Przy okazji nowego wydawnictwa islandzkiej singer-songwriterki Láry Rúnars (właść. Lára Rúnarsdóttir), zauważyłem, że wydaje ona albumy ze stałą regularnością co 3 lata: „Standing Still” (2003), „Þögn” (2006), „Surprise” (2009), „Moment” (2012 – recenzja), no i wydany 27 maja 2015 roku „Þel” (ang. Core).
Najnowszy album Láry powstał we współpracy z islandzkim singer-songwriterem i producentem Stefán Örn Gunnlaugsson (aka Ikorni). Na płycie tak jak poprzednio artystce towarzyszą: Arnar Þór Gíslason (perkusja), Guðni Finnsson (bas), Birkir Rafn Gíslason (gitara) i Þorbjörn Sigurðsson (klawisze).
Na marginesie dodam, że płyta została wydana własnym sumptem, a także dzięki pomocy przyjaciół i wsparcia finansowego udzielonego przez fanów za pośrednictwem strony karolinafund.
Nowa płyta różni się nieco od poprzednich nagrań artystki. Po pierwsze „Þel” na tle wcześniejszych płyt wygląda na bardziej uporządkowany i przemyślany. Lára wydaje się być bardziej zdecydowana i pewniejsza oraz dojrzalsza jako kompozytorka i wokalistka. Po drugie w przeciwieństwie do poprzedniego wydawnictwa, nowe kompozycje w całości wykonane są po islandzku, jest to powrót artystki do ojczystego języka. No i po trzecie, muzycznie Lára robi krok do przodu. Gitary pojawiają się tutaj bardzo rzadko i zazwyczaj są rozmyte. Zresztą mogliśmy zauważyć, że już od jakiegoś czasu, z płyty na płytę, było ich coraz mniej. Natomiast na pierwszy plan wysuwają się klawisze i syntezatory, które brzmią miękko, aksamitnie i zamaszyście. Dźwięki wydobywane są z tych instrumentów z wyczuciem i delikatnością. Płyną spokojnie wsparte rytmiczną podstawą żywej perkusji oraz partiami instrumentów dętych. Bez pośpiechu nurzają się w pogłosach budując coraz bardziej hipnotyczny klimat.
W tak misternie utkanym onirycznym muzycznym pejzażu w sposób piękny wybrzmiewa wysmakowany anielski głos Láry. Jest on niczym głos syreny odbijający się echem o klify burzliwych fiordów, który chwyta za serce i nie pozostawia słuchacza zahipnotyzowanym. Wokalistka ma umiejętność przenikania swoim głosem do żywego.
„Þel” to w przeważającej części zręcznie przygotowany melancholijny synth-pop. Zwraca tutaj uwagę udany mariaż skandynawskiej elektroniki, popu, folku i muzyki neoklasycznej. Połączony nieszablonowymi rozwiązaniami oraz naszpikowany emocjami i pewnym mistycyzmem. Kompozycjom towarzyszy też atmosfera tajemnicy i jakiejś nieopisanej siły. W ogólnym nastroju pojawia się również odcień czegoś niepokojącego. Na pewno nie mamy do czynienia z płytą wesołą. Nie można też jednak powiedzieć tego, aby ten album był ponury lub mroczny, bo zdecydowanie tak nie jest. Nie jest to także zimny electropop, chociaż można w nim wyczuć odrobinę islandzkiego chłodu. Lára ma tendencje do rozmarzonych i romantycznych kompozycji z nutą smutku, a kierując się swoją kobiecością i wrażliwością w sposób ciekawy łączy światło z cieniem i liryczność z tajemnicą. Dlatego muzyka ta jest tak bardzo plastyczna i silnie oddziałuje na wyobraźnię.
Album „Þel” to kolejny przykład na to, że islandzcy muzycy obdarzeni są niewyjaśnioną zdolnością tworzenia klimatycznych, świetnych płyt. Tym razem to Lára Rúnars udowadnia, że muzyka pop, może być nie tylko przyjemna dla ucha, lecz również ambitna. Polecam spróbować.
Lára Rúnars – „Þel”
1. Rósir 3:39
2. Ólgusjór 3:40
3. Svefngengill 3:42
4. Frelsi 4:33
5. Þel 4:42
6. Huldustaður 4:05
7. Lofum Gyllta Jörð 3:04
8. Mistur 4:01
9. Sláttur 3:36
10. Að Reyna Og Reyna 3:25
Więcej informacji o Lára Rúnars znajdziesz na stronie internetowej TU, a także na profilu facebook i soundcloud.
Autor: Marcin Kozicki