Lukrecja ma złą passę na arenie międzynarodowej, między innymi dlatego, że czarne żelki zostały najgorszym cukierkiem, jaki kiedykolwiek wyprodukowano, a także Twizzlers zupełnie nie trafili w gusta (zdecydowanie przesadzili z anyżem!).
Uwielbiana przez nordyckie ludy słodycz ta jest produkowana z korzenia Glycyrrhiza glabra – czyli lukrecji, która jest od 30 do 50 razy słodsza od cukru. Z tego powodu do większości islandzkiej lukrecji jest dodawana sól lub oblewa się ją czekoladą.
Ze względu na historię embarga i ograniczeń dotyczących zagranicznych słodyczy, lukrecja była w zasadzie jedyną słodkością dostępną dla Islandczyków przez setki lat, więc miejscowi musieli być kreatywni. W związku z tym zamiłowanie do lukrecji jest praktycznie zakorzenione w genach Islandczyków. Sklepy spożywcze i stragany ze słodyczami sprzedają cukierki we wszelkich postaciach, czy to oblane czekoladą, owinięte marcepanem czy oprószone drobnym pieprzem. W każdej islandzkiej lodziarni można zjeść lody z lukrecją – czarne jak lawa lub szare jak beton – z dowolną polewą i posypką.
Korzeń lukrecji ma właściwości lecznicze. Dawniej przepisywano go w leczeniu kaszlu i zaparć, a do dziś w aptekach sprzedaje się syrop z lukrecją jako środek łagodzący kaszel. Jest to jedna z niewielu rzeczy na świecie, która może zarówno powodować ból brzucha, jak i go leczyć.
Wyniki badań klinicznych wskazują, że składniki wyekstrahowane z korzeni lukrecji wykazują liczne właściwości przeciwwirusowe, przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze, przeciwzapalne, przeciwnowotworowe, hepatoochronne i przeciwwrzodowe. Ekstrakt z lukrecji wykorzystywany jest w kosmetologii, w produktach do pielęgnacji skóry i włosów. Wiadomo również, że zbyt duża ilość lukrecji może powodować nadciśnienie i zawały serca. Najlepszym rozwiązaniem dla miłośników lukrecji jest umiarkowanie.
Grupa GMT/Monika Szewczuk