Islandia tylko w dwóch swoich skrajnie północnych punktach przecina koło podbiegunowe, zwane też kręgiem polarnym. Jest to granica określona i wytyczona przez ludzi matematycznie, poza którą słońce faktycznie nie wznosi się nad horyzont zimą i nie chowa za nim latem. Za tą magiczną granicą leży skrawek lądu na obszarze Melrakkaslétta, w okolicach Raufarhöfn, a także wyspa Grímsey.
Na północnych obrzeżach Islandii słońce znika w środku zimy, zwłaszcza jeśli horyzont nie jest zupełnie płaski, lecz zasłaniają go góry, jak to bywa w położonych wzdłuż fiordów dolinach.
W takich miejscowościach ludzie cieszą się ostatnim dniem słońca, jeśli jest ono widoczne przy dobrej pogodzie, a gdy już ostatecznie zniknie za horyzontem, wyczekują dnia, kiedy pokaże się znowu. Z utęsknieniem wypatrują go na niebie.
W Dalvíku, leżącym tylko 40 km na południe od kręgu polarnego, ostatnim dniem, w którym oglądaliśmy słońce w tym roku był 27 listopada. Będziemy czekać na nie ponad miesiąc, choć przy bezchmurnym niebie możemy czasem zobaczyć jeszcze jego blask. Słońce pokaże się tu znowu 10 stycznia, jeśli pogoda łaskawie pozwoli i odsłoni w tym dniu niebo.
Innri Jolanta