Niewielkie ciało niebieskie eksplodowało wczoraj o wpół do dziewiątej wieczorem na północ od Islandii.
Meteoryt eksplodował na północ od Islandii i na południe od Jan Mayen. Takie okruchy skalne regularnie wpadają w atmosferę, ale rzadko są odkrywane przed eksplozją. Sævar Helgi Bragason, znany lepiej jako Stjarna-Sævar, mówi, że asteroidę zauważono przypadkiem.
„Skanowano niebo i znaleziono niewielkie ciało, które mogło być wielkości samochodu, a po obliczeniu jego kierunku ruchu okazało się, że zderzy się ono z Ziemią. Wtedy też odkryliśmy, że okruch ten zmierza w kierunku Islandii lub tuż na północ od niej” – mówi Sævar.
Meteoryt ważył od około sześćdziesięciu do osiemdziesięciu ton i poruszał się z prędkością około piętnastu kilometrów na sekundę. Eksplodował prawdopodobnie na wysokości 30 kilometrów nad poziomem morza. Był tak mały, że nie uznano go za niebezpieczny, mogący wyrządzić szkody.
„Na szczęście nie stanowił on żadnego zagrożenia, a miejsce jego zderzenia z Ziemią znalazło się nad morzem, więc daleko od ludzkich siedzib. Ludzie, którzy byli świadkami katastrofy, w większości widzieli tylko bardzo jasny i piękny błysk światła” – mówi Sævar i dodaje, że otrzymał kilka wiadomości od ludzi z północy, na przykład z Húsavíku, Blönduós i innych miejsc, w których zaobserwowano błyski światła, które rozświetlały niebo przez kilka sekund, ale potem natychmiast znikały.
Aby spowodować szkody, skała musiałby mieć wielkość 15–20 metrów, a i wtedy szkody byłyby lokalne. „Podobnie jak miało to miejsce w Rosji prawie dziesięć lat temu. Wtedy meteoryt eksplodował nad miastem Czelabińsk, a jego średnica wynosiła nieco ponad 20 metrów, więc był znacznie większy i spowodował pewne szkody, ale na szczęście obyło się bez ofiar”.
„Wszystkie fragmenty skalne wpadły do morza między Islandią a Jan Mayen, więc znalezienie jakichkolwiek kamieni będzie niestety bardzo trudne lub niemożliwe. Rozmiar meteorytu wskazuje, że przynajmniej niektórym jego fragmentom udało się nie spłonąć w atmosferze i wylądowały w morzu”.