Po spektaklu Polskiego Teatru Tańca, który odbył się we wtorek w Reykjaviku w teatrze Borgarleikhus udało mi się porozmawiać z dyrektorką teatru, Ewą Wycichowską. Pani Ewa jest tancerką, choreografką, profesorką sztuk muzycznych, pedagożką, byłą primabaleriną, menadżerką kultury, a stanowisko dyrektorki Polskiego Teatru Tańca obejmuje już od 26 sezonów.
Nasza rozmowa była bardzo luźna. Pani Ewa jest otwartą i ciepłą osobą, która chętnie rozmawia o swojej pasji, którą jest taniec i prowadzenie teatru.
Rozmowa krążyła wokół spektaklu, ale Pani Ewa odkryła również ciekawe szczegóły ze swojego życia.
Zapraszam wszystkich czytelników do przeniesienia się w świat tańca.
Marta M. Niebieszczańska: Pani Ewo, czy na początek mogłabym prosić o parę słów dotyczących Pani życia, pasji, pracy…
Ewa Wycichowska: Moje początki i praca to jest długa historia, ale nadal rozwijana, ponieważ cały czas się uczę. Jestem otwarta na nowości. Teraz na przykład nauczyłam się trochę Islandii (śmiech).
Bardzo chciałabym móc tu dłużej zostać. Szczególnie, kiedy macie długi dzień, na pewno nie kiedy jest ciemno, bo wtedy wyobrażam sobie, że jest depresja jesienna taka jak w spektaklu „Czterdzieści”, ale nie polska tylko islandzka.
M.M.N.: Zgodzę się z Panią. Do Islandii idealnie pasuje klimat depresji przedstawionej w spektaklu.
A wracając do pytań o taniec… Kiedy pojawiła się w Pani miłość do tańca?
E.W.: To długa historia, która ma swój początek bardzo dawno temu. Miałam 4 latka i stwierdziłam, że będę tańczyć. Po prostu tak, a stało się to na lekcji rytmiki. Rodzice odprowadzali mnie wtedy do przedszkola muzycznego. Wydaje mi się, że musiała to być rytmika według Dalcroz’a. Dlatego, że można było tańczyć muzykę jak się chciało. Wtedy też siedzenie przy pianinie i ruszanie paluszkami poszło u mnie w cień. Mimo tego, że byłam dzieckiem podjęłam decyzję o tym, że będę tańczyć i tak się stało…
M.M.N.: Czy dzięki temu, że rozpoczęła Pani swoją przygodę z tańcem tak wcześnie, inaczej Pani postrzega młode osoby, które uczą się tańca i z energią chcą tańczyć w teatrze? Kiedy zwykle zaczyna się naukę tańca?
E.W.: Ciężka praca tancerza rozpoczyna się w wieku 10 lat. Zazwyczaj decydują o tym rodzice. Natomiast w moim wypadku było tak, że rodzice się rozchodzili i nie miał kto myśleć o moich pasjach, także nie znalazłam się w szkole baletowej od razu, jak inne moje koleżanki. Mimo to, nauczyciel od muzyki i śpiewu widział, że ja ciągle tańczę, dosłownie wszędzie, także podczas lekcji i to on zaprowadził mnie do szkoły baletowej. Dostałam się wówczas od razu do 3 klasy, a byłam po 5 klasie szkoły podstawowej. W związku z tym, że zostałam przyjęta musiałam bardzo dużo nadrabiać i uczyć się pilnie. Od tego czasu czuję, że ten kopniak, który miałam wówczas do nauki pozostał ze mną do teraz. To nadal działa, bo ja ciągle lubię się uczyć i dlatego pewnie zostałam profesorem (śmiech).
M.M.N.: Czy ci tancerze, których dziś widzieliśmy, zaczynali tańczyć w wieku 10 lat? Czy można dojść do takiego poziomu, ucząc się tańczyć jako osoba dorosła?
