Przez ostatnie miesiące można było zaobserwować na Islandii podniesienie temperatury w debacie politycznej. Atmosfera zdaje się gęstnieć z każdym tygodniem.
Bjarni Benediktsson, minister finansów Islandii, wielokrotnie powtarzał w mediach, że podwyższenie płacy minimalnej może negatywnie wpłynąć na gospodarkę Islandii i że parlament nie podejmie dyskusji na ten temat. Zgodnie z raportem zamówionym przez Benediktssona, zbyt drastyczna podwyżka płac w 2019 roku mogłaby zahamować rozwój kraju i spowodować wzrost cen. Z kolei przewodniczący dwóch największych związków zawodowych – Efling, Sólveig Anna Jónsdóttir i VR (Verzlunarmannafélag Reykjavíkur), Ragnar Þór Ingólfsson, wypowiadali się na rzecz koniecznych reform regulacji zatrudnienia, w tym podwyższenia płacy minimalnej do 425 tysięcy koron (brutto, czyli przed opodatkowaniem; obecnie ta kwota wynosi 300 tysięcy koron). Główną przyczyną tej wzmożonej dyskusji na temat warunków pracy są trwające obecnie negocjacje zbiorowe między związkami zawodowymi, rządem i konfederacją przedsiębiorców SA (Samtök atvinnulífsins), które mogą stać się punktem zwrotnym w Islandzkiej polityce.
Czym są negocjacje zbiorowe i czemu dotyczy to nas wszystkich?
Burzliwe negocjacje zbiorowe między reprezentantami pracowników (związkami zawodowymi) i pracodawców oraz rządem, powinny zakończyć się jak najszybciej. Jednak nie wydaje się żeby osiągnięto konsensus w najbliższych tygodniach. Porozumienia zbiorowe funkcjonują w każdym kraju, w którym istnieją związki zawodowe. Sytuacja w Islandii jest jednak naprawdę wyjątkowa – porozumienia są niezwykle ważne, to one określają wszystkie ważne regulacje dotyczące pracy (islandzki kodeks pracy stanowi tylko bardzo ogólny zbiór zapisów). To na ich podstawie określa się wszystkie podstawowe warunki pracy, takie jak wymiar pełnego etatu, prawa pracownicze czy wysokości płac (w tym płacy minimalnej). To właśnie uzgodnienia będące wynikiem negocjacji (ostatnie porozumienia zostały zawarte w 2015 r.) są rzeczywistą podstawą prawną wszystkich regulacji prawnych. Dlatego jest to obok wyborów parlamentarnych najważniejsze wydarzenie polityczne w Islandii.
Jest super, będzie jeszcze lepiej, ale dla kogo?
W ostatnich latach politycy islandzcy zanotowali gwałtowny spadek zaufania społecznego. Dużo mówi się o narastającym niezadowoleniu Islandczyków z obecnej sytuacji. Kontrowersje budzi niecieszący się poparciem społecznym plan Benediktssona, by sprzedać największe Islandzkie banki: Landsbankinn i Islandsbanki (udziały państwa w Arion banki już zostały sprzedane). Nikt nie potrafi pojąć, czemu miałoby to być dobre dla Islandii. Minister twierdzi, że chce to zrobić „dla bezpieczeństwa” jednak Islandczycy mając w pamięci kryzys z 2008 roku czują, że brak kontroli nad bankami będzie oznaczał wszystko, tylko nie bezpieczeństwo. Jednocześnie politycy i spora część mediów zapewniają, że „wszystko jest super” i że Islandia zmierza prostą drogą stałego wzrostu i rosnącego dobrobytu dla wszystkich. Od lat powtarzane jest jak mantra stwierdzenie, że w pierwszej kolejności należy dbać o islandzki biznes – ale czy Islandzki biznes dba o samych Islandczyków?
