Na świecie panuje epidemia koronawirusa, praktycznie wszystkie lokale w Reykjaviku są zamknięte albo dostęp do nich jest ograniczony, jednak w centrum stolicy Islandii atmosfera tego dnia była wyjątkowa i to za sprawą rozmowy o pasjach i marzeniach, które się spełniają, jeśli tylko wystarczająco mocno tego chcemy.
Przy kawie spotkałam się z pochodzącym z okolic Wrocławia, 21-letnim Krzysztofem Porowskim, zafascynowanym walkami chłopakiem, który trenuje w Islandii, oraz z muzykiem Danielem Romanem z Pyrzyc, który po paru latach przerwy, wraca do swojej pasji, czyli tworzenia hip-hopu.
Marta Magdalena Niebieszczańska: Krzysztofie, w jaki sposób zaczęła się Twoja przygoda z walkami?
Krzysztof Porowski: Miałem dziesięć lat, kiedy zacząłem trenować zapasy. Wtedy w moim mieście każdy chodził na zapasy. To było bardzo modne i można powiedzieć, że poszedłem za tłumem i zapisałem się do klubu, gdzie odbywały się treningi. Po jakimś czasie stało się to moją pasją do tego stopnia, że chciałem być coraz lepszy. Dużo trenowałem. Z czasem co tydzień, co dwa tygodnie, brałem udział w zawodach. Wygrywałem, co dało mi jeszcze większą motywację do dalszych treningów. Jeśli przegrałem walkę, to trenowałem jeszcze więcej i chciałem być jeszcze lepszy. Walczyłem w zapasach w Polsce, Niemczech i Czechach. Wszędzie tam, gdzie mogłem pojechać.
Z powodu przeprowadzki miałem około półroczną przerwę w treningach. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że w moim mieście są prowadzone amatorskie treningi MMA. Prowadzący klub był miłośnikiem tego sportu i sam bardzo dużo trenował. Już podczas pierwszego treningu zacząłem wszystkimi porządnie rzucać. To obudziło we mnie ponownie potrzebę rozwijania swoich umiejętności i zapisałem się do klubu Elitarni MMA. Mój ówczesny trener Łukasz Borowski walczył m.in. z Akopem Szostakiem i innymi sławami. Poczułem wtedy, że chcę trenować i walczyć w MMA, brać udział w galach. Zacząłem startować w zawodach kickboxingu i zdobyłem Puchar Polski. To był 2017 rok.
MMN: Dlaczego kickboxing?
Krzysztof: Klub, w którym trenowałem był klubem MMA, ale mój trener miał bardzo duże zamiłowanie do kickboxingu. Dlatego też trenowałem coraz więcej i startowałem w zawodach kickboxingu.
MMN: Ale to MMA stało się numerem jeden?
Krzysztof: Tak, ale dopiero na Islandii. Wcześniej cały czas byłem skupiony na kickboxingu. Trenowałem najpierw zapasy i miałem dobrze wyćwiczony parter. Jednak dopiero tu na Islandii przyszedł ten czas, że zacząłem trenować MMA. Byłem jeszcze w Polsce, kończyłem szkołę, kiedy zdałem sobie sprawę, że chcę od życia czegoś więcej. Nie chciałem być jak większość moich rówieśników, nie chciałem być na garnuszku moich rodziców i pić piwa pod blokiem. Miałem cel, pasję, zawsze trenowałem i poświęciłem temu swoje życie. Sam wcześniej nigdy nigdzie nie byłem, nie podróżowałem. Chciałem jednak gdzieś wyjechać. Moja siostra zwiedzała świat i zapytałem ją, w jakim kraju według niej mógłbym utrzymać się sam i jednocześnie trenować w dobrym klubie. Wtedy też poczułem, że chcę przejść z kickboxingu na MMA. Po rozmowach poradziła mi Islandię, mówiąc, że tu będę mógł pracować po 7–8 godzin i wystarczy mi pieniędzy na utrzymanie i treningi.
MMN: To był powód, dla którego wylądowałeś na Islandii?
KP: Tak.