E.W.: Oni w większości zaczynali jako 10-latki, ale nie wszyscy. Dlatego, że od momentu, kiedy zostałam dyrektorem Polskiego Teatru Tańca, zaczęłam wyłapywać talenty bez szkół baletowych, czyli tak zwanych adeptów. Tak mniej więcej po 4-5 latach ćwiczeń, osoby te stawały się solistami i są bardzo dobrymi tancerzami.
Takim adeptem był np. tańczący w przedstawieniu „Czterdzieści” – Francois. Jest on także autorem wszystkich naszych spotów, bo to jest jego druga pasja i naprawdę robi rewelacyjne video.
Zresztą teraz tancerz zawodowy, pozbawiony został w Polsce możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę, tak jak było to kiedyś. Moje pokolenie to wywalczyło, a w tej chwili niestety trzeba mieć drugi zawód. Brak możliwości przejścia na wcześniejszą emeryturę jest dużą przeszkodą w wykonywaniu tego zawodu. Tylko niektórzy artyści, z dużą pasją do tańca, decydują się na to, aby właśnie to, stało się ich głównym zawodem. Szczególnie widać to wśród tańczących mężczyzn, dlatego ciągle ich brakuje.
M.M.N.: Czy mam przez to rozumieć, że kobiety częściej decydują się na pracę w zawodzie tancerki?
E.W.: Tak, kobiety chcą, są otwarte na to. Widać to na przykład po warsztatach tańca, które organizujemy już od 22 lat. Warsztaty odbywają się w sierpniu, a zapisy rozpoczęły się 15 maja i wiem, że 80 procent miejsc jest już zajętych, w większości przez kobiety. Biorą w nich udział nie tylko profesjonaliści, ale także osoby, które lubią tańczyć. Najzwyklejsi ludzie, panie w różnym wieku, które odwiedzają nas co roku i nie mogą się doczekać kolejnych letnich warsztatów.
Już myślałyśmy, razem z moją zastępczynią i główną organizatorką warsztatów, Katarzyną Anioła, żeby już z nich zrezygnować, ale nie udało się. Wszyscy się ich domagają. Taniec w Polsce stał się również terapią na pośpiech, jest także inwestycją w siebie, pomaga ulepszyć kontakty międzyludzkie i pozbyć się pewnych kompleksów.
W czasie zajęć panuje niezwykła atmosfera. Zapraszam wszystkich gorąco. Zajęcia rozpoczynają się 22 sierpnia i trwają do 29 sierpnia włącznie. Zapisywać trzeba się już teraz, poprzez stronę internetową Polskiego Teatru Tańca. Każdy może wybrać takie zajęcia, jakie go interesują. Dziennie odbywa się 20 różnych kursów.
Oczywiście są też różne inne warsztaty ruchowe, body conditionig, pilates, świadomość ciała, czyli takie bardziej sportowe zajęcia.
M.M.N.: Czy warsztaty są międzynarodowe?
E.W.: Tak, są to międzynarodowe warsztaty tańca współczesnego. Biorący udział w tym wydarzeniu wykładowcy są z całego świata, a kursanci mogą wybierać spośród 40 różnych technik tańca współczesnego.
W tym samym czasie odbywa się także festiwal teatrów tańca. Przyjeżdżają zespoły z całego świata i wieczorem można oglądać przedstawienia, w których biorą udział profesjonalni tancerze. Można powiedzieć, że w sierpniu cały Poznań tańczy.
M.M.N.: Dzisiejszy spektakl był przepiękny, pełen emocji, wrażeń i energii. Jak to się zaczęło, że pojawił się pomysł na stworzenie takiego spektaklu?
