Na ekranach kin możemy właśnie obejrzeć film Benedikta Erlingssona „Kobieta idzie na wojnę”. To pozornie gorzka komedia, naprawdę – mający wiele znaczeń obraz o nas samych i czasach, w których żyjemy.
Jeszcze całkiem niedawno większość z nas informacje o zagrożeniach klimatycznych zbywała wzruszeniem ramion, twierdząc, że to jakaś dystopia. Dzisiaj już wiemy, że to fakty, a my sami żyjemy w czasach, w których wszystko się zmienia i to bynajmniej nie na lepsze. Halla, główna bohaterka filmu Erlingssona (scenariusz napisał wspólnie z Ólafurem Egilssonem) postanawia nie czekać, lecz zaczyna działać. Los Ziemi, zmiany klimatu, chciwość koncernów – nie są jej obojętne. Kobieta zaczyna prowadzić podwójne życie. Jedna Halla (w tej i w jeszcze jednej roli – Halldóra Geirharðsdóttir) to muzyk, nauczycielka prowadząca chór, 49-letnia singielka, od czterech lat starająca się o adopcję dziecka. Mieszka w Reykjaviku, stolicy Islandii (nie, jak niektórzy recenzenci piszą „w małym miasteczku”). Miasto zresztą kilka razy pojawia się w tle jej poczynań. Druga Halla to wojowniczka, partyzantka, ekolożka. Nieposkromiona „Kobieta z gór”.
Demokracja i korporacje
Bohaterka żyje w Islandii, przez wiele osób uważanej za najbardziej demokratyczny kraj w Europie. Reżyser rozprawia się z tym mitem. Już pierwsza scena z turystą jest dla wielu osób, przyzwyczajonych do idealnego obrazu Islandii, dość szokująca. Jednocześnie widzimy, jak mechanizmy demokracji wykoślawiają się i psują pod wpływem wielkich korporacji. Bardzo symboliczna jest scena na Równinie Zgromadzenia, w miejscu, gdzie w 930 r n.e. zebrał się Althing, pierwszy europejski parlament. Tam właśnie prezydent Islandii oprowadza wycieczkę inwestorów, gdy do polityków dociera informacja o manifeście „Kobiety z gór”. Politycy są początkowo przerażeni, gdy nagle jeden z nich stwierdza, że na ekoterrorystkę jest prosty i sprawdzony sposób. To media. Rusza medialna lawina pomówień i oskarżeń, wobec której Halla jest właściwie bezbronna. W tym momencie twórcy filmu stawiają nam ważne pytanie. Kto tak naprawdę nami rządzi? Co może jednostka? Czy demokracja się jeszcze w ogóle sprawdza i czy przetrwa?
Obywatelskie nieposłuszeństwo
Halla to tak naprawdę każdy lub każda z nas. To taka everywomen. Z poczucia bezsilności, niemożności praktycznego sprzeciwu, niemożności wpływu, rodzi się w niej gniew. A z niego działanie. Skoro nie można walczyć o Ziemię z poziomu mechanizmów społecznych, ona sięga po bardziej radykalne środki, bo nie chce i nie może stać z założonymi rękami. Niszczy linie energetyczne, za broń służy jej łuk, dynamit i obcęgi oraz (w brawurowej scenie) przecinarka do metalu. Ale Halla jest w tym wszystkim nierozumiana. Ludzie nie pojmują jej postawy, a nawet obwiniają za wszelkie niedogodności: brak prądu, podwyżki, problemy ekonomiczne. Po chwilowym zainteresowaniu i zdjęciach z manifestem w mediach społecznościowych, Halla i jej przesłanie już ich nie obchodzi. Rewolucja dla większości jest po prostu zabawą. A Halla jest w trudnej sytuacji, także emocjonalnej. Widać jej wewnętrzne rozdarcie: z jednej strony uczy śpiewu, lubi swoich chórzystów. Muzyka (także symbolicznie – tu reżyser zastosował zabieg wprowadzania „chóru” komentującego poczynania bohaterki) towarzyszy jej w każdej chwili życia. W dużych oczach Halli widać wrażliwą duszę, a w zmarszczkach na jej twarzy – zmartwienia. Pięknym uśmiechem przykrywa smutek. Jest subtelna, ale jest też twarda. Bo z drugiej strony – jak wojowniczka z łukiem biega przez wulkaniczne pola, kryje przed helikopterami i dronami, nurkuje w lodowatych wodach – wszystko w jednym celu – by osiągnąć to, w co wierzy, i nie dać się złapać prześladowcom.
Matka i córka
Przetrwać, walczyć o to, co dla niej słuszne i wrócić – to zadanie Halli. Ma bowiem przed sobą kolejne zadanie. Po czterech latach wreszcie może zostać adopcyjną mamą. Czeka na nią ukraińska dziewczynka, Nika, okrutnie doświadczona przez wojnę. Ratować cały świat czy jedno dziecko? Halla staje przed niełatwym dylematem i ambitnie postanawia zrobić wszystko. Czy się jej uda?
Piękno krajobrazu i siła relacji
W filmie zachwyca nie tylko sama Islandia. Reżyser nie szczędzi nam zapierających dech w piersiach widoków, jakby chciał przypomnieć, ile mamy do stracenia. Ziemia zmienia się na naszych oczach. Nic już nie będzie takie jak przedtem. Zmienią się rośliny, zwierzęta, linia brzegowa kontynentów, tam gdzie rósł las, będzie ocean, a tam gdzie płynęły rzeki – pustynia. Czy możemy coś zrobić? Halla przynajmniej próbuje.
Lecz nie udałoby się jej osiągnąć wiele, gdyby nie siła relacji. Ten film to także opowieść o mocy, która spaja ludzi wierzących w to samo. O tym, że ktoś może podać rękę. O siostrzeństwie i braterstwie. O poczuciu wewnętrznej wolności, której nie może nam nikt i nigdy zabrać, jeśli naprawdę ją w sobie mamy. I o tym, że warto robić swoje, mimo wszystko. Chociaż ostatni kadr filmu nie niesie łatwego pocieszenia, to mamy też maleńką nadzieję, że Halla wychowa godną następczynię i przygotuje ją do życia w świecie, który nieubłaganie nadchodzi. I do walki o ten świat.
Olga Szelc/Grupa GMT
Reżyseria: Benedikt Erlingsson
Scenariusz: Benedikt Erlingsson, Ólafur Egilsson
Produkcja: Islandia, Francja, Ukraina
premiera: 21 czerwca 2019 (Polska)