MMN: Słyszałeś wcześniej o klubach MMA na Islandii?
KP: Nie. Po prostu zacząłem szukać ich w Internecie, kiedy zapadła decyzja o wyjeździe. Wpisałem w przeglądarkę kluby MMA w Islandii i dowiedziałem się, że tu trenuje Gunnar Nelson, który jest zawodnikiem UFC. Od razu zaświeciły mi się oczy, bo nigdy nie widziałem na żywo nikogo, kto jest w UFC. Od razu chciałem tu przylecieć. Dowiedziałem się też, że na Islandię na obóz przygotowawczy przylatuje Conor McGregor. To spowodowało, że byłem już pewien, że chcę tu przylecieć. Jako nastolatek byłem oddany walce. Nawet gdy wybierałem szkołę, myślałem o tym, aby mieć czas na treningi i zdobyć zawód, dzięki któremu się sam utrzymam. Skończyłem zawodówkę, żeby nie ciągnąć pieniędzy od rodziców. Zawsze chciałem pracować, tak zostałem wychowany, że należy walczyć o swoje i pracować na siebie. Skupiałem się cały czas na treningach, praktykach w szkole, a w weekendy pracowałem w klubach. Szkołę skończyłem z wyróżnieniem. Nawet nie odebrałem papierów, tylko od razu po zakończeniu przyleciałem na Islandię.
MMN: Jaki masz zawód?
KP: Elektryk.
MMN: Swoją przyszłość łączysz nierozerwalnie z MMA?
KP: Tak. Nie widzę już innej możliwości. Dla mnie to jest jedyna droga. To jest prosta droga do celu.
MMN: Kto jest Twoim mentorem? Masz swojego idola?
KP: To może wydać się dziwne, może śmieszne, ale ja nigdy nie oglądałem MMA w telewizji. Nie znałem zawodników. Dla mnie zawsze najważniejsze były treningi. Wiedziałem tylko, że UFC to jest najwyższy szczebel w MMA, do którego można się dostać. Tylko tyle. Nawet nie wiedziałem, kim jest Gunnar Nelson, ale zaimponowało mi samo to, że jest w UFC. Connor McGregor był dla mnie zawodnikiem, jak każdy inny, bo go nie widziałem. Jednak wszyscy mówili o tym, że jest jednym z najlepszych i skoro tu trenował to myślałem, że ten klub musi być bardzo dobry. Nigdy nie śledziłem tego, co się dzieje na tyle, aby móc wymienić jakiś zawodników. Nawet nie wymienię żadnych nazwisk zawodników MMA z Polski, to samo z kickboxingiem. Nigdy nie oglądałem zawodów, walk. Całe życie trenowałem sam z siebie i nie miałem potrzeby, żeby robić to dla sławy, czy dlatego, że ludzie to oglądają. To nigdy nie było moim celem. Ja zawsze chciałem się bić, trenować i być lepszym.
MMN: Pasja?
KP: Tak. To moja pasja.
MMN: Co dla Ciebie jest najważniejsze w walkach?
KP: Najważniejsze to dobry show. Nie liczy się sama wygrana, ale musi być show.
MMN: Co to znaczy?
KP: Musi być jakiś nokaut, duszenie, ale w taki sposób wykonane, że ludzie, którzy to będą oglądać, będą mogli powiedzieć, że to zostało super wykonane. Ważne jest, jak walczy zawodnik i dla mnie to jest sztuka. Są tacy, którzy o to nie dbają i jak tylko rozpoczynają walkę, to kończą ją szybko. Lecą, że tak powiem „na pałę” i uderzają szybko, bez zastanowienia, tylko po to, żeby trafić i wygrać. Ja lubię się dobrze bawić w czasie walki, może trochę powygłupiać, tak by widzowie chcieli to oglądać. Nie liczy się aż tak bardzo sama wygrana, ale to jak do niej dochodzę. Liczy się show.
MMN: Czyli czerpiesz energię z tego, że jesteś w klatce?
KP: Tak. To jest dla mnie najlepsze miejsce.
