Pisząc ten tekst, chcę przybliżyć wszystkim czytelnikom to wspaniałe zwierzę, jakim jest koń islandzki. Na pewno każdy z nas wielokrotnie podczas wycieczek po Islandii lub spacerów na obrzeżach miast natknął się na sympatycznych przedstawicieli tego gatunku. Koń islandzki jest stałym elementem tutejszego krajobrazu i jest równie głęboko zakorzeniony w islandzkiej kulturze i stylu życia. Można znaleźć ku temu świadectwa już w najdawniejszych islandzkich sagach, wierzeniach, sztuce i legendach. Czym więc się wyróżnia koń islandzki? Dlaczego mówimy o nim koń, a nie kucyk? Jak zacząć przygodę z jazdą konną na Islandii? Postaram się udzielić odpowiedzi na te pytania w poniższym artykule.
Juliusz Verne w swojej powieści „Podróż do wnętrza Ziemi” pisał: „Żadne zwierzę nie przewyższa inteligencją islandzkiego konia; nic nie zdoła go zatrzymać – ani śniegi i burze, ani bezdroża, ani skały i lodowce. Jest śmiały, niewymagający i pewny siebie. Nie czyni fałszywego kroku, zawsze zareaguje właściwie. Niech tylko trafi się jakaś rzeka, jakiś fiord do przebycia – a trafi się na pewno – wtedy zobaczysz, jak rzuci się do wody bez chwili wahania, niczym amfibia, i dotrze do przeciwległego brzegu”.
Konie towarzyszyły pierwszym osadnikom i stały się niezbędnymi towarzyszami, pomagającymi ludziom przetrwać w niełatwych islandzkich warunkach. Pomagały przemieszczać się na ogromne odległości, transportować towary (również przez liczne rzeki), odnajdywać drogę wśród zamieci, będąc przy tym idealnymi wierzchowcami dla całych rodzin. Musiały do tego wykształcić mnóstwo cech, które wyróżniają je na tle innych ras. Trudne warunki sprawiły, że konie islandzkie są wyjątkowo silne, chętne do pracy, inteligentne, żywiołowe i odważne. Warto wspomnieć, że nie mają tutaj naturalnych wrogów (wszak największym dzikim drapieżnikiem na wyspie jest lis polarny), dlatego się nie płoszą, a widok koni odpoczywających i śpiących bezpośrednio na ziemi jest tutaj bardzo częstym obrazkiem. Ich wielofunkcyjność i wielozadaniowość zadziwia „kontynentalnych” jeźdźców. Konie islandzkie są w stanie przemierzać ogromne odległości w dosłownie każdych warunkach pogodowych, żadna nawierzchnia nie jest im straszna. Po dziś dzień bardzo popularne są wielodniowe, wielokilometrowe rajdy, które zawsze stanowią wielkie wydarzenia w lokalnych jeździeckich społecznościach. Bywa, że jeźdźcy mają ze sobą kilka koni biegnących luzem, gdzie jednego trzymają za wodze, a reszta jest przyczepiona do niego specjalną uprzężą. Wierzchowce można zmieniać w razie potrzeby lub też umieścić podręczny bagaż w sakwach biegnącego obok zwierzęcia. Spotyka się również stada wolno biegnących koni, obejmujące nieraz ponad 100 osobników, gdzie na czele i na tyle stada jadą jeźdźcy. Jest to spektakularny widok, możliwy do zaobserwowania latem na długich trasach, takich jak Kjölur, w okolicach Landmannalaugar, a także gdy z okolic Reykjaviku trzeba przepędzić stado na przykład na południe czy też w okolice Borgarfjörður na letnie pastwiska. Często dziennie pokonuje się dziesiątki kilometrów przez wiele dni, w górach, po wulkanicznych pustyniach, przekraczając rwące rzeki, nieraz brodząc w śniegu nawet w środku lata.