E.W.: Pomysł narodził się podczas starań o dofinansowanie. Spektakl powstał w ramach projektu z Funduszu Norweskiego. W związku z tym potrzebny był choreograf z Norwegii. To był jeden z warunków realizacji projektu. Przy wyborze choreografa pomagał nam przyjaciel naszego zespołu i były solista Polskiego Teatru Tańca – Jacek Solewski, który jest w managerem w Skandynawii. To on wymyślił, że najlepszym choreografem do tego projektu będzie Jo Stromgren, natomiast my w związku z jubileuszem prosiłyśmy by temat jego spektaklu wiązał się z naszym 40-leciem. Stąd wziął się tytuł „Czterdzieści”.
Jo Stromgren w swoim tekście pokazuje to, jak obcokrajowiec widzi Polskę. Opowiada historię 40 lat – nie teatru, ale historię 40 lat człowieka – kobiety, która w tej historii także jest emigrantem. W spektaklu jest wątek dotyczący emigracji bohaterki do Francji. W Islandii także jest bardzo dużo emigrantów, więc temat jest uniwersalny. To jego spojrzenie jest czasami z dystansem, z dowcipem.
M.M.N.: Choreograf jest z Norwegii, a co z tancerzami? Czy na scenie występują tylko Polacy?
E.W.: W tej chwili wszyscy tancerze, którzy występują na scenie są z Polski. Miałam bardzo wielu tancerzy z całego świata. Jednak teraz, również w związku z sytuacją dotyczącą emerytur, zdecydowałam, że Polski Teatr Tańca będzie w 100 procentach teatrem polskim, dlatego tańczą w nim tylko Polacy. Zwłaszcza, że teraz w szkołach baletowych, czy prywatnych szkołach tańca jest bardzo dużo tańca współczesnego, czego dawniej nie było. Jak ja uczyłam się tańca, to musiałam wyjeżdżać za granicę na warsztaty, żeby poznać różne kierunki, techniki współczesne.
Teraz wszystko jest na miejscu, w związku z czym młodzi ludzie, młodzi tancerze są przygotowani do pracy. Co roku organizujemy w teatrze organizujemy na nowych tancerzy i wtedy przebieram wśród tych, którzy się zgłaszają.
M.M.N.: Znalezienie dobrego tancerza jest trudne?
E.W.: W pewnym sensie tak. Dlatego, że tancerz musi umieć nie tylko odpowiednio tańczyć we wszystkich różnych technikach. Musi umieć mówić, śpiewać i improwizować. Improwizacja jest bardzo ważna, i to właśnie na niej w dużej części opierało się przygotowanie choreografii do spektaklu „Czterdzieści” przez Jo Stromgrena.
W tworzeniu spektaklu brali udział także tancerze, była to wspólna praca i w związku z tym polskie ciało, polska dusza, krew i temperament jest widoczny w tym spektaklu, z czego ja jako dyrektor bardzo się ciesze. Jestem z tego bardzo dumna.
M.M.N.: Dla mnie jako widza, przedstawienie było wspaniałe. Przyznaję, że łza mi się zakręciła w oku.
E.W.: Dziękuję, to bardzo miłe. Taniec, sztuka powinna wzruszać i nie powinna pozostawiać człowieka obojętnym, a już broń na pewno nie powinna zanudzić…
M.M.N.: Podczas tego spektaklu wszyscy dobrze się bawili, można to było zobaczyć na widowni oraz na scenie. Nie sądzę by był tam ktokolwiek kto się nudził.
Wracając do tancerzy. Ile mają lat najmłodsi tancerze, którzy wystąpili na deskach teatru Borgarleikhus w spektaklu „Czterdzieści”?
E.W.: Najmłodsi tancerze mają 22 lata.
M.M.N.: Ilu tancerzy bierze udział w spektaklu w Islandii?
E.W.: W tym spektaklu tańczy 20 tancerzy. Najstarsza tancerka ma 45 lat. Tak to jest możliwe w sumie tylko w teatrze tańca. Jak tancerka, czy tancerz, ciągle się rozwija i jest w dobrej formie fizycznej, to może tańczyć długo. Uważam, że tacy tancerze są skarbami.
