Zarówno w tutejszych, jak i światowych mediach nieustannie przewija się ostatnio temat islandzkiej polityki. Co zatem warto wiedzieć? Przed Wami najważniejsze informacje dotyczące ostatnich wydarzeń politycznych na Islandii.
Pierwsza ofiara „Panama Papers”
Po raz pierwszy w historii Islandii premier podał się do dymisji – Sigmundur Davíð Gunnlaugsson zrezygnował ze stanowiska 5 kwietnia. Rozwojowi sytuacji na islandzkiej scenie politycznej bacznie przyglądają się zagraniczne media, ponieważ Gunnlaugsson był pierwszą „ofiarą” afery „Panama Papers” – wycieku dokumentów o działaniach panamskiej firmy prawniczej Mossack Fonseca.
„Kraksa samochodowa w slow motion”
Gunnlaugssona surowo skrytykowali politycy ze wszystkich partii politycznych, w tym jego własnej. Ostre komentarze dotyczyły nie tyle samej afery, co zachowania byłego premiera podczas wywiadu ze szwedzką telewizją SVT, w którym zadawano mu pytania o powiązania z fimą zarejestrowaną w raju podatkowym. Polityka wyśmiał również brytyjski komik John Oliver, który opisał wywiad jako „kraksę samochodową w slow motion”.
Tym, co wzbudziło największy niesmak i ogólne niezadowolenie Islandczyków, był pozbawiony klasy sposób, w jaki premier odszedł ze stanowiska – w pewnym momencie wycofał się ze swojej decyzji i zaprzeczył, jakoby podał się do dymisji.
Mimo, iż premiera uważa się za pierwszą „ofiarę” afery, jest on tak naprawdę drugim islandzkim politykiem, który zrezygnował ze stanowiska po wycieku „Panama Papers”. Parę godzin przed ogłoszeniem dymisji Gunnlaugssona, swoją rezygnację ogłosił jeden z najwyżej postawionych członków Partii Niepodległości, radny Reykjaviku, Júlíus Vífill Ingvarsson.
Masowe protesty
Premier podał się do dymisji po protestach 22 tysięcy ludzi, którzy w poniedziałek zgromadzili się przed islandzkim parlamentem. Manifestacje nie ustały nawet po ogłoszeniu decyzji premiera – społeczeństwo chce również rezygnacji dwojga ministrów, których nazwiska pojawiły się w „Panama Papers”. Zarówno minister finansów i przewodniczący Partii Niepodległości, Bjarni Benediktsson, jak i minister spraw wewnętrznych, Ólöf Nordal, nie odejdą ze swoich stanowisk. Protestujący domagali się także rozwiązania parlamentu i rozpisania nowych wyborów.
To największy protest od roku 2008, kiedy społeczeństwo wyszło na ulice po kryzysie bankowym. Islandczycy zainspirowali Brytyjczyków, którzy chcą, aby w ślady Gunnlaugssona poszedł premier David Cameron, posiadający „spółkę fasadową” w jednym z rajów podatkowych. W wywiadzie ze stacją telewizyjną Stöð 2, profesor Eiríkur Bergmann, wykładający na Uniwersytecie Islandzkim, stwierdził, że manifestacje w islandii znacznie osłabiły wizerunek polityczny Camerona.
Mimo, iż protesty nadal trwają, a członkowie partii koalicyjnych naciskają na ministrów, specjaliści uważają, że nie dojdzie do następnych dymisji, ani tym bardziej rozwiązania parlamentu. Partiom opozycji nie udało się przegłosować wotum nieufności.
Islandczycy nie ufają nowemu rządowi
Sigmundur Davíð Gunnlaugsson złożył swoją rezygnację na ręce prezydenta Islandii. Ogłoszono skład nowej Rady Ministrów, na czele której stanął wiceprzewodniczący Partii Postępu, były minister rybołówstwa i rolnictwa, Sigurður Ingi Jóhannsson. Nowy rząd, który odbył już pierwszą naradę, cieszy się zaufaniem zaledwie 26% wyborców.
Jak pokazują wyniki ankiety, przeprowadzonej przez firmę Maskina, znaczna większość wyborców (66%) nie ufa lub prawie w ogóle nie ufa nowemu rządowi. Nowego premiera darzy zaufaniem niespełna 20% ankietowanych. Islandczyków nie usatysfakcjonowała też dymisja Gunnlaugssona – 80% respondentów chce, aby zupełnie zrezygnował z zasiadania w parlamencie. Nadal jednak będzie obecny na posiedzeniach, pozostanie też przewodniczącym centroprawicowej Partii Postępu.
Przyspieszone wybory?
Po przedstawieniu składu nowego rządu, partie koalicji ogłosiły, że jesienią odbędą się przyspieszone wybory. Nie podano jednak konkretnej daty; ta jest uzależniona od tego, jak proponowane przez koalicję ustawy zostaną przyjęte przez parlament. Opozycja uważa to za ukrywany szantaż: jeśli kontrowersyjne ustawy przejdą proces legislacyjny, wówczas będzie możliwość zorganizowania wcześniejszych wyborów. Posłowie Partii Postępu oraz Partii Niepodległości zaprzeczają tym spekulacjom.
Przyspieszonych wyborów chce zdecydowana większość wyborców. Według sondażu przeprowadzonego przez Instytut Nauk Społecznych Uniwersytetu Islandzkiego, 51% społeczeństwa chce, aby wybory odbyły się jeszcze tej wiosny, 26% natomiast popiera wybory jesienią. Tylko 23% ankietowanych opowiedziało się za wyborami za rok, kiedy skończy się kadencja obecnego parlamentu. Jak zauważył RUV, jeśli Bjarni Benediktsson, przewodniczący Partii Niepodległości, dotrzyma słowa i skróci kadencję sejmu o jedną sesję parlamentarną, wybory odbędą się najpóźniej 22 lub 27 października.
Największy problem: coraz większe nierówności społeczne
Chociaż czarę goryczy przelała afera „Panama Papers” i coraz większe niezadowolenie z centroprawicowego rządu koalicyjnego, przyczyna protestów leży znacznie głębiej. Wiele osób uważa, że firmy offshore zarejestrowane w rajach podatkowych, takich, jak Tortola, znacznie przyczyniły się do wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku.
Kolejnym powodem niezadowolenia Islandczyków są coraz poważniejsze nierówności społeczne. Styrmir Gunnarsson, były redaktor gazety Morgunblaðið, stwierdził w wywiadzie z RUV, że protesty jedynie wskazują na poważniejsze problemy islandzkiego społeczeństwa. Zmiany w systemie kwot połowowych oraz w systemie podatkowym w latach 90., a także prywatyzacja banków na przełomie lat 1990 – 2000 (wszystko za czasów rządu Partii Niepodległości i Partii Postępu), doprowadziły do koncentracji bogactwa.
mbl.is/Ilona Dobosz