W Harpie, z okazji Nocy Kultury, która odbyła się 24 sierpnia, wystąpiła polska artystka Monika Brodka. Wokalistka popowa przyciągnęła na swój koncert sporą grupę Polaków, ale jej koncert oglądali również obcokrajowcy, którzy bardzo dobrze bawili się podczas występu.
Po koncercie porozmawiałyśmy o wrażeniach z Islandii, muzyce i o jej planach na przyszłość.
Marta M. Niebieszczańska – Iceland News Polska: Jak Twoje wrażenia po zagraniu koncertu w Harpie?
Monika Brodka: Zagranie koncertu w tym miejscu jest super doświadczeniem. To jest przecież jeden z najpiękniejszych budynków Europy. Gdy przyjechaliśmy tutaj, zaraz pierwszego wieczoru, byłam zszokowana jak ten budynek prezentuje się z zewnątrz nocą. Sala była bardzo fajna, profesjonalna, nie sądziliśmy, że w ogóle ją wypełnimy dzisiejszego wieczoru, biorąc pod uwagę, ile tu jest atrakcji i koncertów, i ile się dzisiaj dzieje w mieście, więc strasznie się cieszymy. Ten koncert i pobyt w Islandii był dla nas super przygodą.
M.M.N.: Miałaś czas, żeby pozwiedzać Islandię. Czy są takie miejsca, które
szczególnie utkwiły Ci w pamięci? Czy jest coś, co Tobą wstrząsnęło?
M.B: Tak, na pewno było kilka takich miejsc. Kompletnie nie pamiętam, gdzie one były i jak się nazywały, gdyż to nie ja zajmowałam się planowaniem trasy. Mieliśmy naszych przewodników, którzy się nami opiekowali, ale na pewno już uderzająca jest droga z Keflaviku do Reykjaviku. To niewiarygodna przestrzeń. Fakt, że nie ma tam grama zieleni, krzaka, drzewa, wszystko jest takie księżycowe, takie skalne… kamienne… dziwne po prostu. Takie coś, co nie jest zakodowane w głowie jako nasza rzeczywistość, nasza przestrzeń, dorastając w Polsce nie mamy takich widoków, więc to mnie zaskoczyło.
Bardzo podobają mi się te dziwne, porośnięte mchem kamienie, zaokrąglone… Takie czapy mchu. I niesamowite jest to, że nawet przy takiej pogodzie, kiedy jest szaro to te kolory tutaj dookoła są niesamowicie nasycone. Kolory roślinności, która się od czasu do czasu gdzieś tam pojawia, to jest naprawdę super.
M.M.N.: Miałaś czas, żeby się zapoznać z islandzką sceną muzyczną?
M.B: Tak, przesłuchałam parę zespołów i w jednym ze sklepów muzycznych kupiłam parę płyt. Spośród wielu wybrałam te, które mi się podobały. Chciałam kupić coś, czego akurat w Polsce nie można jeszcze dostać w sklepie, więc wybrałam takie akurat rzeczy do posłuchania i zobaczymy, czy są fajne czy nie.
M.M.N.: Płyta Granda była przełomem w Twojej muzyce, a jeden z utworów współtworzył Twój tato. Jak Twoja rodzina reaguje na to co robisz? Czy ta zmiana, uderzenie w bardziej rockowe, elektroniczne granie, jest odbierana przez nich jako coś, co im się podoba, czy bardziej stoją z boku i popierają to co robisz, niekoniecznie wyrażając swoje zdanie na ten temat?
M.B.: Ja myślę, że ta płyta dla mnie i tak wielu ludzi była tak wielowarstwowa, że każdy tam może znaleźć coś dla siebie. Mojej mamie podobają się utwory melodyjne, nie do końca aż tak dużą wagę przykłada do instrumentarium i w ogóle to tego, że jest to elektroniczne albo mniej elektroniczne. W sumie to nawet nie wiem, czy płyta jej się podoba, czy nie, ale jedno jest pewne… Kibicuje mi bardzo, tak samo jak tata. On trochę z innej strony, bo jest muzykiem i też wie, ile wysiłku trzeba włożyć, żeby w ogóle muzyka powstała. Muzyka to jego pasja, więc myślę, że ma więcej zrozumienia, bo łaczy nas element tworzenia. Rodzice bardzo mnie popierają. Oczywiście teraz, na etapie myślenia o kolejnej płycie pojawia się dużo pytań z ich strony. Co to będzie? A jak? A dlaczego? Ja ogólnie niewiele mówię na ten temat, nie chce mi się tego tłumaczyć, bo wydaje mi się, że to nie ma sensu. Dopiero w momencie, w którym ma się już coś do zaprezentowania to jest, o czym rozmawiać. Na razie wszystko jest gdzieś tam w mojej głowie, więc nie ma czym się jeszcze dzielić.
