Tegoroczny festiwal filmowy RIFF (27 września-7 października) z filmami z ponad 40 krajów był świętem dla miłośników kina. Nielicznym udało się dostać 30 września na nietypowy pokaz filmowy, w niezwykłym domu znanego islandzkiego reżysera Hrafna Gunnlaugssona nad brzegiem zatoki. Pokazy filmowe w jego domu bywały już wcześniej, ale na tym Hrafn pierwszy raz pokazał swój własny film.
„Hrafninn flygur“ (1984) był jego trzecim pełnometrażowym filmem. Ten film o wikingach złamał wcześniejszy hoolywodzki stereotyp tego tematu. Zdania islandzkich krytyków były podzielone. Dawid Odsson, ówczesny burmistrz miasta, powiedział: „w jednym słowie wspaniałe“ (Morgunbladid 12.08.1984 str . 61), ale film na wyspie oglądalności nie miał. Trzeba go było nawet zdejmować z ekranu. Reżyser widział w nim film rodzinny, a pułap wieku ustalono na 12 lat. Hrafn zażartował w trakcie pokazu, że może Islandczykom nie spodobała się wówczas kwestia, kiedy jeden z bohaterów mówi o powrocie do Norwegii i opuszczeniu tej kamienistej pustyni.
Reżyser i autor scenariusza znalazł się w poważnych tarapatach, pokrył 70% kosztów produkcji i został też z długami. Pomocna dłoń przyszła od samego Ingmara Bergmana, zachwyconego filmem. Film zdobył nagrodę na festiwalu w Berlinie, a Hrafn otrzymał potem nagrodę Instytutu Filmowego w Sztokholmie („Bergman uratował mi życie“ powiedział Hrafn Gunnlaugsson, Frettabladid 16 lipca 2005).
„Hrafninn flygur“ odniósł sukces zagranicą, m.in. w Japonii czy w Amerycje Płd. „Najpierw zbankrutowałem, ale potem mogłem wykupić na aukcji dom ojca. Wcześniej musiałem sprzedać prawa autorskie, dla mnie zostało tylko 10 procent“ opowiadał reżyser.
Dwa kolejne filmy „I skugga hranfsins“ (1988) i „Hviti Vikingurinn“ (1991) zamknęły Trylogię Kruka (The Raven Triology) prawdopodobnie najbardziej ambitną islandzką produkcję filmową. Jest ona obecnie dostępna na płytach dvd. W 2007 r Hrafn zajął się reedycją „Vikingurinn“ i otrzymaliśmy historię Embli.
Wiele szkół filmowych ma w swym programie nauki warsztatu „Hrafninn flygur“. My, widzowie pokazu, „międzynarodowy koktajl“, staliśmy się na ten wieczór trochę studentami. Uzgodniono, że oglądamy wersję islandzką z angielskimi napisami, a reżyser w języku angielskim wprowadził nas w realizację tego filmu legendy. „To był niskobudżetowy film, nie było dubli, sceny musiały się udać za pierwszym razem“ .
Zaczęliśmy od porównania pierwszej sceny z wersji amerykańskiej z islandzką. Muzyka była tu ważnym elementem kreowania nastroju i różne były podkłady w dwóch wersjach. Ciekawe, że zastosowanie starego instrumentu fletni Pana stało się powodem porównań ze „spaghetti westernami“. Były glosy o podobieństwach: motywy zemsty z filmów „A Fistful of Dollars“ Seorgie Leone z 1964 r., „Yojimbo“ Kurosawy z 1961 r.), czy inspiracja Bergmanem („Virgin Spring“ z 1960 r). „Wszyscy ulegamy jakimś wpływom, skomentował Hrafn.
Reżyser bardzo chętnie opowiadał o szczegółach powstawania filmu /fot. Emma Boa
Hrafn zatrzymywał projekcję, zdradzając filmową kuchnię. Opowiadał też gdzie kręcono sceny. Mówił nam o rozwiązywaniu problemów: żeby konie przespacerowały same w żądanym kierunku na plaży blisko Vik za skałami ukryto klacze i zwabiono ich zapachem ogiery. Udało się. Wszystkie sceny na plaży musiały się udać przy pierwszym kręceniu, bo konie zostawiały ślady na piasku. Nie mogli czekać aż ocean je zmyje. Przybycie statków z Norwegii nakręcono nad jeziorem Kleifarvatn, nad brzegiem oceanu byłoby to technicznie niemożliwe. Czasem sprzyjało szczęście, mgła położyła się na moment przed kręceniem i udało się wyczarować z jeziora brzeg oceanu.
Gdyby kamerę, w scenach kręconych w pobliżu Skogar, skierować parę metrów w lewo złapała by asfaltową drogę nr 1. Bardzo starannie wybierano kostiumy. Reżyser podkreślił też doskonałą pracę 19-letniej wówczas szwedzkiej charakteryzatorki. Ważny był wygląd aktorów, żeby widz odróżnił klany, jedni mieli twarze bardziej okrągłe, drudzy podłużne. W filmie, oprócz aktorów profesjonalnych, grali również „naturszczycy“, z którymi reżyser robił próby przez rok.
Kilka miesięcy trwało przygotowanie kruków do scen w filmie. „Może część z Was nie wie, ale imię Hrafn to po islandzku kruk“ zażartował reżyser. Hrafn zatrzymał ostatnią klatkę filmu: miał wtedy dylemat jakie wybrać zakończenie, a miał kilka wersji…
Sala podziękowała brawami, a rozmowy przeniosły się na werandę. Były rozmowy o sztuce i opowieści o domu, nazwanym przez reżysera „Recycled house‘‘. Jest to jedyny w Reykjaviku dom zbudowany z materiałów z odzysku i dzieło sztuki zarazem. „Żelazny ogród“, panorama zatoki i niezwykły wieczór w głowach. Wychodząc zatrzymaliśmy się przy posągach, które też zagrały w filmie, przy bogach Odinnie i Thorze… Niezwykła jest magia kina…
Weranda przed domem reżysera. / fot. Emma Boa