MMN: A kiedy jesteś na ringu?
KP: Na ringu jest np. kickboxing, a MMA w klatce.
MMN: Masz za sobą parę wygranych. Jakie były te walki?
KP: Dwie z moich walk MMA wygrane były przez nokaut, czyli sędzia musiał przerwać, bo przeciwnik nie był zdolny do walki. Natomiast jedna wygrana była przez duszenie. Co oznacza, że przeciwnik odklepał, bo już nie miał siły walczyć.
MMN: Ile trwają takie walki? Która z tych walk była najdłuższa?
KP: Na pewno pobiłem rekord na Islandii, bo druga moja walka trwała 27 sekund. Była to najszybsza walka i wygrałem z Brytyjczykiem. Najdłużej walczyłem do drugiej rundy, nigdy jeszcze nie miałem trzeciej rundy.
MMN: Walczyłeś z Islandczykami?
KP: W Islandii można tylko trenować. Walki są zakazane. Jeśli nawet są jakieś turnieje, to nie biorę w nich udziału, ale to wynika też z tego, że nie chcę mieć kontuzji. Zawodnicy, którzy walczą podczas turniejów, stawiają na szybką, chaotyczną walkę i nie patrzą na to, co robią i jak się biją. Chcą się jak najlepiej pokazać przy trenerach i kolegach, a to nie jest dla mnie.
MMN: Czyli dbasz o siebie?
KP: Tak, staram się robić wszystko z głową, szczególnie, jeśli chodzi o treningi.
MMN: Czy miałeś jakąś poważniejszą kontuzję?
KP: Tak. Ostatnią walkę stoczyłem ze złamaną nogą. Tydzień przed walką, miałem trening z trenerem i wtedy zdarzył się wypadek. To była dość interesująca sytuacja, ponieważ do tej walki powinienem był przygotowywać się przez miesiąc. Taki jest okres przygotowawczy. Do walk zawodowych są dwa lub trzy miesiące treningów i potem przerwa na tydzień przed walką. Natomiast do walk amatorskich, trenuje się miesiąc, a potem ma się tydzień przerwy.
Ja przez cały ten miesiąc zamiast trenować leżałem chory, z gorączką. Tydzień przed walką, kiedy powinienem odpoczywać, zaczęły się sparingi i wziąłem w nich udział. Podczas walki z trenerem w klatce niefortunnie stanąłem i trener mnie kopnął w kość strzałkową, która pękła. Myślałem na początku, że zerwał mi się mięsień i byłem gotowy na walkę z tą kontuzją. Po rozmowie z trenerem zdecydowaliśmy, że miałem wystarczające przygotowanie i mogę walczyć. Oboje myśleliśmy, że jest to mała kontuzja, bo po mnie nie widać bólu. Jestem bardzo wytrzymały. On myślał, że to nic poważnego, że boli mnie tylko mięsień, więc nawet nie pojechałem do lekarza. Polecieliśmy na tę walkę, żeby zobaczyć, jak będzie. Chodziło też o sprawdzenie mnie, bo może być taka sytuacja w życiu, że dostanę wiadomość na tydzień lub dwa tygodnie przed walką, że muszę być gotowy. Ważne było, żeby sprawdzić, jak poradzę sobie w walce, bez przygotowania i po długiej chorobie, a do tego z kontuzją.
To była najważniejsza walka dla mojego klubu, bo przeciwnik, z którym walczyłem, znokautował naszego kolegę. Miał z nim pierwszą walkę i wygrał ją w kilka sekund, dlatego mój udział w walce z nim był bardzo ważny. Klub chciał pokazać, że mamy dobrych zawodników. Brytyjczyk był bardzo agresywny, nie miał żadnego szacunku do naszego zawodnika i znokautował go w kilka sekund. Pojechaliśmy na walkę rewanżową.
Przed wejściem do klatki przeprowadzany jest zawsze tak zwany „odblok”, trzeba się odblokować, aby w czasie walki nie złapała mnie zadyszka. Żeby takie sytuacje nie miały miejsca, konieczne jest wykonanie „odbloku”. Dlatego też do walki wychodzi się lekko zmęczonym i odpowiednio nastawionym. Wtedy też ponownie doznałem kontuzji.
