Uważa się, że starszy mężczyzna, który zginął w wypadku spadochronowym w Tampie na Florydzie (wypadek miał miejsce w sobotę), imieniem Örvar Arnarson, był instruktorem skoków spadochronowych, który chciał uratować przed wypadkiem swojego młodszego ucznia, Andri Mára Þórðarsona.
Obydwaj skoczkowie zmarli w wyniku upadku z dużej wysokości, gdyż zawiódł spadochron który się nie otworzył, a spadochrony zapasowe otworzyły się zbyt późno, donosi Fréttablaðið.
Badania w tej sprawie wciąż trwają – śledztwo prowadzi lokalna policja. Wczoraj grupa dochodzeniowa ogłosiła, że nic nie wskazuje na to, że miało miejsce jakiekolwiek przestępstwo. Jednym z dowodów jest nagranie z kamery, którą jeden ze skoczków przymocował do swojego kasku.
Obydwaj mężczyźni byli Islandczykami – brali udział w imprezie organizowanej przez klub Frjálst fall, jaką była wycieczka do Stanów Zjednoczonych, aby uczestniczyć w festiwalu skoków spadochronowych.
Przewodniczący klubu, Hjörtur Blöndal, powiedział wczoraj w wywiadzie dla ruv.is, że grupie zostało zaproponowane poradnictwo kryzysowe w niedzielę, jednak członkowie odrzucili tę ofertę.
Są oni w kontakcie z rodzinami ofiar wypadku, ale sami kontynuują swą przygodę ze skokami spadochronowymi w ramach festiwalu. „Andri i Örvar życzyliby sobie tego”, mówią.
Örvar miał 40 lat, a Andri 25. Obydwaj byli stanu wolnego i bezdzietni.