80 rocznica zatonięcia żaglowca ”Pourquoi-Pas? IV”
Niektóre wypadki morskie żyją w pamięci ludzkiej bardziej niż inne, szczególnie kiedy ginie światowej sławy żeglarz i badacz obszarów polarnych, lekarz Jean-Baptiste Charcot, syn znakomitego francuskiego lekarza neurologa i psychiatry.
16 września minęło 80 lat od zatonięcia u wybrzeży islandzkich francuskiego żaglowca „Pourquoi-Pas? IV“ („Dlaczego nie? IV“). Uroczyste trzydniowe obchody rocznicy tej tragedii, która pochłonęła 40 ofiar, rozpoczęto od wrzucenia 40 róż do oceanu w fiordzie Straumjförður w Mýrar, w pobliżu miejsca, gdzie walczący z potężnym sztormem żaglowiec rozbił się o skały i zatonął. W Alliance Francais pokazano film dokumentarny. W Haskolabió odbyło się seminarium poświęcone dokonaniom Charcota. Pamiątki po nim przekazano w darze Muzeum w Sandgerði. W Kościele Landakot miała miejsce msza, po której złożono hołd ofiarom na cmentarzu Fossvogskirjugarður, gdzie pochowani są marynarze, których ciała znaleziono kilka tygodni po wypadku.
Jean-Baptiste Charcot był bardzo znany w Islandii. Odwiedził wyspę w 1902 roku ze swoją pierwszą żoną Jeanne Hugo – wnuczką sławnego pisarza Wiktora Hugo. Pojawił się w Islandii w 1912 roku ze swoją drugą żoną Marguerite Cléry, malarką która towarzyszyła mu często w podróżach.
Charcot od dziecka marzył by zostać żeglarzem, pytany przez rodziców dlaczego, odpowiadał: „dlaczego nie?“ Taką nazwę nadawał później swoim żaglowcom. Ostatni z nich „Pourquoi-Pas?” IV był 40 metrowym trójmasztowcem (fregatą), ze wzmocnionym kadłubem dla podróżowania w lodach. Był wyposażony w 450 konny silnik. Charcot był jego kapitanem do 1925 roku. Potem pozostał na jego pokładzie dowodząc kolejnymi misjami polarnymi. W 1934 r. wyruszył na Grenlandię, wioząc wyprawę etnograficzną kierowaną przez P.-È. Victora, która spędziła rok w Ammassalik badając życie tamtejszych Eskimosów. W kolejny rejs ku grenlandzkim brzegom wyruszył 15 lipca 1936 r. z francuskiego portu Saint Malo z zaopatrzeniem dla następnej misji Victora.
W drodze na Grenlandię fregata zawinęła do Reykjaviku 31 lipca 1936 r. Do Angmagssalik przybyła 4 sierpnia. Sztorm zmusił potem żeglarzy do schronienia w Isafjordur, gdzie 15 sierpnia uzupełniono zapas węgla. Mimo trudnych warunków Charcot zdecydował skierować się ku Blosseville na wolnym od lodów wschodnim wybrzeżu, gdzie prowadzono obserwacje i badania. 30 sierpnia eksplodował kocioł. Na ratunek pośpieszył duński statek Hvidebjornen. Dzięki jego asyście „Pourquoi-Pas? IV“ przybył do Reykjaviku 3 września. Na pokładzie przybyła zabrana z Grenlandii nowa maskotka załogi, młoda mewa, której nadano imię Rita. Za dnia szybowała wokół żaglowca – na noc Charcot, miłośnik ptaków, zamykał ją do klatki. Rita dała się oswoić, poznała nawet smak koniaku.
Naprawa kotła przeciągała się. A Charcot miał w październiku odebrać tytuł doktora honoris causa w Kopenhadze. Spekulowano potem, że to mogło przyśpieszyć decyzję o wyjściu w drogę powrotną do Saint-Malo. Żaglowiec, żegnany przez francuskiego konsula Alberta Zarzeckiego z żoną oraz islandzkich przyjaciół, wyszedł z Reykjaviku 15 września o godz. 13:00.
Młody 14-letni fotoamator Helgi Hafliðasson był autorem ostatniej fotografii „Pourquoi-Pas? IV“. Zrobił ją z balkonu domu przy Hverfisgata 123 gdzie mieszkał.
Przebieg wypadków i ostatnie chwile znane są dzięki obecnemu na mostku sternikowi, Eugène Gonidec. Był on jedynym członkiem załogi, który tę tragedię przeżył i złożył zeznania pięć dni później.