MMN: Możesz powiedzieć o tym coś więcej?
KP: „Odblokowanie” zna każdy zawodnik i robi się to przed kolejnymi walkami. Nie ma takiej możliwości, żeby zawodnik wyszedł do walki bez odpowiedniego przygotowania przez trenera. Każdy trener powinien „odblokowywać” swojego zawodnika. Jest to seria ćwiczeń, w tym oddechowych, podczas których trzeba się porządnie zmęczyć przed walką. Jest to około pięciu minut przed walką i wtedy jestem wykończony. To drastycznie męczy organizm, zawsze wtedy czuję się tak, jakbym zrobił dwa godzinne treningi pod rząd, ale po około paru minutach to mija. Wtedy już podczas walki nie złapie mnie kolka, czy ból mięśni. Nie mam wtedy blokady w klatce, czy obawy, że będzie boleć mnie przepona. To ćwiczenie pomaga w pozbyciu się większego zmęczenia.
Podczas tego „odbloku” w Wielkiej Brytanii niefortunnie upadłem z trenerem na matę i wtedy z bólu nie mogłem stać. Na miejsce wezwano sanitariuszy, którzy powiedzieli mi, że wychodzę do walki na własną odpowiedzialność, ponieważ nie jest wiadomo, co się wydarzyło. Pomimo tego, że to było złamanie, to noga mi nie puchła. Tylko skóra była czerwona. Wtedy też trener pomógł wejść mi do klatki i powiedział wtedy, że walkę z taką kontuzją mogę wygrać tylko ja, że nie ma takiej drugiej osoby. Chciałem wygrać nokautem, ale wcześniej trener ustalił odpowiednią taktykę, do której chciałem się odnieść i walczyć zgodnie z nią. Wygrałem w drugiej rundzie i to było duszenie. Wcześniej jeszcze przed walką zostało zrobione wydarzenie w Reykjavik MMA i tam było opisane, że w pierwszej rundzie będę się bawił z przeciwnikiem, a w drugiej rundzie go poddam. Taki plan był opublikowany około trzech tygodni przed walką i tego się trzymałem. Walczyłem tak, jak chciał trener.
MMN: Czyli macie scenariusze walk.
Daniel Roman: To jest dokładnie tak, jak w kawałku, który napisałem o Krzysztofie, że „Game plan nie robi mu żadnej różnicy”.
KP: Nieważne, czy noga jest złamana czy nie, trener powiedział, że mam tak czy inaczej walczyć i ja to robię. Był pod wrażeniem, że realizuję jego plan od początku do końca, nie zważając na kontuzje. Nie jest tak, że kiedy rozpoczynam walkę w klatce, to odcinam się od tego, co jest poza mną i tylko idę, aby wygrać i szybko pokonać przeciwnika. Kiedy walczę, realizuję plan, który był ustalony od początku. Nieważne, czy jest ból czy nie. Na filmie z walki widać, że chciałem wykonać front kick i wtedy noga aż mi się ugięła na złamaniu. Każdy kolejny krok to był ból. Nie mam uderzeń adrenaliny, które powodują, że nagle nie odczuwam bólu. Nie mam w sobie strachu i stresu. Kiedy zgodziłem się na tę walkę, to myślałem, że jak wejdę do klatki i zobaczę swojego przeciwnika, to złapie mnie adrenalina i ból odpuści. Jednak z każdym krokiem było coraz gorzej. Pomimo że przeciwnik był naprawdę dobry i silny, udało mi się go pokonać.
MMN: Kiedy będzie jakaś kolejna walka? Są już jakieś plany?
