W lutym, Islandię odwiedziła Minister Rozwoju Regionalnego Elżbieta Bieńkowska, która przyleciała na zaproszenie Ministra Przemysłu i Innowacji Steingrímura J. Sigfússona.
Podczas wizyty w Islandii minister znalazła czas na to aby porozmawiać z redaktorem Iceland News Polska Martą M. Niebieszczańską, o swojej pracy, unijnych pieniądzach, sytuacji w Polsce oraz o rodzinie.
Marta Magdalena Niebieszczańska: Na czym polega praca Ministra Rozwoju Regionalnego? Czym się Pani zajmuje?
Elżbieta Bieńkowska: Moja praca kojarzona jest przede wszystkim z zarządzaniem funduszami unijnymi, choć to nie jedyne zadania za które jestem odpowiedzialna. Do naszych obowiązków należy wskazywanie najważniejszych zadań państwa, których podjęcie w perspektywie najbliższych lat jest niezbędne dla jego rozwoju. Od 2013 r. w gestii ministerstwa znajduje się również polityka miejska oraz planowanie i zagospodarowanie przestrzenne.
Od ponad pięciu lat odpowiadam za wydawanie unijnych środków w Polsce. 68 mld euro przyznane nam na lata 2007-2013 pozwoliły dotychczas zrealizować inwestycje warte około 120 mld euro. Przez najbliższe 2,5 roku, nasze działania będą skoncentrowane na rozplanowaniu wynegocjowanych przez rząd 73 mld euro dla Polski, bowiem ten sukces negocjacyjny musi przełożyć się na naprawdę potrzebne inwestycje. Przymierzamy się także do zakończenia i rozliczenia obecnie trwającej perspektywy finansowej.
Nasz sukces wynika przede wszystkim z opinii, jaką Polska posiada
w Europie, czyli kraju efektywnie i prawidłowo korzystającego z funduszy europejskich. Satysfakcja jest tym większa, ponieważ duża część europejskich decydentów nie wierzyła, że Polska poradzi sobie z wydawaniem tak dużej sumy pieniędzy. Tymczasem my udowadniamy, że robimy to najlepiej w Europie.
M. M. N.: Nawiązując do tego, że Polska otrzymała po raz kolejny fundusze od Unii Europejskiej, chciałabym zapytać o to na co, według Pani, powinny być te pieniądze przeznaczone?
E. B.: Planując unijne wsparcie musimy uwzględnić kierunki wskazane przez Komisję Europejką. Dlatego w latach 2014 – 2020 chcemy wspierać inwestycje, które dadzą największe efekty gospodarcze, przyczynią się do tworzenia nowych miejsc pracy. Zgodnie z celami przyjętej przez Komisję Europejską strategii Europa 2020, nastąpi znaczący wzrost nakładów na badania naukowe, rozwój technologiczny, innowacje i przedsiębiorczość. Zdecydowanie większe znaczenie uzyska także gospodarka niskoemisyjna. Zwiększy się pomoc dla osób rozpoczynających działalność gospodarczą oraz wsparcie rozwiązań polegających na godzeniu życia zawodowego i rodzinnego. Największy udział wciąż będzie mieć rozwój zrównoważonego transportu. Będą pieniądze na rozwój infrastruktury, połączeń kolejowych i drogowych, ale też na inwestycje w ochronę środowiska czy energetykę, zwłaszcza „zieloną”. Na dotacje dla małych firm także nie zabraknie, ale większym i dużym będziemy już raczej pożyczać, a nie dawać. Choć pieniędzy na infrastrukturę wciąż będzie sporo, to jednak w latach 2014 – 2020 przesuwamy punkt ciężkości i głównymi odbiorcami będą przedsiębiorcy. Aby polskie uczelnie również skorzystały z unijnych dotacji, będą musiały współpracować z przedsiębiorcami.