Wiatr zaczął się wzmagać trzy godziny po wyjściu z Reykjaviku. Wskazówka barometru cofała się szybko wskazując głęboki niż, sztorm przeszedł w huragan. Żaglowiec przez cztery godziny nie był w stanie znaleźć miejsca by rzucić kotwicę. O północy dostali się w oko cyklonu. Ogromna siła dryftu nie dawała możliwości kontroli. Nad ranem, o godz. 04:30 złamała się górna część rufowego masztu urywając antenę radiową. Zaczęło świtać i ukazały się szkiery wokół żaglowca. Próby manewru silnikiem na nic się nie zdały. 16 września 1936 roku o godz. 05:15 żaglowiec dwukrotnie uderzył o dno. Eksplodował kocioł i unieruchomił silnik. Wielka fala przetoczyła się nad mostkiem i rozbiła dużą łódź ratunkową, zmywając do oceanu bosmana Le Guena i zraniła jednego z marynarzy. Na rozkaz kapitana załoga założyła kamizelki ratunkowe. Lekarzowi Paratowi nie udało się znaleźć kamizelki kapitana. Po paru minutach żaglowiec przeszedł przez skalny próg na dnie i wszedł na wodę, ale w odwróconej o 180 stopni pozycji. Kapitan był świadomy, że nie ma sposobu by uratować Le Guena. Chciał uciec skałom. Wydał komendę postawienia dużego żagla i foka. Udało się postawić jedynie sztafok. Około godz. 05:35 padła komenda rzucenia kotwicy, najpierw z lewej, potem z prawej burty. Żaglowiec nie zwolnił i o godz. 05:45 rozbił się o obły szkier Hnokki odległy około 1,5 mili od lądu i zaczął nabierać wodę od rufy. Próby jej wypompowania nie odniosły skutku.
Stojący na mostku kapitan Joseph Le Conniat i Charcot wezwali załogę do ratowania życia. Charcot zszedł do kabiny i wrócił na mostek z klatką. Pożegnał się z mewą Rita i ją uwolnił.
Załoga w kamizelkach miała jeszcze szanse na ratunek w pozostałej mniejszej szalupę i czterech bajbotach (małych łódkach, tzw. „bączkach“). Około godziny szóstej woda osiągnęła środkowy mostek, fala uderzyła w szalupę. Eugène Gonidec trafił do wody i chwycił się bajbota, w którym byli dwaj inni marynarze. Po 30 metrach bajbot poszedł pod wodę. Gonidec chwycił kawałek deski i dryfował z nią w towarzystwie bosmana Jaouna. Uniesiony na grzbiecie fali zauważył ląd i dom. Bosman Jaoun utracił siły i zniknął sternikowi z oczu. Ten dotarł do marynarza Perona, który trzymał się koła ratunkowego. We dwójkę dopłynęli do drewnianego trapu unoszonego przez fale i próbowali nim sterować w kierunku lądu. Perona po około 5 minutach pokonała hipotermia, zniknął pod wodą. Gonidec został sam, a fale zagnały go do małej zatoki przy klifie Höllubjarg w Straumsfjörður.
18 letni islandzki farmer Kristjan Þórólfsson dostrzegł z lądu około dziewiątej rano dryfującego człowieka trzymającego się trapu. Gonidec poczuł grunt pod nogami i puścił trap, fala uniosła go w kierunku klifu. Kristjan, potężne chłopisko, pobiegł nad urwisko. Chwycił rękę sternika, ale sam wpadł do oceanu. Udało mu się jednak wydostać na brzeg wraz z uratowanym Francuzem.
Statki przybyłe na ratunek nie były w stanie podejść dalej niż pod Þormóðssker. Jedynie małemu kutrowi Ægir udało się dotrzeć w miejsce gdzie zatonął żaglowiec, ale zastał jedynie wystający z wody kawałek głównego masztu.
Eugene Gonidec dzień później pomógł zidentyfikować 22 ciała które znaleziono na plaży. Charcot wyglądał jakby spał, nawet po śmierci zachował nobliwy, wzbudzający szacunek, wyraz twarzy.
30 września pożegnano ofiary żaglowca. Po mszy w Kościele Landakot, 22 trumny w uroczystym orszaku zostały przetransportowane do portu, gdzie umieszczono je na francuskim statku „L´Aude“. We Francji narodowe uroczystości żałobne, w dniu 12 października przy katedrze Notre Dame w Paryżu zakończono pochówkiem na cmentarzu Montmartre.
Mýrar to niezwykle niebezpieczny akwen, który pochłonął wiele ofiar. W 1906 roku w niedzielę palmową ocean zabrał tu 48 marynarzy z dwóch statków. 10 grudnia 1926 roku zatonął norweski statek „Balholm“ z 23 ludźmi na pokładzie.
Polski statek „Wigry“ w tym rejonie zatonął 15 stycznia 1942 roku w sztormie stulecia zabierając życie 25 marynarzom. W przyszłym roku obchodzić będziemy 75 rocznicę tej tragedii.
Witold Bogdański