Na potrzeby przemierzania ogromnych odległości w niełatwych warunkach, transportując członków islandzkich rodzin, islandzkie konie wykształciły dwa dodatkowe chody, których nie ma żadna inna rasa koni na świecie – są nimi tölt oraz flugskeið, czyli tzw. latający inochód. Tölt jest najbardziej komfortowym dla jeźdźca chodem konia. Jest szybki, czterotaktowy, przy czym zawsze przynajmniej jedna noga konia znajduje się na ziemi, więc nie ma charakterystycznego „podbicia”, które następuje na przykład w kłusie. Gdy Islandczyk chce zaprezentować, jak bardzo płynny jest tölt jego konia, wybiera się na przejażdżkę ze szklanką piwa w ręce – jeżeli nie uleje się ani kropla, to znaczy, że chód jest idealny. Kolejnym wyróżniającym islandery chodem jest „latający inochód”, a po islandzku flugskeið lub skeið – jest to chód lateralny, który w zwolnionym tempie przypomina sposób, w jaki biegnie wielbłąd. Oznacza to, że koń stawia na zmianę obie lewe lub obie prawe nogi, a nie w kolejności prawą przednią, lewą tylną, lewą przednią, prawą tylną. Jest to bardzo szybki chód, biegnący nim koń może osiągnąć prędkość do 50 kilometrów na godzinę, a siedzący na nim jeździec ma wrażenie, jakby leciał na miotle – stąd nazwa chodu. Dla porównania, najszybsze konie wyścigowe świata osiągają prędkość 60–70 kilometrów na godzinę, więc wspomniany wynik dla niewielkich, krępych koników, jakimi są islandery, to jest całkiem niezła prędkość!
Niezwykle istotne dla Islandczyków jest to, aby chody były czyste, piękne i efektowne, stąd też niezliczona liczba konkursów i pokazów, które odbywają się na wyspie. Najpopularniejsze są zawody, w których konie rywalizują na punkty w kategorii najczystszych chodów, niemal zupełnie zastępując inne konkurencje. Na Islandii rzadkością są wyścigi konne, raczej nie zaprzęga się koni do powozów, nie ma skoków przez przeszkody czy konkursów w ujeżdżaniu – wyjątki stanowią rajdy wytrzymałościowe, ale to wciąż nie jest popularna dyscyplina.
Często konie, które nie wykazują dodatkowych chodów, zwyczajnie przeznacza się na mięso, tak samo, jak konie narowiste czy w jakikolwiek inny sposób skrzywione. W ten sposób utrzymuje się pulę genową pozbawioną wszelkich niedoskonałości, zapobiega zanikaniu chodów lateralnych oraz wyklucza narowiste, złośliwe osobniki. Rzadko słyszy się o przypadkach kopnięcia kogoś przez konia, islandery wydają się być praktycznie pozbawione chęci krzywdzenia człowieka. Często niestety prowadzi to do nadużyć i tragedii, gdy spragnieni efektownych zdjęć turyści zatrzymują się na poboczach dróg, aby pobawić się z, w ich mniemaniu, dzikimi konikami. Oprócz głaskania i robienia zdjęć, posuwają się do przekraczania ogrodzenia, wskakiwania koniom na grzbiety, karmienia ich smakołykami, które nie są przeznaczone dla koni, czyniąc ogromną krzywdę zwierzętom i ich właścicielom. Islandzkie konie nie jedzą praktycznie nic innego niż trawa i siano, a na pastwiskach nierzadko stoją młode osobniki, których kręgosłupy są jeszcze niegotowe do noszenia jeźdźców. W ogromnej liczbie przypadków nie da się naprawić szkód, które zostały poczynione przez nierozważnych turystów. Mimo swoich rozmiarów, konie są delikatne i można zrobić im krzywdę, karmiąc jedzeniem, do którego nie są przyzwyczajone, uszkodzić kręgosłup lub zwyczajnie nauczyć złych nawyków. Dlatego co roku wielu właścicieli pastwisk położonych niedaleko atrakcji turystycznych apeluje do lokalnych operatorów wycieczek, aby nie zatrzymywali się w pobliżu koni pasących się na polach i nie niepokoili ich.