KP: Biorąc pod uwagę epidemię, to nie mam jeszcze żadnych planów związanych z walkami. Wszystko się zatrzymało. Od czasu ostatniej walki nie wróciłem jeszcze do treningów. Dopiero teraz lekarz pozwolił mi na powrót na matę. Trener chce, żebym wystartował w większej federacji, w której walczył np. Conor McGregor, skąd wzięli go do UFC, albo walczył w starej federacji i starał się o pas, o tytuł mistrzowski. To są na razie luźne rozmowy. Czekamy teraz na to, co się wydarzy, co będzie z nogą, z treningami. Jedną walkę już zrobiłem bez odpowiedniego przygotowania i teraz jest czas na to, aby do kolejnej odpowiednio się przygotować. W sumie jak teraz o tym myślę, to nie podobała mi się ta walka, bo nie zrobiłem takiego show, jakie planowałem, co mnie trochę rozczarowało. Dlatego do kolejnej walki chcę się przygotować tak, jak należy, aby po wejściu do klatki zrobić show.
MMN: W jakim klubie teraz walczysz, kto Cię trenuje?
KP: Walczę w Reykjavik MMA, a moim trenerem jest Bjarki „Thor” Palsson. Jest drugim zawodnikiem MMA na Islandii po Gunnarze Nelsonie, którego zna każdy miłośnik tego sportu. Każdy mu kibicuje. Jest osobą, która mnie bardzo wspiera i pomaga. Nawiązując do mojej ostatniej walki, powiedział mi, że wierzy w to, że trafię do UFC, że osiągnę ten sukces. Ja nie mam problemu z wchodzeniem do klatki i z walką, więc nad tym nie musimy pracować, ale przyzwyczaja mnie do obecności kamer. Ostatnie przygotowania, wyjazd i walka były cały czas filmowane. Byłem cały czas obserwowany okiem kamery i po walce powstał film, który można zobaczyć na stronie FB Reykjavik MMA. Pokazaliśmy, jak wygląda trud przygotowania się do walki. Na trzy dni przed walką straciłem około 8 kilo, a jeszcze parę dni wcześniej 3–4 kilo. Na filmie pokazany jest każdy etap przygotowań, co jest bardzo interesujące i potem już sama walka. To było ciekawe doświadczenie.
MMN: Można powiedzieć, że dzięki temu filmowi stajesz się sławniejszy. A do tego dochodzi jeszcze utwór, który zrealizował Daniel. Jak to się stało, że się spotkaliście?
Daniel Roman: Spotkałem kiedyś kolegę, który powiedział mi, że jest tu Polak, który walczy dla islandzkiego klubu, ale tak naprawdę się tym nie interesowałem. Nie miałem wtedy pojęcia, kim on jest i jak wygląda, aż w końcu spotkaliśmy się przypadkowo w jakimś klubie. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i się okazało, że to jest ten walczący w MMA Polak. Krzysiek Porowski. Dla mnie to był taki czas, że po przerwie wracałem do tworzenia muzyki i stwierdziłem, że najlepszym rozwiązaniem będzie zrobienie o nim kawałka. Krzysztof zainspirował mnie jako człowiek. Młody, ale bardzo dojrzały 21-latek, który dąży z pasją do realizacji swoich celów. To jest mega. Ja mam 27 lat i Krzysztof przypomina mi trochę mnie samego, kiedy byłem w jego wieku i próbowałem iść drogą muzyki. Ja jednak miałem przerwę w twórczości. Pojawiła się rodzina, praca. Musiałem skupić się na tym. Teraz, będąc już na Islandii, po rozpadzie 7-letniego związku, postanowiłem wrócić do nagrywania i robienia muzyki. Zauważyłem możliwość połączenia sił z Krzyśkiem, który się intensywnie rozwija i dla mnie tworzenie kawałka o nim było zastrzykiem świeżości, nowej energii.
