Już za kilka minut na scenie klubu Gaukurinn zagra Popek. To jego pierwsza wizyta w Islandii oraz pierwsza odsłona projektu International Hip Hop Movement. Paweł Ryszard Mikołajuw to szalenie sympatyczny człowiek, który otwarcie, jasno, krótko i na temat odpowiedział podczas wywiadu na pytania od Iceland News Polska.
Zacznijmy od imienia. Nazwy. Samookreślenia się. Jesteś Pawłem, Popkiem, Królem Albanii. Kim jesteś i kiedy?
Dzisiaj jestem Królem Albanii Popkiem. Jako Król Albanii Popek Monster gram dzisiaj dla Was koncert. Pawłem jestem w życiu prywatnym, którego właściwie nie mam. (śmiech) Jestem też Popkiem z KSW, wtedy kiedy walczę.
Czyli masz kilka twarzy…
Osobowości też.
Którą lubisz najbardziej?
Tą teraz. (śmiech) Kiedy jestem po obiedzie, odpoczywam, kiedy jestem Królem Albanii „przed”. Nie Królem Albanii „po”, ale „przed”, bo „po” to będę się czuł źle. (śmiech) Przed koncertem, najedzony do syta, ogolony, po fryzjerze. Przygotowany do spotkania z publicznością.
Będąc nieszablonową postacią czujesz się bardziej celebrytą, czy artystą?
Sam już nie wiem. Jestem artystą z krwi i kości, ale ludzie często mówią, że jestem celebrytą. Nie będę się kłócił, bo wiem, że jestem artystą. Jestem znany nie z tego, że jestem znany, ale z powodu bycia muzykiem. Zachowuje balans miedzy byciem artystą a celebrytą z lekką przewagą dla tego pierwszego. Wiesz, ja nie jestem „Frytką”, która się puszcza przed oczami milionów telewidzów.
Bez wahania, bo liczby mówią same za siebie, można powiedzieć, że słuchają Cię miliony. Jak się z tym czujesz? Masz świadomość wpływu na ludzi?
Wiem, że ludzie za mną szaleją, ale ja nie jestem odpowiedzialny za siebie, a co dopiero za innych. Nie uważam, że mam wpływ na ludzi, ale mam też świadomość, że tak może być. Nie wiążę tego jednak z odpowiedzialnością za kogoś, kto mnie słucha.
Czy spotkałeś się z fanami, którzy mówili Ci „Popek czuje to, co Ty, myślimy podobnie, mówisz głośno o tym, o co mi chodzi w życiu, bawisz się życiem tak jak ja nie potrafię, ale czuję to, co Ty”?
Za każdym rogiem. Co drugie zdjęcie. Są osoby, które chcą tylko fotkę i znikają jak duchy, a z niektórymi robię zdjęcie i wtedy wylewa się z nich mnóstwo dobrych słów o tym, że moje życie i to, co robię w muzyce ma dla nich znaczenie. Co druga osoba po prostu musi mi powiedzieć jak bardzo mnie lubi i za co.
Pamiętasz kogoś szczególnie?
Wiesz… Każdy jest inny. Ciężko zapamiętać, bo to setki osób są. Jest tych momentów całe mnóstwo, a ja mam słaba pamięć, krótkotrwałą (śmiech), zniszczoną, bo ja nie pamiętam, co jadłem przed chwilą a mam pełen brzuch…
Żeberka…
(śmiech) Właśnie żeberka. Trudno mi przywołać teraz konkretną sytuację… Chociaż miałem taką jedną, nietypową akcję. Wracając z koncertu gdzieś o czwartej rano zatrzymałem się na CPN-ie, skąd musiałem uciekać, bo ludzie zaczęli mi pstrykać zdjęcia. Po jakiś niedługim czasie jazdy autem stanąłem w lesie, żeby się zwyczajnie odlać, a mi nagle z lasu wylatuje koleś w dresie i krzyczy z niedowierzaniem „Popuś, czy to Ty?!”. (śmiech)
Nie, nie wierzę. (śmiech)
Tak, naprawdę. Normalnie wsiadłem do samochodu i uciekłem.
Jako artysta nie trzymasz się jednej kanwy. Co inspiruje Cię do zmiany stylu muzycznego? Za czasów „Firmy” grałeś inaczej, Twoje indywidualne projekty to też inne historie muzyczne.
Teraz jest inaczej, a za rok znowu będzie inaczej. Muzyką się bawię. To się zmieniło, że rap to już nie jest pępek świata, mimo że z rapu się wywodzę. Jest wiele gatunków muzycznych. Ja po prostu jestem na dzień dzisiejszy muzyką. Mam wiele inspiracji do tworzenia, ale moją największą muzą od zawsze jest Tupac. Nie mam innych wyznaczników mody w muzyce i nie bardzo nawet chce je poznawać, bo sam wyznaczam pewne standardy i tego się trzymam.
Czy w jakiś szczególny sposób celebrowałeś nr 1. na OLiS-ie za płytę Król Albanii? To było znaczące?
Teraz to już jest tak, że za tę płytę mam potrójną platynę. Na początku celebrowałem, później się zwyczajnie przyzwyczaiłem. Teraz wieszam kolejne płyty na ścianie, czasami „zamule” się patrząc na nie, ale to nie jest jak pierwszy seks, pierwsza miłość, pierwsza nagrana płyta, to się staje rutyną, ale kocham to bardzo i dlatego to robię.
Co jest Twoim artystycznym marzeniem? Chciałbyś z kimś zagrać, wyprodukować z konkretną postacią nową płytę?
Chciałbym nareszcie zacząć grać za pieniądze publiczne. (śmiech) Ja z każdym już coś nagrałem z kim chciałem, więc teraz to tylko granie za publiczne pieniądze. To byłoby coś. Przyjechać sobie na miejscowy festiwal np. dni miasta „Hurhureheje” (śmiech) jakiegoś w środku Islandii i żeby tamtejsi notable płacili mi kasę.