M.M.N.: Jak to się stało, że przylecieli Państwo z tym spektaklem do Islandii?
E.W.: Przedstawienie jest przygotowane w ramach projektu norweskiego, w który wchodzi Islandia, Norwegia i Liechtenstein. W Norwegii już byliśmy. Na zakończenie projektu, którego tytuł to „Znaki czasu”, została nam Islandia.
W zeszłym roku tancerze islandzcy odwiedzili Polskę i wzięli udział w międzynarodowym festiwalu teatrów tańca „Dancing Poznań”. Teraz był czas na naszą rewizytę. Żałujemy, że projekt się już kończy, bo jest tu co zwiedzać i warto Islandię zobaczyć na własne oczy.
Chciałabym móc tak za 2 tygodnie pojechać na południe. Wyobrażam sobie, jak tu jest wtedy pięknie.
M.M.N.: Czy są jakieś szanse na to, że teatr znów tu przyjedzie?
E.W.: Zobaczymy. Może nasz pobyt sprawi, że znajdziemy się tu znowu jako pożądany przez widzów zespół.
M.M.N.: Tego życzę z całego serca. Chciałam zapytać jeszcze o przygotowania do spektaklu, o pracę z tancerzami. Moja wyobraźnia podpowiada mi, że były to długie godziny, miesiące przygotowań. Ile trwało przygotowanie tancerzy do tego spektaklu?
E.W.: Wydaje mi się, że około 2 miesięcy. Większość scen pochodziła z improwizacji. Nie wszystkie jednak weszły do tego przedstawienia, ale wiele z nich powstawała po tym, gdy tancerzom zadawało się temat, a oni poszukiwali ruchu. Tańczyli razem. Tekst tworzył Jo i on także w czasie powstawania spektaklu brał udział w tym, co się dzieje.
M.M.N.: Aktorzy i tancerze mieli spory wkład w stworzenie tej sztuki…
E.W.: Tak. To prawda, ale teraz zespół się zmienił. Występują nowi tancerze, którzy poprzejmowali role tych, którzy brali udział w powstawaniu przedstawienia. Ci nowi także interpretują i realizują swoją osobowość i widzenie. Także ta interpretacja jest bardzo ważna i trzeba jej także pilnować. Ani hiper, ani nadinterpretacja, nie jest na miejscu. Tancerz nie może mieć zbyt dużego dystansu do tego, co robi. Wejście w rolę i to co się robi, jak ja to nazywam – nie przedstawianie a wyrażanie, to jest bardzo duża różnica. Widać to właśnie na przykładzie Teatru Tańca, gdzie nie jest to balet, a właśnie teatr.
M.M.N.: Czy miały miejsce sytuacje, że w trakcie spektaklu zdarzyło się coś nieprzewidzianego? Doszło do tego, że coś się stało na scenie, co nie powinno? W spektaklu wykorzystujecie stoły, ławki, krzesła… W tym samym czasie, kiedy one są przenoszone przez scenę, przebiegają tancerze.
E.W.: To wszystko jest bardzo dokładnie zaplanowane i największa praca z choreografią odbywa się za sceną. Jak się przebiega za sceną to wszystko jest przygotowane, ale każdy musi się znaleźć tam we właściwym momencie i bardzo ważne jest rozpoznanie zaplecza i tam oczywiście mogą się dziać różne rzeczy, ale to już ukrywamy (śmiech). Cóż mogę powiedzieć, tak, zdarzały się różne rzeczy. Trzeba się przebierać, wszystko jest przygotowane, a ktoś ubierze nie to, co trzeba i wtedy musi się szybko rozbierać (śmiech), ale te nagości, które widzieliśmy w spektaklu były oczywiście zaplanowane, nie wynikały z błędu tylko były zaplanowane (śmiech).
M.M.N.: Co się dzieje, gdy któryś z tancerzy zachoruje, bądź nabawi się kontuzji?