Udało nam się wrzucić utwór na stronę hip hop nigdy stop – niezależnego portalu muzycznego promującego hip hop, gdzie jest prawie 400 000 czytelników. Mamy tam już bardzo dużo wyświetleń, więc wydaje mi się, że trafiamy do dużego grona odbiorców. Dzięki temu ludzie mogą usłyszeć o Krzyśku i o mnie. To jest bardzo fajne. Udało nam się znaleźć nić porozumienia. Krzysiek jest bardzo fajnym człowiekiem, skromnym, skupionym na pasji, którą jest walka i treningi. Próbujemy coś robić razem. Teraz mamy w planach zrealizowanie teledysku. Myślę, że może w ciągu miesiąca, maksymalnie do połowy czerwca, uda nam się nagrać wideo, ale to w dużej mierze zależy od niego, jego treningów i formy, w jakiej będzie. Wiadomo, że będziemy chcieli zrobić film, jak skacze w klatce, walczy. Będziemy musieli zebrać środki na jego realizację, ale wiem, że sobie z tym poradzimy. Myślę, że ludzie też pomogą nam bezinteresownie. Jak miałem nagrywać kawałek o Krzyśku, facet, u którego miałem to zrobić, wycofał się i stwierdził, że nie będziemy mogli zrealizować utworu u niego. Zacząłem szukać nowego miejsca i wtedy pojawił się Grzegorz Uzdowski. Bezinteresownie i bez opłat przyjął mnie do swojego studia i zrobiliśmy kawałek tak, jak chcieliśmy.
MMN: Czyli Twoją formą wyrazu jest hip-hop?
DR: Tak, hip-hop jest ważny dla mnie. Jestem otwarty na różne gatunki muzyki, ale moje środowisko to zawsze był hip-hop. Wychowałem się w Międzyzdrojach, gdzie mieszkałem do 14. roku życia. Właściwie wychowywałem się na blokach ze swoimi rówieśnikami. Spotykałem i spotykam na swojej drodze tych, którzy robili i nadal robią hip-hop, nagrywają podkłady muzyczne, rozwijają swoją twórczość. Zafascynowałem się tym i podjąłem decyzję, że będę robił to samo. Miałem przerwę w tworzeniu, a myślę, że gdyby nie ta przerwa, to mógłbym zajść znacznie dalej. Teraz wróciłem do muzyki i robię to, co lubię.
MMN: Czy tu w Islandii poznałeś innych ludzi tworzących muzykę?
DR: Tak, poznałem tu faceta, który miał wcześniej kontakty ze szczecińskim, nieżyjącym już, raperem Racą, który przyleciał na Islandię, a po dwóch latach wrócił do kraju i tam nagrywał muzykę ze sławnymi ludźmi. Ten chłopak, który odmówił nam nagrania utworu w swoim studiu, też realizuje swoje muzyczne projekty. Ja skupiam się na swoim tworzeniu. Kolega podsyła mi czasami utwory ludzi, którzy są na Islandii i coś tworzą. Według mnie to jest fajne, że ludzie próbują się realizować i coś robić, czy to z negatywnym czy pozytywnym skutkiem. Fajnie, że mają jakąś pasję i próbują. Moim zdaniem to jest klucz do tego, aby jakoś realizować się w życiu. To jest super sprawa.
MMN: Skąd wziął się pomysł stworzenia Team Porowski?
DR: To jest wyłącznie inicjatywa Krzyśka, ale tak długo jak będziemy mieli kontakt, tak długo będę próbował mu pomóc i będę go wspierał. Będę dla niego supportem w 100%, czy to od strony finansowej, czy mentalnej, czy załatwiania rzeczy w Polsce itp. Ja mu zawsze pomogę.
MMN: Jakie są plany dla Teamu?
KP: Pierwszy plan to koszulki. Produkcja się trochę spóźnia, bo koszulki powinny tu być, ale zapewne niebawem je dostaniemy. Obecnie sponsoruje mnie Hi-Fit Iceland.
DR: Projekty koszulek są super. Przód i tył wygląda naprawdę rewelacyjnie i mają one promować Krzyśka i być wsparciem do działań. Jeżeli chodzi o Team Porowski, o chodzi o to, żeby ludzie zaczęli rozpoznawać Krzyśka jako zawodnika. Dlatego powstał ten kawałek, będą koszulki, naklejki na samochody itp. Może jakieś eventy w przyszłości.
MMN: Budujecie razem markę Porowski.
DR: Tak. Nazwisko Porowski będzie sławne.
