę dnia i każdą pogodę. Wędruje do grona moich ulubionych.
(Jón Jónsson wystąpi na zbliżającym się Icelandic Airwaves)