M. M. N.: To jest bardzo dobra wiadomość, zważywszy na bezrobocie i kryzys, który jest w Europie.
E. B.: Tak, to świetna wiadomość. Wyraźnie widać, że fundusze skutecznie wpływają na obniżenie poziomu bezrobocia. Dotychczas pozwoliły utworzyć 286 tysięcy nowych etatów. Jest to więc wielka szansa dla przedsiębiorczych Polaków, szczególnie w dobie kryzysu.
W czasie spotkań i rozmów, które przeprowadziłam z islandzkimi ministrami, słyszałam dużo dobrego o rodakach. Nasza emigracja jest tutaj bardzo doceniana, podobnie zresztą jak w innych krajach skandynawskich, np. w Norwegii. Takie opinie cieszą, ale patrząc z mojego punktu widzenia, konieczność szukania pracy poza granicami ojczyzny, to nie jest sytuacja idealna. Ludzie powinni wyjeżdżać wtedy kiedy chcą, a nie dlatego, że w ich kraju nie ma pracy. Jest to poważna strata i zarazem największe wyzwanie. Sytuacja ta powinna ulec zmianie w ciągu najbliższych lat.
M. M. N.: Czy mogłaby Pani przybliżyć czytelnikom Iceland News Polska powody, dla których zdecydowała się Pani odwiedzić Islandię?
E. B.: Inicjatywa wyszła ze strony islandzkiej, zostałam zaproszona przez Ministerstwo Przemysłu i Innowacji. Islandia jest na drodze do Unii Europejskiej, a nastroje, kiedy mówimy o rozszerzeniu, są umiarkowanie optymistyczne. Obecnie negocjacje zostały spowolnione z powodu wyborów, które odbędą się w kwietniu. Polska natomiast, znacznie bardziej niż nam się wydaje, widziana jest z zewnątrz jako kraj sukcesu. Między innymi o tym rozmawialiśmy. Chciałam pokazać jak wygląda nasz kraj po kilku latach w Unii Europejskiej i udziału w powoływanych przez nią inicjatywach.
Nie jestem tu by przekonywać na siłę, bo przystąpienie do UE jest indywidualną sprawą każdego kraju. Mówiłam jedynie o korzyściach dla Polski. Oczywiście, nasze kraje są nieporównywalne, więc skala tej pomocy z pewnością byłaby inna.
Dotychczas widziałam się już z główny negocjatorem, miałam przyjemność spotkać się również z Ministrem Przemysłu i Innowacji oraz z Ministrem Spraw Socjalnych. Pytali mnie głównie o to, jak wykorzystujemy Europejski Fundusz Społeczny, który nie cieszy się w Europie szczególną popularnością. Wszystkim wydaje się, że to fundusz przejadany i w ogóle nierozsądnie wydawany, jednak my w Polsce jesteśmy z niego dumni. Dużym, wspólnym wysiłkiem sprawiliśmy, że to właśnie na nas wskazuje się mówiąc, że dobrze wykorzystujemy te pieniądze. Cieszę się, że mogłam podzielić się tymi doświadczeniami z islandzkimi kolegami.
M. M. N.: Pomówmy teraz o wydarzeniach z przeszłości. Chciałabym zapytać
o początki Pani kariery w ministerstwie. Czy pamięta Pani jak się czuła kiedy rozpoczynała swoją pracę?
E. B.: Oczywiście, że to pamiętam, choć są to wspomnienia coraz dalsze.
W ministerstwie pracuję już szósty rok. Na początku mojej kariery zupełnie się nie spodziewałam, że to tyle potrwa. Kwestiami dotyczącymi rozwoju regionalnego zajmuję się już prawie dwadzieścia lat, więc wiem na czym polega moja rola. Natomiast samo dojście do poziomu ministerialnego, zasięg decyzji, jakie się podejmuje jest zupełnie inny, niż podczas mojej pracy w Katowicach, gdzie byłam dyrektorem Wydziału Rozwoju Regionalnego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Śląskiego.
