Minionej nocy, na pokładzie statku rybackiego Grímsnes GK-555, który znajdował się w porcie w Njarðvíku, wybuchł pożar. W pożarze zginął Polak, który w tym roku skończyłby 50 lat. Kapitan statku Sigvaldur Hólmgrímsson, powiedział w rozmowie z dziennikarzami, że mężczyzna pozostawił w Polsce żonę i nastoletniego syna.
Zgłoszenie o pożarze wpłynęło do Straży Pożarnej po godzinie drugiej w nocy. Kapitan statku przyznał w rozmowie z agencją prasową, że kiedy wybuchł pożar na pokładzie było siedmiu pracowników, a nie trzech, jak wcześniej podała Straż Pożarna z okręgu Suðurnes.
„Mieliśmy wypłynąć dzisiaj rano, więc właściwie cała załoga spała na pokładzie” powiedział Sigvaldur.
Czterem osobom udało się uciec ze statku o własnych siłach i nie odnieśli oni żadnych obrażeń. Dwóch innych pracowników zabrano do szpitala w okręgu Suðurnes, gdzie jeden z mężczyzn jest utrzymywany w stanie śpiączki, drugi odniósł poważne poparzenia pleców.
Na pokładzie śmierć odniósł mężczyzna, który zgodnie z informacjami podanymi przez kapitana był kucharzem. Zgodnie z informacjami podanymi przez kapitana, Polak, który zmarł w pożarze, pracował na pokładzie statku przez około dekadę.
„Mężczyzna mieszkał na Islandii od około dwudziestu lat. Z powodu choroby żony, przeprowadził się ze swoją rodziną do Polski. Pomimo wyprowadzki nadal pracował na statku, z wyjątkiem przerwy w czasie epidemii COVID. Zdecydowanie pracował ze mną od dziesięciu lat” powiedział Sigvaldur, dodając, że wśród załogi panuje żałoba i smutek.
Nadal nie jest jasne, co wydarzyło się ostatniej nocy.
„Słyszałem różne historie od wszystkich moich ludzi. Kiedy dzieje się coś takiego, nie myślisz o niczym innym, jak tylko o wydostaniu się. Na pokładzie było tak dużo ognia, że rozumiem, że ledwo widzieli na własne oczy” mówił Sigvaldur.
Stosunkowo niedawno, o statku rybackim Grímsnes GK-555 było głośno, po tym jak jeden z pracowników przemycił na pokład, w porcie Vestmannaeyar, 15-letnią dziewczynę. Odpowiedzialny za to mężczyzna został natychmiast zwolniony z pracy.