To prawda, że gdy spojrzymy na ogólny obraz sytuacji w Islandii wszystko wygląda wspaniale. Od lat obserwuje się stały rozwój całej gospodarki, jak i wzrost płac. Rozbudowano lotnisko w związku z natłokiem turystów, buduje się wiele hoteli. Kiedy jednak przyjrzeć się dokładniej, okazuje się, że obraz ten nie jest zbyt spójny. Najbogatsi pracodawcy i politycy zapewniają, że to, co dobre dla nich, jest dobre dla wszystkich. Ich sukces, wzrastające zyski i poziom życia to sukces całego kraju (najbogatsze 5% Islandczyków posiada około połowy bogactwa kraju, a najbogatsze 10% Islandczyków podwoiło wielkość swojego majątku w latach 2011-2017). To dzięki nim możemy także cieszyć rosnącymi płacami i coraz większym komfortem. Pracownicy powinni zatem pójść po rozum do głowy, zachować umiarkowanie i zawierzyć politykom i przedsiębiorcom. Wszystko wspaniale, tylko czemu od razu nasuwa nam się myśl: czemu to, co dobre dla zwykłych pracowników, ma być złe dla Islandii?
Wszyscy płyniemy na tej samej łódce?
Wśród wielu ważnych kwestii, które komplikują sielankowy obraz pokazując, gdzie drogi zwykłych zjadaczy chleba i milionerów się rozchodzą, można wyróżnić trzy najważniejsze: realną wartość naszych płac (na jaki poziom życia realnie one pozwalają), wysokość czynszów oraz poziom opodatkowania. Nierówności, które pojawiają się tutaj sprawiają, że slogan „wszyscy płyniemy na tej samej łódce, nasz kurs jest wspólny” brzmi jak niesmaczny żart. Przyjrzyjmy się tym trzem kwestiom nieco bliżej.
Płace
Viðar Þorsteinsson, dyrektor związku zawodowego Efling ostro krytykuje propozycje związku pracodawców w sprawie „polepszenia” warunków pracy (polskie tłumaczenie jego wypowiedzi w tej sprawie – TU).
Propozycje SA nie byłyby ulepszeniem, ale pogorszeniem warunków pracowników. Sprowadzają się one do trzech kwestii: zwiększenia wymiaru dziennych godzin pracy z 10 do 13 godzin (od 6 do 19), zlikwidowania przerw kawowywch i wprowadzenia banków godzinowych.
W pierwszym przypadku jeżeli będzie się pracowało się od 8 rano do 19, możliwe jest rozliczenie pracy bez żadnych nadgodzin, co oznacza, że pracownicy będą musieli pracować więcej godzin na tę samą wypłatę, a dłuższe zmiany będą tańsze dla pracodawców – dzisiaj muszą poważnie kalkulować, czy opłaca im się „przetrzymywać” pracowników w zakładzie pracy po 17. Ten niekorzystny postulat uzupełniony jest propozycją zniesienia przepisu, zgodnie z którym w konkretnym dniu każda godzina po 8 godzinie pracy naliczana jest jako nadgodzina (za którą obowiązuje wyższa stawka). Co więcej, nadgodziny miałyby być rozliczane rocznie, a więc nic nie stoi na przeszkodzie żeby pracować cały miesiąc po 10 czy 12 godzin i nie mieć wypłaconej ani jednej nadgodziny.
Takie deregulacje otwierają w oczywisty sposób drogę do nieuczciwych praktyk. Idąc dalej, wspaniałomyślne usunięcie przerw na kawę w ciągu pracy mające pozwolić pracowniczkom i pracownikom skończyć pracę wcześniej (w efekcie pozwoli to jedynie usunąć czas na odpoczynek w pracy i wydłużyć czas wykonywania obowiązków).
Wszystkie te zmiany są ukrytymi obniżkami płac oraz atakiem na godne warunki pracy. Możemy sobie wyobrazić jakie „kreatywne naliczanie” stawki godzinowej (nielegalna praktyka, o której już dziś nieraz słyszymy) pojawiłoby się po wprowadzeniu tych propozycji w życie.
Czynsze
Skandalicznie wysokie koszty wynajmu to główna bolączka mieszkańców Islandii. Nie jest to jedynie problem migrantów. Dorośli Islandczycy często by obniżyć koszty życia wracają do domów swoich rodziców, co stawia rodziny w trudnej sytuacji. Według oficjalnych danych, wśród połowy społeczeństwa islandzkiego z niższym dochodem opłacenie czynszu pochłania od 1/3 do 1/2 dochodu! Jednak nie jest to problem „nas wszystkich”. Te same badania pokazują, że osoby z dysponujące wyższym dochodem wydają mniej na zakwaterowanie. Dzieje się tak ponieważ są zwykle właścicielami nieruchomości. Tak drakoński poziom kosztów wynajmu każe wątpić w solidarność społeczną właścicieli nieruchomości.