Warto wspomnieć, że jazda konna jest tu raczej aktywnością zimową. Po letnich rajdach konie najczęściej odstawia się na na pastwisko, gdzie spędza pozostałe letnie miesiące oraz jesień na odpoczynku, jedzeniu i tyciu – po czym zimą zabiera się go z powrotem do stajni, gdzie rozpoczyna się treningi przygotowujące do długich letnich przejażdżek. Przeważnie zwierzęta zabierane z pastwiska są pokryte długim, puszystym zimowym futrem, dzięki czemu nie są im straszne żadne sztormy ani śnieżyce. Przebywając z islandzkimi końmi można zauważyć, że kompletnie nie wzrusza ich pogoda – nawet w obliczu wyboru pomiędzy szalejącym sztormem a cieplutką stajnią – raczej pozostaną na zewnątrz. Są w stanie wygrzebać trawę spod śniegu i zbijają się w ciasne grupki, gdy wieją lodowate wiatry. Konie na pastwiskach można ujrzeć nawet w styczniu czy w lutym, w samym środku srogiej zimy – nie jest to okrucieństwo wobec zwierząt, ponieważ dopóki mają one zapewnione schronienie, z którego mogą skorzystać w razie potrzeby, a jest nim najczęściej górka lub ściana, za którą mogą się schować w trakcie sztormu, to przebywanie na zewnątrz jest dla nich normalne. Również jazda konna w dosłownie każdych warunkach nie jest tu niczym dziwnym. Islandzkie konie radzą sobie zarówno świetnie w śniegu po pierś, jak i na oblodzonych kałużach. Przed porywistymi wiatrami chronią je gęste futro i długa grzywa. Jeźdźcy najczęściej jeżdżą w zimowych jednoczęściowych kombinezonach „kuldagalli”, często też można zauważyć elementy ubiorów narciarskich lub snowboardowych. Z zimowych ciekawostek warto wspomnieć, że Islandczycy opanowali sztukę jazdy konnej zimą do tego stopnia, że często odbywają się tu zawody na zamarzniętej tafli jeziora. Konie są wyposażone w specjalne podkowy z kolcami, dzięki czemu na lodzie radzą sobie równie dobrze, jak na każdej innej nawierzchni. Dobrze więc pamiętać, gdy po raz kolejny narzekamy na islandzką pogodę, że jest nam zbyt zimno, zbyt wietrznie i zbyt ponuro – na którejś z okolicznych konnych ścieżek na pewno właśnie w tym momencie śmiga jakiś jeździec i koń, oboje cieszący się ruchem i świeżym powietrzem.
Gdy mówimy o zdrowiu islandzkich koni, to też jest coś, czym się wyróżniają. W odróżnieniu od zwierząt, które znamy z naszej Ojczyzny, tutejsze konie praktycznie nie potrzebują żadnej suplementacji. Islandery rzadko chorują, a mimo spędzania kilku miesięcy w roku na pastwisku i pracy w każdych warunkach pogodowych, dożywają sędziwego wieku w dobrym zdrowiu. Słyszy się o 30–40-letnich koniach, a dwudziestokilkulatki wciąż dziarsko przemierzają wielokilometrowe rajdy.
Kolejną kwestią, która wyróżnia islandery, jest ich ubarwienie – jeżeli chodzi o maści islandzkich koni, jest to prawdziwy misz-masz! Istnieje co najmniej 40 oficjalnych końskich umaszczeń i ponad 100 ich wariacji. Najczęściej spotykaną maścią jest kasztanowa oraz gniada, jednakże wszelkie inne maści, które przychodzą nam do głowy – konie bułane, palomino, dereszowate, jabłkowite, białe, siwe oraz najróżniejsze wariacje srokaczy – konie islandzkie mają je wszystkie! Co jakiś czas jednak pojawia się nowa odmiana i zawsze jest to duża sensacja, o której się mówi w krajowych wiadomościach. Ostatni taki przypadek ogłoszono w 2018 roku, maść konia została określona jako „ýruskjóttur”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy „srokaty spryskany”. Mowa o gniadym koniu o ciemnym grzbiecie, białych nogach i brzuchu oraz z jakby „rozpryskami” białego koloru na barkach, szyi i bokach. Ma też częściowo niebieskie tęczówki oczu. Ciekawym zjawiskiem u niektórych islandzkich koni jest zmiana umaszczenia w zależności od pory roku. Zimowe futro może być zupełnie innego koloru niż sierść prezentowana latem! Takie konie są bardzo cenne i zazwyczaj świetnie sprzedają się za granicę, tak samo jak konie o niebieskich oczach, do których jednak sami Islandczycy podchodzą niechętnie, twierdząc, że niebieskie oczy u konia to „oczy ducha”.
Jazdy konnej nie traktuje się tu jako sportu – na wsi konie wciąż pełnią funkcje użytkowe, pomagając w gospodarstwie przy zaganianiu owiec czy też służąc do objeżdżania ogromnych terenów o trudnej nawierzchni. W mieście posiadanie konia to często styl życia, stajnie nierzadko stoją w bliskim sąsiedztwie osiedli mieszkalnych, ludzie wpadają odwiedzić swoich ulubieńców o dowolnej porze dnia i koń bardziej przyjmuje status zwierzaka domowego, które się odwiedza i zapewnia mu ruch, niż prestiżowego hobby, jak często bywa to w Polsce. Również styl jazdy różni się zdecydowanie od europejskiego, co może stanowić problem dla przybyszy z kontynentu. Jazda konna jest tu przede wszystkim partnerstwem, gdzie czasem trzeba zaufać zwierzęciu i pozwolić mu „przemówić” do nas. Szczególnie w trudnym terenie trzeba pozwolić koniowi wybrać odpowiednią ścieżkę, czasem wie on lepiej, co jest bezpieczne, a co nierozsądne. Konie islandzkie są w stanie zachować spokój w trakcie oślepiających śnieżyc, gdy pęka tafla lodu pod kopytami czy podczas stąpania po grząskim gruncie, a także w ciemności i zawiei. Po wodzie konie te poruszają się z równą swobodą, jak po lądzie. Niejeden jeździec, niemogący zaufać swoim zmysłom, zdawał się na konia i powierzał mu bezpieczny powrót do domu. Stąd konie islandzkie są dość niezależne i trzeba się sporo napracować, aby zdobyć ich zaufanie. Co oczywiście warte jest każdego wysiłku – jedno z koniarskich przysłów mówi: „Jeżeli zdobyłeś zaufanie konia, to zdobyłeś też przyjaciela na całe życie”.
