Na krawędzi erupcji. Dramat w Grindavíku

Dodane przez: INP Czas czytania: 3 min.
Kadr z materiału wideo visir.is

Półwysep Reykjanes, znany ze swojej wulkanicznej aktywności, ponownie znalazł się w centrum uwagi. Ostatnie wydarzenia w Grindavíku, gdzie mieszkańcy musieli stawić czoła konieczności ewakuacji z powodu zbliżającej się erupcji wulkanicznej, przypominają nam o nieprzewidywalności i potędze natury, z którą mieszkańcy Islandii, także my, Polacy, żyjemy na co dzień.

Historia wulkaniczna półwyspu Reykjanes jest długa i pełna dramatycznych wydarzeń. Od erupcji Fagradalsfjall w 2021 roku, która zakończyła 800-letni okres ciszy wulkanicznej, po historyczne wybuchy na Krýsuvík, Brennisteinsfjöll i Svartsengi – każde z tych wydarzeń zostawiło trwały ślad w krajobrazie i świadomości mieszkańców.

Obecna sytuacja w Grindavíku to kolejny rozdział tej sagi. Islandzki Instytut Meteorologii ostrzega, że erupcja może nastąpić w każdym momencie, a magma znajduje się zaledwie 800 metrów pod ziemią. Model pokazuje 15-kilometrowy tunel magmowy, rozciągający się od Kálfellsheiði na północy, przez Grindavík, aż po ocean. Zwiększa się również prawdopodobieństwo erupcji podwodnej, co może być równie niebezpieczne w konsekwencjach.

Ewakuacja Grindavíku stała się symbolem współczesnego dramatu. Mieszkańcy blisko 3500 miasteczka, zmuszeni do porzucenia swoich domów i majątku, stoją teraz przed niepewną przyszłością. Dramat mieszkańców Grindavíku ujawnia ludzką stronę życia „w cieniu wulkanu”. To opowieść o stracie, niepewności, ale także o nadziei i solidarności społecznej. Na facebookowych grupach, także polskich, najpierw zaczęły pojawiać się posty o pomocy w ewakuacji, transporcie, o przenocowaniu, teraz, niestety coraz więcej postów dotyczy potrzeby wynajmu mieszkania dla kilku rodzin typu 1+1, 2+2, 2+3, 2+4 + zwierzęta. I oczywistym jest że nie chodzi tylko o Islandczyków, oni praktycznie zawsze mają kogoś – matkę, dziadka, a jeżeli nie, to koleżankę z podstawówki, a jeżeli także ewakuowaną, to mającą rodzinę np. w Reykjaviku.

My Polacy, najbliższą rodzinę mamy 4 godziny lotu Wizzairem stąd.

To, co dzieje się w Grindavíku (a raczej działo się w nocy z piątku na sobotę) jest nie tylko testem dla lokalnych władz i instytucji naukowych, ale także dla całej społeczności (już nie chcę wspominać tu o dramacie dzieci, które o 23:00 wyrwane z łóżka, nie rozumieją nic).

Historia Półwyspu Reykjanes i Grindavíku jest przypomnieniem, że życie w harmonii z naturą wymaga gotowości na jej zmienne i czasami brutalne oblicze. W miarę jak Islandia stoi w na skraju kolejnej nieuchronnej j erupcji, społeczność międzynarodowa patrzy z podziwem na ten niewielki naród, który uczy się żyć i prosperować w jednym z najbardziej dynamicznych środowisk na naszej planecie.

Wszyscy tylko patrzą, prócz naszych rodzin w Polsce, oni się jeszcze dodatkowo martwią.

Michał Mogiła
Udostępnij ten artykuł