KP: Ciekawostką na koniec może być, że w tym roku oddałem na cele charytatywne bluzę Reykjavik MMA i gość, który walczy w KSW dał spodenki. Jego spodenki poszły za około 300 złotych, a moja bluza za około 600 złotych. Pieniądze były zbierane na dzieci. Byłem bardzo zadowolony z tego, że ludzie tak dużo zapłacili za bluzę.
MMN: Najbliższe muzyczne plany na przyszłość?
DR: Plany są duże, ale najbliższa przyszłość jest taka, że chcemy zrealizować teledysk. Skupiam się na tym w 100% i będziemy rozmawiać z Krzyśkiem o zarysie fabuły tego teledysku, jak to będzie wyglądać. Teledysk ma być zrobiony tak, jak on zechce, to ma być jego wizja, a nie moja. Ja będę dodatkiem, a on pierwszoplanowym aktorem. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Myślę, że połączymy zdjęcia z klatki z plenerem i jakimiś fajnym kadrami. Wszystko będzie zależało on niego. On będzie najważniejszym elementem tego projektu. Pomysłodawcą.
Natomiast jeżeli chodzi o moją twórczość, to do końca roku chciałbym zrobić swój materiał. Mam plan, a po tym kawałku, który zrobiliśmy dla Krzyśka, pojawiły się nowe możliwości. Ludzie zaczęli mnie wspierać, niektórzy zaoferowali podkłady muzyczne. Bardzo chciałbym zrobić materiał składający się z 8 lub 9 kawałków i w tym dwóch teledysków i wtedy zobaczę, co z tego wyniknie. To jest taki plan na najbliższą przyszłość. No i zebranie fajnych ludzi, którzy będą mogli mi się dograć. Jednym z nich jest Radzias z Gdańska, który walczył w bitwach freestylowych i jest dość popularnym w freestyle, jeżeli chodzi o polską scenę. Walczył dla największych federacji. Może będzie też jeszcze chłopak, ale nie chcę zdradzać, kto, bo to jest znane nazwisko i duży label muzyczny, więc nie chcę się tym posługiwać teraz. Oczywiście ten ktoś będzie już za pieniądze, ale to będzie duże nazwisko.
MMN: Krzysztofie tak w skrócie… Twoje marzenie na przyszłość?
KP: Dwa lata i UFC.
DR; Ja mu daję mniej.
MMN: Ja życzę Ci, żeby udało Ci się w te dwa lata zdobyć pas i mistrzostwo.
KP: Gdyby nie ta epidemia, to wszystko wyglądałoby inaczej. Trener planował, że w tym roku będę miał trzy amatorskie walki i przejdę na zawodowstwo.
MMN: Czym walka zawodowa różni się od amatorskiej?
KP: Różnią się od siebie czasem trwania poszczególnych rund. Trzy minuty i trzy rundy w amatorskich walkach. Natomiast zawodowe mają trzy rundy i trwają pięć minut i można walczyć łokciami. Zgodnie z planem, mam przed sobą jeszcze dwie walki i wtedy będę przechodził na zawodowstwo. Trener twierdzi, że jak teraz uda się przejść na zawodowstwo, to za rok lub półtora roku wejdziemy do UFC.
DR: Krzysztof ma duże predyspozycje i możliwości, aby wejść do UFC. Po pierwsze, dlatego, że to jest Islandia, a nie Polska. Jest bliżej Stanów Zjednoczonych. Po drugie, kontakt pomiędzy USA a Islandią jest o wiele lepszy, niż pomiędzy federacjami polskimi i amerykańskimi. Wydaje mi się, że jego możliwości i to, co sobą reprezentuje, jest bardzo dobre. Polecam obejrzeć walki, które są na YouTube. On cały czas tańczy podczas walki. To jest prawdziwy show. Myślę, że ten chłopak będzie gwiazdą.
Zainteresowanych zachęcamy do polubienia strony FB Krzysztofa – TU
Poniżej można posłuchać kawałka poświęconego przez Krzysztof, a stworzonego przez Daniela.
Daniel wziął także udział w #hot16challenge2