Oświadczenie Ólafura Ragnara Grímssona, który nie będzie ubiegał się o reelekcję, wywołało lawinę pytań. Kto zostanie następcą odchodzącego prezydenta? I jakie znaczenie ma to stanowisko?
Jak informował niedawno RÚV, swoją kandydaturę potwierdziły dwie osoby: pisarze Elísabet Jökulsdóttir oraz Þorgrímur Þráinsson. Wiemy także, że na fotel prezydenta będzie kandydował również Ástþór Magnússon. Istnieje też kilka osób, m.in. businesswoman Halla Tómasdóttir i pisarz Andri Snær Magnússon, które rozważają start w wyborach, ale nie potwierdziły oficjalnie swojej decyzji.
Przez dwadzieścia lat prezydentury, Grímsson zmienił oblicze tego stanowiska. Chociaż wielu chciałoby, aby prezydent pełnił tylko funkcje reprezentacyjne, Grímsson jako pierwszy skorzystał z prawa do niepodpisania ustawy przegłosowanej przez parlament. W takiej sytuacji, parlament może wycofać ustawę albo przeprowadzić narodowe referendum w jej sprawie. W 2004, kiedy prezydent nie podpisał kontrowersyjnej ustawy o własności mediów, Partia Niepodległości wycofała projekt. Z kolei w 2011 prezydent odmówił podpisania ugody Icesave III. Decyzję podjęli obywatele – odrzucili ustawę w narodowym referendum.
Duże znaczenie ma fakt, że Grímsson rządził od 20 lat. Od 1944, kiedy Islandia odzyskała niepodległość, Islandczycy wybrali nowego prezydenta zaledwie cztery razy. Jak widać, Islandczycy mają tendencję do głosowania na urzędującego już prezydenta, a dwudziestoletnia prezydentura Ólafura Ragnara Grímssona z pewnością wpłynęła na ich przyzwyczajenia.
Jak zauważyła Stefanía Óskarsdóttir, profesor nadzwyczajny nauk politycznych, ci, którzy startowali w wyborach 2012 otrzymali około 10% głosów (źródło: RÚV). Co więcej, w 2012 zaobserwowano wysoką frekwencję – do urn poszło ponad 80% uprawnionych wyborców.
Niezależnie od tego, na kogo Islandczycy zagłosują w czerwcu, wszyscy zgadzają się co do jednego – Ólafur Ragnar Grímsson sprawił, że to stanowisko ma znaczenie polityczne, nie tylko reprezentacyjne.
Nie wszyscy jednak będą za nim tęsknić. W wywiadzie dla RÚV poseł Partii Piratów Birgitta Jónsdóttir powiedziała, że oświadczenie prezydenta przyniosło jej ulgę. Zauważając, że prezydent wspierał tych samych islandzkich przedsiębiorców, którzy przyczynili się do kryzysu finansowego w 2008, Jónsdóttir uznała, że stanowisko jest „dzieckiem swoich czasów”: pozostałością po czasach, kiedy Islandią rządził król Danii. Nie ma na to miejsca w nowoczesnej republice.
Ilona Dobosz