Islandzko-irlandzka batalia o Ligę Europy, awans KR i FH

Dodane przez: INP Czas czytania: 5 min.

Wczoraj w Reykjaviku byliśmy świadkami prawdziwej batalii Islandczyków o europejskie puchary. KR dwoił się i troił, ale zmasowana ofensywa i miażdżąca przewaga nie przynosiła żadnego rezultatu. Mecz rozstrzygnęła dopiero dogrywka. Irlandczycy padli po 99 minutach. FH znowu zwyciężył w bardzo zachowawczy sposób, a Vikingur ambitnie walczył w upalnej Słowenii i był o krok od niespodzianki. 

Zaczniemy może jednak od pewniaka wczorajszego dwumeczu – FH Hafnarfjörður. Heimir Guðjónsson znowu zadziwił swoich kibiców wysyłając w spotkaniu przeciwko fińskiemu SJK na ławkę persony takie jak Kristján Flóki Finnbogason, Bjarni Þór Viðarsson, Sam Tillen, czy będący w świetnej formie Jeremy Serwy. Najwidoczniej znowu zadaniem FH było nie zmęczyć się, utrzymać korzystny wynik i spróbować zdobyć chociaż jednego gola. SJK co jakiś czas próbowało konstruować akcje, ale islandzka obrona skutecznie powstrzymywała zawodników gości. Z biegiem czasu FH zaczął grać coraz wyżej. W końcówce piłkarze SJK mieli prawdziwą nerwówkę, a poniosło ich tak, że w ciągu 15 minut obejrzeli cztery żółte kartki. W 80 minucie wprowadzony na boisko został Kristján Flóki Finnbogason – zwrócony z FC Kopenhagi młody talent grający na pozycji napastnika. 12 minut później po świetnej akcji i podaniu Atli Guðnasona, to właśnie Kristján bezproblemowo pokonał bramkarza rywali. Podobnie jak w Helsinkach mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla FH. W następnej rundzie ekipa z Hafnarfjörður zmierzy się z Interem Baku. FH jest teoretycznie faworytem tego dwumeczu i nie powinno mieć większych problemów z pokonaniem azerskiego zespołu. Utrapieniem mogą być wysokie temperatury w Baku, które obecnie sięgają nawet 32 stopni.

- REKLAMA -
Ad image

Najwięcej jednak działo się w Reykjaviku, gdzie KR podejmował Cork City. Ponieważ to Islandczycy zagrali lepiej w pierwszym meczu (na wyjeździe), to u siebie byli faworytami. Od początku spotkania udowadniali to dyktując swoje warunki na boisku. Niestety znowu wystarczył jeden błąd defensywy, aby znaleźć się w niebezpiecznej sytuacji. Mark O’Sullivan po przelobowaniu bramkarza zdobył gola dla gości w 13 minucie i od tamtego momentu na murawie zrobiło się bardzo gorąco. KR atakował raz za razem, jednak nic z tego nie wychodziło. Trzeba przyznać, że piłkarze obu drużyn dali z siebie wszystko i włożyli mnóstwo serca w grę. Nierzadko wkładali też tam, gdzie nie trzeba swoje nogi. Ostra gra zaowocowała dziewięcioma żółtymi kartkami, w tym pięcioma dla KR. Dramatycznie zrobiło się w 43 minucie, kiedy drugi żółty kartonik obejrzał Skúli Jón Friðgeirsson. Gospodarze grali więc w dziesiątkę. Po przerwie obraz gry się nie zmienił. KR napierał, Cork City się broniło. Wybawienie przyszło dopiero w 75 minucie spotkania po golu Pálmiego Rafn Pálmasona. Jednobramkowy wynik remisowy oznaczał, że jeśli żadna drużyna nie zdobędzie bramki, to piłkarski wieczór w stolicy Islandii będzie nieco dłuższy. Tak też się stało. Dziewięć minut po rozpoczęciu dogrywki KR przystąpił do szybkiej kontry. Znakomite ogranie angielskiego napastnika Garego Martina, podanie w odpowiednim czasie piłki Jacobowi Schoopowi, który kolejno ograł obrońcę gości, a później w pięknym stylu ich bramkarza. (Bramkę można obejrzeć tutaj). Ten piękny gol dał „KR-ingar” zwycięstwo i awans do drugiej rundy eliminacyjnej. Następnym przeciwnikiem KR będzie norweski Rosenborg Trondheim. Wydawać się może, że KR jest w starciu z takim przeciwnikiem skazany na „zjazd do zajezdni”. Rosenborg nie prezentuje jednak ostatnio wysokiej formy, a atutem Islandczyków jest bardzo dobra znajomość zespołu z Norwegii. Niemal połowa kluczowego składu KR doskonale zna norweską ekstraklasę, w której Islandzcy piłkarze występowali i strzelali gole przez wiele lat. Oznacza to, że będziemy znowu świadkami bardzo ciekawych widowisk.

W jeszcze innym, trzecim meczu Vikingur Reykjavik grał na wyjeździe z FC Koper. Po porażce 0:1 w Reykjaviku, Islandczykom wróżono raczej całkiem sporą porażkę. Upalna, 30-stopniowa Słowenia miała być dla „Vikin” kołkiem do trumny już po pierwszym dwumeczu. Niestety nie było inaczej, ale goście z dalekiej wyspy pokazali wbrew złym ocenom niezłe spotkanie. Brakowało jednego gola. Vikingur zremisował w Koprze 2:2, a obydwie bramki zdobył Arnþór Ingi Kristinsson.

Udostępnij ten artykuł