Oczywiście można by stwierdzić: wysoki popyt, niska podaż = wysoka cena, takie są prawa rynku i nie jest to niczyja wina. Problem ten nie powstał jednak wczoraj i Islandczycy już od dawna domagają się, by rząd rozwiązał problem mieszkaniowy (notabene w Polsce mamy dokładnie ten sam problem). Wysokie dźwigi stały się integralną częścią krajobrazu miasta, w ciągu ostatnich lat powstało wiele nowych budynków mieszkalnych, jednak niewiele z nich zostało przeznaczone na długoterminowy wynajem. Politycy nie pomagają w tej sytuacji – rząd drastycznie uciął programy budownictwa, zmniejszył podatki od zysków z wynajmu, a swoje agencje odpowiedzialne za zapewnienie dostępnych dla wszystkich mieszkań sprywatyzował, nie pozostawiając złudzeń po czyjej stronie stoi i że rozwiązaniem problemu, kompromisowego i działającego dla wszystkich, nie jest zainteresowany.
Podatki
Jak podkreśla w swoim artykule redaktor naczelny gazety Stundin, Jón Trausti Reynisson, podatki powinny być sprawiedliwe, ale i efektywne (spełniać swoje funkcje). Sprawiedliwe podatki powinny pozwalać zarówno tym bogatym, jak i tym mniej zamożnym, korzystać z owoców swojej pracy, wyrównywać szanse dla wszystkich (tak by np. dzieci urodzone w ubogiej rodzinie miały równe szanse) i przede wszystkim służyć dobru ogółu. Wszyscy wiemy, że podatki w Islandii są, tak jak w krajach skandynawskich, wysokie. Są także (przynajmniej na papierze) progresywne, co oznacza, że im więcej zarabiamy, tym więcej dokładamy do wspólnej kasy. O czym nie chcą wspominać ci najbogatsi, nie tylko na Islandii, ale i na całym świecie, to fakt, że im więcej mamy, tym w mniejszym stopniu nasze dochody zależą wyłącznie od samej wysokości naszego wynagrodzenia. Z jednej strony powyżej pewnego pułapu ludzie po prostu zarabiają na kapitale, który posiadają (firmach, nieruchomościach, akcjach i obligacjach).
Podatek od dochodów korporacji jest także niższy w Islandii niż w innych krajach skandynawskich – teraz to 22% jednak bezpośrednio przed kryzysem podatek ten był wyjątkowo niski i wynosił 10%. Z drugiej strony, bogaci na masową skalę unikają płacenia podatków, jak pokazały to między innymi słynne ”Panama Papers” – zatrudniają specjalistów, którzy w pocie czoła obniżają wysokie stawki lub pozwalają zupełnie uniknąć ich płacenia (szerokim echem odbił się skandal z udziałem ministra finansów Islandii, który próbował zablokować raport dotyczący unikania płacenia podatków od nieruchomości przez Islandzkich milionerów).
Argumenty na rzecz obniżenia podatków dla najbogatszych odwołują się do „efektywności” ściągania podatków z właścicieli firm, którzy szantażują skarb państwa przenoszeniem siedziby swoich firm do „rajów podatkowych”, unikając płacenia podatków w miejscu realnej lokalizacji ich interesów. Decydenci przyjmują, że lepiej ściągnąć z właścicieli kapitału niższy podatek niż żaden. Nie wspiera to ani dobra publicznego ani społecznej solidarności. Jak podaje Reynisson, 330 najbogatszych Islandek i Islandczyków było efektywnie opodatkowanych na poziomie 23.3%, podczas gdy opodatkowanie realne pracownika przemysłu rybnego, który musi płacić wysoki czynsz, jest na poziomie 25%. Kwestie efektywności i sprawiedliwości podatków są w rzeczywistości bardzo blisko powiązane. Jeżeli podatki mają być możliwie niskie, ale i wystarczające, by pokryć wydatki państwa, warto odpowiedzieć na pytania, komu i dlaczego powinna przysługiwać ulga podatkowa i czyje potrzeby zaspokaja państwo?
