Jak donosi RÚV, amerykański turysta został przyłapany na chodzeniu po krach na jeziorze lodowcowym Jökulsárlón. Najprawdopodobniej ryzykował życiem, aby zrobić sobie selfie. Przewodnik Páll Jónsson zauważył mężczyznę i sfilmował go. „Ten człowiek miał ogromne szczęście” – stwierdził Jónsson. „Gdyby wpadł pomiędzy kry, byłoby po nim”.
Przewodnik powiedział również, że turysta pokonał duży dystans i przedostał się na środek jeziora. „Miał ze sobą kijek do selfie i robił zdjęcia. Lód przemieszczał się bardzo szybko, więc widok był przerażający. Gdyby ten mężczyzna wpadł do wody, zostałby prawdopodobnie zmiażdżony przez lód, a już na pewno nie wydostałby się sam na powierzchnię. Zapewne nie udałoby się go uratować”. Jónsson wspomniał, że rozmawiał z tym turystą po tym, jak ten wrócił do swojej dziewczyny, która czekała na plaży. „Nie chciałem się z nim kłócić, ale nie mogłem się oprzeć, żeby powiedzieć mu, że to, co zrobił, nie było mądre, i że miał ogromne szczęście”.
Znaki przy jeziorze Jökulsárlón informują, że wchodzenie na lód jest zabronione. Mężczyzna twierdził początkowo że jest Kanadyjczykiem, a dodatkowo ekspertem od gór lodowych. „Odparłem, że może i jest tym, za kogo się podaje, ale nie miałoby to wielkiego znaczenia, gdyby wpadł do wody. Rezultat byłby tragiczny. Turysta odpowiedział, że przywykł do chodzenia po dryfującym lodzie w USA, skąd pochodzi”.
Gdy wrócił na brzeg, gapie nagrodzili go brawami. „Widywałem już ludzi skaczących między krami, ale nigdy nie spotkałem się z aż taką lekkomyślnością” – dodał przewodnik. „Myślałem, że zaraz zobaczę, jak ten człowiek ginie. Na szczęście do tego nie doszło”.
Jónsson zadzwonił na policję i poinformował funkcjonariuszy o zdarzeniu, ale turysta oddalił się szybko zaraz po rozmowie. Film nakręcony przez przewodnika, na którym uwiecznił turystę wchodzącego na lód, można obejrzeć TU.

Inne zagrożenia czekają na turystów na plaży Reynisfjara. Turyści są tam narażeni na niebezpieczeństwo ze względu na kamienie poodrywane przez wiatr. Jak donosi Vísir, turyści odwiedzający plażę Reynisfjara w zeszłym tygodniu znaleźli się w ogromnym niebezpieczeństwie, ponieważ silny wiatr spowodował osunięcie się kamieni, które zaczęły spadać na uczestników wycieczki. Prędkość wiatru dochodziła w porywach do 40 metrów na sekundę, a droga do Mýrdalssandur została zamknięta.
Grupa chińskich turystów znalazła się w niebezpieczeństwie, ponieważ o panujących warunkach dowiedzieli się dopiero po przybyciu na miejsce. O zdarzeniu opowiedział Ragnar Heiðarsson, kierowca autobusu, który zawiózł turystów na plażę Reynisfjara. „To nie był wyłącznie wiatr. W powietrzu latały kamienie. Musiałem zabrać stamtąd turystów, którzy poszli na plażę, i zaprowadzić ich na parking. Spadające kamienie były na tyle duże, że niemal porozbijały mi szyby”. Heiðarsson powiedział, że ludzie znaleźli się w ogromnym niebezpieczeństwie oraz że miał kłopoty z ponownym zebraniem grupy, ponieważ uczestnicy wycieczki chcieli uwiecznić na zdjęciach fale i warunki pogodowe.
Plaża Reynisfjara jest jedną z głównych atrakcji turystycznych południowej Islandii. Jednak większość podróżnych została w tym czasie skierowana w okolice wodospadu Seljalandsfoss, gdzie panowały znacznie lepsze warunki pogodowe. „Jechaliśmy na plażę Reynisfjara, ale powiedziano nam, żeby nie jechać dalej niż do wodospadu Seljalandsfoss. Musieliśmy zmienić plany” – powiedział Örn Guðmundsson, miejscowy przewodnik wycieczek.
Grupa GMT/Krzysztof Grabowski