E.W.: Wszędzie są minimalne zastępstwa, także w sytuacjach grupowych zdarzało się, że ktoś chorował, ale i zdarzało się, że ten ktoś i tak tańczył.
M.M.N.: Główni bohaterowie występujący w spektaklu… Czy oni od samego początku brali udział w tym projekcie? Np. Urszula?
E.W.: Urszula tak, ona jest od początku i jej zdjęcie jest na plakacie i w broszurach. Natomiast Tomek się zmienił i teraz jego rolę tańczy Zbyszek (śmiech). Imiona w spektaklu od początku tworzenia były takie, jakie mają tancerze.
Spektakl jest napisany na zespół, który błyskawicznie zmienia swoje role. Ci soliści są bardziej widoczni, jakby posuwają poszczególne sceny do przodu, ale głównym aktorem jest cały zespół i to właśnie gra zespołowa świadczy o poziomie całego zespołu.
M.M.N.: Według mnie gra zespołowa była niesamowita. Piękny spektakl i życzę, aby w Akureyri sala zapełniła się widzami.
E.W.: Dziękuję i też tego nam życzę. O tym marzymy, bo to jest olbrzymi wysiłek. Dialog z widzem jest dla każdego artysty największą nagrodą, szczególnie w tej sztuce, która jest tak ulotna i tylko ten moment spektaklu pozostaje w pamięci jako dorobek. Chociaż ja sądzę, że to nie ginie, że to gdzieś w kosmosie, w pamięci u Boga pozostaje.
M.M.N.: Jak wyglądał spektakl w Norwegii? Czy widownia była pełna, widzowie dopisali?
E.W.: Tak, widownia była pełna.
M.M.N.: Czy byli też Polacy?
E.W.: Nie wiem, ale było bardzo dużo Norwegów, zapewne dlatego, że choreograf – Jo, jest bardzo dobrze znany. Myślę, że wielu przyszło zobaczyć, jak polski zespół sobie radzi z jego koncepcjami. Zwłaszcza, że to jego dzieło i tekst.
M.M.N.: I jaki był odbiór?
E.W.: Odbiór był rewelacyjny. Wszędzie, gdzie byliśmy, włącznie z St. Petersburgiem, gdzie mieliśmy wersję rosyjską. Była taka uwaga, że wszyscy mają kłopoty z Rosjanami (śmiech) i było spotkanie po przedstawieniu, gdzie musiałam tłumaczyć, dlaczego taki tekst pada w tym spektaklu. Zapytałam się ich, czy u was jest wolność, usłyszałam, że tak, ale i tak musiałam się tłumaczyć.
M.M.N.: W tej chwili jest to temat gorący, bardzo uniwersalny i aktualny.
E.W.: Tak, tak, jest on bardzo aktualny. Tak więc teraz do St. Petersburga to raczej nie pojedziemy. Oby jak najkrócej było takie zagrożenie.
M.M.N.: Życzę wam wszystkim, aby Teatr Tańca mógł podróżować bez ograniczeń i występował zawsze przy pełnej widowni. Przed wami jeszcze jeden spektakl w Islandii. Zagracie w Akureyri.
E.W.: Tak. Będzie to ostatni spektakl w Islandii. W związku z tym serdecznie z całego serca pragnę zaprosić na nasz spektakl wszystkich mieszkańców Akureyri. Polonię oraz Islandczyków.
Zapraszam z całego serca. W imieniu swoim i tancerzy. Myślę, że ten spektakl da dużo satysfakcji nie tylko Polskim widzom, którzy zobaczą świetnych tancerzy przygotowanych przez norweskiego choreografa, ale spowoduje, że będą nas chcieli zobaczyć ponownie.
Zapraszam na nasz spektakl „Czterdzieści”. Jako dyrektorka teatru marzę o widowni pełnej widzów, którzy zobaczą ten spektakl i nagrodzą artystów z Polski wielkimi brawami.