Muzyczny kawałek tortu od Dikty

Dodane przez: INP Czas czytania: 2 min.

Zafascynowana islandzkojęzycznym „Andartak”, zakochana w „Hunting for Happiness” i pozytywnie zaskoczona przez „Get It Together”, niecierpliwie wypatrywałam kolejnego wydawnictwa Dikty. Zazdroszcząc Islandczykom premiery „Trust Me” i przeglądając listy najlepiej sprzedających się albumów nie mogłam doczekać się, kiedy krążek wpadnie w moje ręce. W końcu udało mi się go zdobyć. Wrażenia?
„What are you waiting for?” – pytają muzycy w pierwszym utworze. No więc, ja oczekuję tak samo dobrego poziomu całego wydawnictwa – a może ciut wyższego – jak w poprzednich odsłonach. I już po dwóch piosenkach można zauważyć, że Dikta nie zmienia stylu. Delektujemy się melodyjnym brzmieniem, ciekawymi tekstami i momentami agresywną muzyką, która gaśnie w melancholijnych piosenkach i ustępuje miejsca spokojnej gitarze.  Haukur Heiðar Hauksson zrobił kawał świetnej roboty – „Trust Me” to najlepsza wokalnie płyta w dorobku zespołu.
 Chłopcy tradycyjnie w pierwszej części albumu szaleją mocnymi gitarami i typowo rockowymi utworami – na uwagę zasługuje „Visitor” – by  gdzieś w środku drogi pozwolić słuchaczom na chwilę wytchnienia. „Cycles” to po fenomenalnym „Someone, Somewhere”    (z „Hunting for Happiness”) kolejny dowód na to, że Islandczycy są mistrzami ballad. „Caution” również nie uderza hałaśliwą muzyką. Podobnie „David”. Tak, druga część wydawnictwa to muzyczna rzeczywistość, w której uwielbiam bywać.  Miły dla ucha rodzaj rocka, niezbyt energiczny, ale wcale nie przynudzający. Ostatnia piosenka „Home” to zdecydowanie mój ulubiony utwór na płycie. Warto było przesłuchać „Trust Me” do końca, bo właśnie w samym ogonie znajduje się istna perełka. Świetna manipulacja nastrojem, chwytliwy refren i głos Haukura sprawiają, że  zaczynam myśleć o „Trust Me” jako o najlepszym albumie w karierze Dikty. Czyżby naprawdę taki był? A może to tylko emocje. Chwila, ale czy nie o emocje chodzi w odbiorze muzyki? Najlepszy, czy nie, nieważne. Dikta w swoim stylu uraczyła mnie melodyjnym islandzkim rockiem. Nie jest to nowatorski album, chłopcy mnie nie zaskakują. „Trust Me” jest kolejnym kawałkiem tego samego tortu. Dodam tylko, że niezmiernie pysznego tortu.

Udostępnij ten artykuł