Dlaczego mówiąc o tych pięknych zwierzętach, używam określenia koń islandzki, skoro wielu z czytelników natknęło się na określenie „kuc”? Zapewne jest to pierwsze określenie, które przychodzi nam do głowy, gdy widzimy te niewielkie, krępe, puchate zwierzaki. Ale jest to kwestia dyskusyjna, bo jeżeli chodzi o wzrost, to koń islandzki mieści się w kategorii kuców, jednakże gdy chodzi o budowę i siłę, a przede wszystkim temperament, możemy go spokojnie nazwać koniem. Jakiekolwiek jest nasze osobiste zdanie na temat nazewnictwa lokalnego ssaka kopytnego, lepiej nie ryzykować określania islandzkiego konia kucem przy żadnym Islandczyku czy osobie mającej częsty kontakt z tymi zwierzętami. Przebywając z islandzkimi końmi można łatwo przekonać się, dlaczego – nazywanie tych wspaniałych, niestrudzonych, odważnych zwierząt kucykami, to naprawdę duże nadużycie. Warto wspomnieć, że od wieku zakazany jest import koni na wyspę, a osobniki, które opuściły Islandię ze względu na udział w zawodach, nigdy nie mogą na wyspę powrócić. Jest to więc jedna z najczystszych ras koni na świecie, przez wieki żyjąca w izolacji, starannie i pieczołowicie hodowana, aby zachować jej najważniejsze cechy.
Kolejną interesującą kwestią jest to, że obecnie żyjące na wyspie konie to potomkowie zaledwie 30% najsilniejszych osobników, które przeżyły wybuch wulkanu w 1783 roku, tego samego, który spowodował śmierć wielu zwierząt i głód w Europie. Jak twierdzą historycy, mogło to być przyczyną niepokojów społecznych, które ostatecznie doprowadziły do rewolucji francuskiej i wiosny ludów pod koniec XVIII wieku.
Można powiedzieć, że konie islandzkie są „nie do zdarcia”, stąd też zrozumiałe, dlaczego Islandczycy tak niechętnie podchodzą do nazywania ich kucykami. Słowo kuc kojarzy się z małym, rozkosznym, ale przy tym krnąbrnym i upartym stworzeniem. Silny, odważny, inteligentny islandzki koń, który przez wieki był przyjacielem i pomocnikiem miejscowej ludności, zasługuje na nazywanie go koniem.
Uważam, że ten niełatwy czas, gdy spotkania i aktywności towarzyskie są ograniczone do minimum, to idealna pora, aby zacząć przygodę z tym pięknym sportem. Jazda konna łączy w sobie bardzo wiele elementów wpływających wspaniale zarówno na samopoczucie fizyczne, jak i psychiczne. Jest to aktywność fizyczna na świeżym powietrzu, wśród pięknej islandzkiej natury, zapewniająca kontakt ze zwierzęciem, co samo w sobie jest bardzo relaksujące. Oprócz tego zapewnia bardzo szerokie pole do nauki nowych umiejętności oraz stanowi świetną okazję do poznania ludzi, którzy podzielają nasze pasje. Niestety grono islandzkich jeźdźców jest dość zamknięte dla ludzi z zewnątrz i niełatwo jest zacząć przygodę z jazdą konną na Islandii. Jednak dla chcącego nic trudnego! Szczególnie teraz, w czasach niedoboru turystów, firmy wycieczkowe oferujące konne przejażdżki mają wiele do zaoferowania miłośnikom tych pięknych zwierząt. Warto zapytać w pobliskiej firmie, jaką mają ofertę wynajmu koni lub przejażdżek połączonych z nauką wszystkiego, co potrzebujemy wiedzieć o opiece nad zwierzętami i o samej sztuce jazdy konnej. Serdecznie zachęcam wszystkich czytelników do bliższego poznania tych wspaniałych stworzeń!
Autorka – Alicja Domagała