Teraz jestem pewniejsza siebie. Pewność tę daje mi również fakt, że wielu ministrów, którzy rozpoczynali z opinią o wiele lepszą od mojej już odeszło, a ja w rządzie zostałam. Przez ten czas ciężko zapracowałam na swoją reputację. To wielka satysfakcja, ale jednocześnie dla mnie to praca jak każda inna, trzeba ją solidnie wykonać.
M. M. N.: W ubiegłym roku w rankingu „Polityki” została Pani wybrana najlepszym ministrem w rządzie premiera Donalda Tuska. Co to dla Pani oznacza i jak się Pani z tym czuje?
E. B.: (Śmiech) Czuję się z tym normalnie, naprawdę normalnie. Bardziej przejmuję się, gdy ktoś mówi o mnie coś złego – wtedy biorę to do siebie. Przyznaję jednak, że to bardzo miłe uczucie być chwaloną. Rzeczywiście: w zeszłym roku i dwa lata temu miałam okres obfitujący w nagrody i wyróżnienia. Dostałam nagrodę Kisiela, która wydawało mi się, że jest dla mnie czymś zupełnie nieosiągalnym i nigdy nawet nie myślałam o tym, że mogłabym ją dostać. Kiedy myślę o wyróżnieniach, to wiem, że otrzymuję je dlatego, że wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię.
M. M. N.: Odbiegając trochę od tematu, chciałabym zapytać o to, jak udaje się Pani łączyć tak odpowiedzialną i absorbującą pracę z życiem rodzinnym? Jak to jest być mamą i ministrem jednocześnie?
E. B.: Ciężko. Od poniedziałkowego poranka do piątkowego południa mieszkam
w Warszawie, podczas gdy moi bliscy są na Śląsku. Przy takiej pracy jaką wykonuję, mieszkanie z rodziną jest prawie niemożliwe, a łączenie macierzyństwa i kariery to zadanie trudne, ale wykonalne.
M. M. N.: Udaje się Pani połączyć ważne obowiązki w ministerstwie z życiem rodzinnym, a jak to wygląda kiedy podczas ważnego spotkania nagle i niespodziewanie dzwoni do Pani córka?
E. B.: Nigdy mi się nie zdarzyło, że nie odebrałam, tak jak nie zdarzyło mi się, abym w piątek nie była w domu. Czasami mówię jej, że teraz nie mogę rozmawiać i pytam czy coś się dzieje. Trudniejsze jest dla mnie poczucie, że nie ma mnie na co dzień w domu, ale tak zdecydowaliśmy.
M. M. N.: Jak Pani odpoczywa?
E. B.: Lubię dużo czytać i leniuchować, bo prowadzę bardzo intensywne i dość wariackie tempo życia, więc co jakiś czas muszę odpoczywać. Najlepiej czuję się, gdy jestem z psami. W ich obecności, na spacerze, czuję się naprawdę zrelaksowana. Bardzo też lubię bawić się w sensie bardziej dosłownym – tańczyć, śpiewać, chodzić na koncerty. Tak najczęściej spędzam wolne chwile, których niestety nie mam zbyt wiele.
M. M. N.: Osobiście uważam, że jest Pani najlepiej i najciekawiej ubraną kobietą w rządzie. W związku z tym chciałam zapytać o to, jak, pomimo tylu obowiązków udaje się Pani znaleźć czas na to, aby wyglądać tak elegancko i oryginalnie?
E. B.: Są kobiety, które o siebie nie lubią dbać, a ja lubię i uważam, że tu nie ma się czego wstydzić. Gdy jestem dobrze ubrana, dobrze się czuję. Teraz poświęcenie sobie odrobiny czasu rano nie jest wielkim problemem – jak wspominałam wcześniej mieszkam sama w Warszawie, więc nie zaprzątają mnie typowe obowiązki rodzinne.