M.M.N.: Czy można się spodziewać islandzkich inspiracji na nowej płycie?
M.B: Myślę, że tak. Jakoś te krajobrazy strasznie mnie poruszyły. Nie widziałam w życiu piękniejszych krajobrazów, piękniejszego miejsca… Gdyby nie pogoda, która jakby psuje ten odbiór, w sensie żeby to odebrać jakoś tak absolutnie, w 100%. Bardzo bym chciała tu wrócić. Mając taką niewiarygodną przestrzeń dookoła siebie, wyjeżdżając z Reykjaviku, nawet jedyne 20 km za miasto, już zaczyna się kompletnie inny świat i jest to miejsce niepodobne do żadnych innych. To miasteczko jest takie malutkie i kameralne, więc to jest super. W pewnym sensie człowiek jakby zderza się tu z naturą i może zostać sam ze sobą. To jest idealne miejsce do zwolnienia tempa i zastanowienia się nad swoim życiem.
M.M.N: Znalazłaś tu chwilę na prawdziwy odpoczynek?
M.B.: Jeszcze nie. Myślę, że znajdę tę chwilę, tak naprawdę, od września, bo planuję przerwę. Nie wiem jeszcze jak długą, ale wtedy odpocznę. Przede wszystkim od koncertów, bo jednak od 3 lat koncertuję non stop. Wiadomo, że nie jest to już codzienne koncertowanie, ale jest to jednak wysiłek psychiczny i fizyczny, więc dopiero od września będzie przerwa.
M.M.N.: Chciałam Cię spytać o Twoją ostatnią płytę o LAX. Skąd się wziął tytuł tej płyty?
M.B.: To jest taki skrót lotniskowy, który widniał na moim bilecie do Los Angeles. Leciałam wtedy z Nowego Yorku do Los Angeles. Gdy się wyjeżdża z lotniska w LA widać przed nim ogromny napis LAX. Jest to pierwsza rzecz, którą się napotyka przy wyjeździe z lotniska. Dość długo szukałam tego tytułu, bo to takie małe wydawnictwo, kameralne, nie chciałam wymyślać jakichś niestworzonych, długich tytułów, że jest to nie wiadomo, o czym. Wydawało mi się, że skoro płyta akurat tam powstała i tam została nagrana to LAX jest dobrym pomysłem na tytuł.
M.M.N.: Wiesz co oznacza LAX w języku islandzkim?
M.B.: Oznacza łososia, tak?
M.M.N: Tak.
M.B.: No właśnie (śmiech) wiedziałam, że ten LAX ma wiele znaczeń. Śmieszne to jest. Ale jakby moja płyta nazywała się łosoś to też nie miałabym nic przeciwko. Bardzo chętnie. (śmiech)
M.M.N.: Jak z twojej perspektywy wyglądał dzisiejszy koncert? Czy czułaś się podobnie jak na koncertach w Polsce, czy według Ciebie ludzie bawili się tak samo?
M.B.: Podczas koncertu bawiliśmy się bardzo dobrze i z tego, co było widać, publiczność również dobrze się bawiła. Różnica pomiędzy koncertami w Polsce a tu jest tylko taka, że my za granicę przyjeżdżamy w mniejszym składzie i bez całej naszej obsługi i ekipy technicznej, w związku z tym te koncerty są z naszej strony bardziej wymagające i trudniejsze. Wynika to z tego, że musimy sobie ze wszystkimi rzeczami radzić sami, więc mamy o wiele więcej stresu.
Podczas koncertów, które gramy w Polsce na scenie pomaga nam bardzo dużo ludzi. Mamy dużą ekipę techniczną, a tutaj wszyscy nie mogli przyjechać. Musieliśmy sami zapanować nad sprzętem i było w porządku. Natomiast publiczność widać było, że bawiła się bardzo dobrze, co nas cieszy ogromnie. W ogóle wszystko zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie i jesteśmy zadowoleni z tego koncertu.
M.M.N.: Mam nadzieję, że w przyszłości uda Wam się znów wrócić na Islandię i zagrać kolejny koncert dla Polonii. Dziękuję bardzo za rozmowę.
M.B.: Ja też mam taką nadzieję. Pozdrawiam czytelników Iceland News Polska i również dziękuję za rozmowę.
Galerię zdjęć z koncertu Moniki Brodki możecie zobaczyć TUTAJ