To dość niespotykana odpowiedź. Przeważnie artyści mówią o niezależności i samowystarczalności. Wiesz o tym?
Nie wiem. Ja wszystko mam i jestem niezależny. Niedawno grałem dla miasta Starachowice z trzema królami. Tam zapłacił prezydent i było naprawdę super. (śmiech)
Kiedy, a może dlaczego pojawiły się w Twojej głowie pomysły na samookaleczenie się? Na początku swojej kariery byłeś zupełnie innym człowiekiem, przynajmniej wizualnie.
Musiałem pociąć mordę i zrobić oczy, żeby w końcu wyglądać jak normalny człowiek. (śmiech) Natchnienia szczególnego nie było. To było silniejsze ode mnie. Mam nadzieję, że to już jest koniec, ale nie jestem w stanie powiedzieć tego na pewno, bo jak już wspomniałem, nie potrafię brać za siebie do końca odpowiedzialności. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że boję się swoich pomysłów. Myślę, że już cięcia mordki więcej nie będzie. Nie robiłem tego pod publikę, a bolało jak skurczybyk i miało boleć. Czuję, że otworzyłem swoje wszystkie czakry i jestem już spokojny.
Polacy lubią gdybać. Gdybyś mógł wymazać z życia wydarzenie, sprawić by nigdy do niego nie doszło to, co by to było?
To może wszelkie historie z poprawczakami… Kryminalna przeszłość. Właściwie to pozbawienie wolności to najgorsza rzecz w moim życiu. Tylko to chciałbym zmienić, gdybym mógł.
Dokonane przestępstwo zmusiło Cię do wyjazdu z Polski. Jak oceniasz ten okres?
Zajebiście! To wtedy rozwinąłem się jako artysta, zrobiłem karierę. To jest niesamowite. Ja byłem poszukiwany, ale zrobiłem karierę i teraz jestem królem. Tęsknota za krajem to jedna sprawa, a życie druga. Trzeba czasami siedzieć na czterech literach, robić swoje, ale trochę liczyć na gwiazdkę z nieba.
Powróciłeś do sportu. Nawet dzisiaj, mimo napiętego harmonogramu byłeś na treningu. Powiedz, jaki jest dla Ciebie najważniejszy moment w treningu?
Lubię endorfiny po treningu. Nieraz przychodzę zamulony na trening, ciężko jest wstać i zebrać się, ale wychodzę po treningu z podniesioną głową. Obolały, ale spełniony jako sportowiec, kiedy już jestem po. To jest fajny narkotyk, do którego trzeba przywyknąć. W treningu wszystkie elementy są dla mnie istotne. Zarówno trening siłowy i mentalny. Niedługo zaczynam spotkania z psychologiem sportowym, bo silna głowa jest bardzo ważna. Być dumnym z siebie np. po ciężkim sparingu to jest to, co lubię najbardziej.
Z kim chciałbyś walczyć w najbliższej przyszłości?
Z Bruce Lee i Jackie Chan’em. (śmiech) Na poważnie to nie mam jakiś wymagań, czy marzeń. Kogo mi dadzą do walki to z tym będę walczył. Liczę, że będzie druga okazja, żeby spotkać się z Mariuszem (Pudzianowskim – przyp. red.), którego bardzo szanuję. W poprzedniej walce to była przepaść. Ja się szykowałem do niej zaledwie miesiąc. Teraz jest lepiej. Cały czas trenuje. Na propozycje w sporcie jestem tak samo otwarty jak na muzykę.
Wracając do muzyki. Czy czujesz różnice między polską a polonijną publicznością?
Tęsknota za Polską robi swoje. Koncerty zagraniczne zawsze zaczynam od najbardziej rapowego kawałka na świecie, czyli od polskiego hymnu narodowego. To bardzo mocny akcent na początek występu, który jednoczy całą publiczność, niezależnie, gdzie występuje. Żyjąc na emigracji bardzo doceniałem występy polskich artystów. Nikt nie śpiewa „Jeszcze Polska nie zginęła”, a ja to robię i będę robić.
Na Islandii jesteś na razie dobę. Jakieś pierwsze doświadczenia, spostrzeżenia?
Jest podobnie jak w Grecji, tylko zimno. (śmiech) Wszędzie woda, góry. Dzisiaj jeszcze zaplanowana jest wycieczka na gorące źródła. Islandia podoba mi się bardzo. Czuję się jak na Marsie, ale w pozytywnym słowa znaczeniu. Czuć dobre wibracje i czekam tylko na więcej wrażeń.
Islandia to ostatnimi czasy popularne miejsce na kręcenie teledysków. Myślałeś o tym? Może masz już projekt do realizacji?
Tak. Jutro kręcimy teledysk do piosenki „Jak ptak”. Islandia to idealne miejsce do pokazania wolności. Piosenka mówi o tym, jak być wolnym jak ptak, przynajmniej móc się tak poczuć. Będziemy kręcić różne miejsca, trochę na spontanie. Właściwie to myślę, że również nagramy bawiących się na dzisiejszym koncercie ludzi i dołączymy te kadry do teledysku. Zobaczymy, jaka będzie energia, czy to będzie fajnie wyglądało. Mamy niewiele czasu, a chcemy dużo zrobić. Trzeba być kreatywnym i otwartym na pomysły.
Chciałbyś coś przekazać Czytelniczkom i Czytelnikom Iceland News Polska?
Tak. „Hejhihereghoj er hi herheje” (śmiech), co po polsku znaczy WIDZIMY SIĘ NA KONCERCIE!
Justyna „sajja” Grosel