Jak widać, drogi osób, które żyją tylko ze swojej ciężkiej pracy, płacą wysokie czynsze i podatki oraz milionerów rozchodzą się dramatycznie. Warto podkreślić, nie jest to żadne „zjawisko”, tylko wynik celowych działań. I również dlatego Islandczycy są tak niezadowoleni ze swoich polityków.
Zarówno Islandczycy, jak i imigranci wspierają rozwój kraju (oficjalne dane wskazują, że praca imigrantów stanowi jeden z głównych czynników odpowiedzialnych za wzrost gospodarczy na Islandii). Wszyscy jesteśmy dotknięci wspomnianymi wyżej problemami. Pracownice i pracownicy, niezależnie od pochodzenia, płyną na jednej łódce, jednak nie da się tego samego powiedzieć o tych najbogatszych czy klasie politycznej. W ich solidarność i patriotyzm każe wątpić szereg faktów: unikanie płacenia podatków, wysoka korupcja i nepotyzm, decyzje o podwyższaniu czynszów, choć dążą do tego by coraz mniej dokładać do wspólnej kasy to najmocniej ze wspólnych zasobów korzystają, są realnie niżej opodatkowani niż pracujący na nich ludzie czy wreszcie fakt, że proponują zmiany w prawie korzystne wyłącznie dla nich, nie dla dobra kraju.
Nadchodzące tygodnie mogą okazać się niezwykle ważne dla przyszłości Islandii, a proponowane zmiany wpłyną bardzo drastycznie na życie każdego i każdej z nas. Problemy, których dotyczą negocjacje są bardzo złożone i fakt, że mało kto je rozumie i mało się o nich mówi, jest to na rękę tym którzy, o ile nikt nie zgłosi sprzeciwu, narzucą takie warunki, jakie są im odpowiadają.
My, Polki i Polacy, nie powinniśmy bezczynnie się przyglądać procesowi pogarszania warunków pracy i życia w Islandii. Wiemy dobrze jakie są tego efekty. Polska to kraj, w którym związki zawodowe i organizacje pracownicze są bardzo słabe (jedynie 11% pracowników najemnych przynależy w Polsce do związków zawodowych). To kraj pracowniczego piekła, z którego miliony Polek i Polaków emigrowały w poszukiwaniu normalności.
Jak pisze w swoim ostatnim tekście dziennikarka Birgitta Jónsdóttir, krytykująca obłudę deklaracji solidarności Islandzkich elit z resztą społeczeństwa: „Musimy przestać czekać aż ktoś nas uratuje przed naszymi własnymi problemami”. Oczywiście my, Polki i Polacy mieszkający na wyspie, nie mamy bezpośrednio wpływu na islandzką politykę (choć po prawdzie przeciętny Islandczyk też nie czuje, że ma na nią wpływ), jednak jako pracownicy (niemal wszyscy przypisani do poszczególnych związków w zależności od branży) nie powinniśmy być obojętni wobec nadchodzących zmian. Od nas też może zależeć, czy będą to zmiany na lepsze czy na gorsze.
Poniżej możecie zapoznać się z artykułami, raportami i tekstami dotyczącymi tego tematu (w języku polskim, angielskim i islandzkim).
Artykuł, który napisał Viðar Þorsteinsson dyrektora zarządzającego związku zawodowego Efling objaśniający propozycje związku pracodawców (SA) – TU.
Stanowisko związku zawodowego Efling wobec propozycji związku pracodawców (SA) – TU.
Omówienie ogólnej sytuacji ekonomicznej w Islandii: wzrost nierówności – TU.
Artykuły omawiające niskie zaufanie do polityków: TU, TU.
Raport OECD wykazujący niskie zaufanie społeczne: TU.
Artykuł Birgitty Jónsdóttir omawiający oderwanie elit od reszty islandzkiego społeczeństwa – TU.
Raport ekonomiczny i prognozy ASI na lata 2016-2018 – TU.
Raport Centralnego Banku Islandii dotyczący kwestii stabilności finansowej kraju – TU.
Pozycja ministra finansów Bjarniego Benediktssona w kwestii negocjacji – TU.
Artykuł Jóna Traustiego Reynissona podsumowujący problemy społeczne i gospodarcze Islandii – TU.
Raport VR dotyczący wysokich kosztów kupna i wynajmu mieszkań – TU.
Eliasz Robakiewicz