W dwa lata po wybuchu wulkanu, który uziemił połowę europejskiego lotnictwa cywilnego Islandia szykuje się na kolejną erupcję.
Właśnie mijają dwa lata od erupcji islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull. Chmura pyłów wyrzucona przez wulkan na sześć dni uziemiła na lotniskach kilka milionów Europejczyków i kosztowała linie lotnicze około 150 milionów euro dziennie. Niestety, wszystko wskazuje na to, że niedługo czeka nas powtórka tamtych wydarzeń, ale na większą skalę: naukowcy stwierdzili ostatnio silną aktywność pod kalderą znacznie potężniejszego wulkanu Katla – a to może oznaczać zbliżającą się erupcję. Europa powinna się na taką ewentualność dobrze przygotować i szczegółowo zaplanować konkretne działania, bo wybuch Katli przyniesie prawdopodobnie znacznie większe szkody, niż te które poczynił Eyjafjallajökull.
Od kiedy w IX wieku na Islandię przybyli pierwsi osadnicy, Katla wybuchała mniej więcej co 60 lat – ale ostatnia znaczące erupcja miała miejsce w 1918 roku. Wiadomo także, że w latach 1821–1823 oraz w roku 1612 Katla wybuchała w kilka miesięcy po erupcji wulkanu Eyjafjallajökull. Jeśli zatem wziąć pod uwagę „kalendarz historyczny”, kolejna erupcja może okazać się bardzo bliska.
W lipcu ubiegłego roku z lodowej czapy na szczycie Katli popłynęły nagle ogromne strumienie wody, które uszkodziły autostradę i zerwały most – powodem najprawdopodobniej było nagłe wydostanie się z głębi Ziemi dużej ilości ciepła, które dotarło aż do podstawy lodu. Od tego czasu powierzchnia wulkanu poruszała się chaotycznie, co wykazały precyzyjne urządzenia GPS, a pod kalderą miały miejsce trzęsienia ziemi. Wszystkie te zjawiska sugerują, że magma zbiera się coraz bliżej powierzchni.
Wybuch Katli w 1918 roku spowodował wyrzucenie w powietrze pięciokrotnie większej liczny pyłów i popiołu niż erupcja Eyjafjallajökull z 2010 roku. Jeśli kolejna erupcja będzie większa, duże tereny Islandii mogą zostać zalane wodą z topniejącego śniegu i lodu. Dojdzie do ogromnych zniszczeń, wielkich szkód dozna także islandzkie rolnictwo. No i, oczywiście, w całej Europie uziemionych zostanie wiele samolotów.
Jeśli w powietrze wyrzucona zostanie dostateczna ilość materiału wulkanicznego, może nawet dojść do ochłodzenia się klimatu na Ziemi na kilka lat. Taka sytuacja miała już miejsce w latach 1783–1784, kiedy wybuchł wulkan Grímsvötn (ten sam, którego niewielką erupcję mogliśmy obserwować w ubiegłym roku). Do atmosfery trafiło wówczas 15 kilometrów sześciennych pyłów i popiołu, wywierając wpływ na całą półkulę północną i zmniejszając średnie temperatury o 3 stopnie Celsjusza (dla porównania – wybuch Eyjafjallajökull sprzed dwóch lat wyrzucił w powietrze zaledwie ułamek kilometra sześciennego materiału wulkanicznego). Spowodowało to śmierć jednej piątej ówczesnej populacji Islandii, śmierć tysięcy ludzi w Wielkiej Brytanii – na skutek zatruć i zimna – oraz rekordowo niskie opady deszczy na północy Afryki.
Erupcje na taką skalę zdarzają się na Islandii zaledwie raz na kilkaset lat, ale potencjalne zagrożenie jest wysokie. Nawet jeśli dziś mniej zagraża nam głód, to najnowsze analizy potencjalnych skutków zanieczyszczenia powietrza sugerują, że w samej Europie mogłoby z tego powodu umrzeć od 52 do 228 tysięcy ludzi.
Jest to fragment artykułu pochodzacego ze strony wiadomości.onet.pl
Autor: Dr Andy Hooper, wykładowca na Delft University of Technology
Źródło: Daily Telegraph, onet.pl
Całość artykułu pt. „Jest się czego bać” można przeczytać na stronie wiadomości.onet.pl