Marcin Dziuba powoli się rozgrywa na Islandii. Do końca zostały dwie rundy i jego poczynania są coraz bardziej przekonujące. Szedł sobie nieco dołem, ale w odpowiednim momencie wskoczył na wysokie szachownice i ma bardzo duże szanse zagrać świetne zawody. Wczoraj wygrał „techniczną” końcówkę z Ivanem Sokolovem z Holandii, jest trzeci, a na jego drodze stanął utalentowany Filipińczyk So Wesley. Jeśli nie przegra, przedłuży swoje szanse na rundę ostatnią. Jeśli wygra, to wiadomo, jego szanse na triumf w Reykjaviku niepomiernie wzrosną. Marcin Dziuba rozkręca się powoli ale z rundy na rundę jest coraz skuteczniejszy. Zobaczymy co zaprezentuje w pojedynku z Filipińczykiem, z którym zagra czarnymi.
Marcin Dziuba podczas rozgrywki z Ivanem Sokolovem/ fot. Iceland News- niebofoto
Paweł Elianov i Grzegorz Gajewski/ fot. Iceland News- niebofoto
Pojedynek Ukraińca Pawła Elianova z Grzegorzem Gajewskim upłynął pod znakiem dużej przewagi tego pierwszego. Elianov po debiucie uzyskał bardzo obiecującą pozycję. Figury naszego reprezentanta, choć dość harmonijnie ustawione, stanęły bardzo pasywnie i Polak musiał walczyć z silną inicjatywą przeciwnika. Elianov uzyskał jednak ten typ pozycji, który można określić mianem „przekleństwa bogactwa”. Chodzi o ilość dostępnych, obiecujących kontynuacji w pozycji, gdzie każda kusi i zaprasza do dalekich obliczeń. Elianov w pewnym momencie wybrał źle, wypuścił przewagę i partia zakończyła się remisem. Rankingowo Polak jak na ten moment zyskuje bardzo dużo i również stoi przed szansą wygrania turnieju w Reykjaviku. Co musi zrobić? Przede wszystkim wygrać mecz z pewnym IM z Chin, Wei Yi. Nic nie wiem o tym zawodniku. W każdym bądź razie nie można się dać nabrać na jego relatywnie niski ranking. Większość szachistów z Państwa Środka ma wyraźnie zaniżone rankingi – większość z nich gra na co najmniej 100 punktów elo więcej. Warto spojrzeć też na tabelę turnieju w Reykjaviku, odnaleźć Chińczyków i zobaczyć jak większość z nich progresuje.
Kojarzenie mogło być jednak gorsze. Grzegorz Gajewski ma białe i gdyby tak przebił Chińczyka, no, no… To by wtedy było… ale nie wyprzedzajmy wypadków! Niech najpierw wygra! Trzeba się cieszyć, że nie trafił na Marcina Dziubę, bo tego się przed kojarzeniami trochę obawiałem.
Bartosz Soćko podczas rozgrywki z Hannesem Stefanssonem/ fot. Iceland News- niebofoto
No i wreszcie Bartosz Soćko. Do pewnego momentu w Reykjaviku grał na wysokich szachownicach, utrzymał pozycję z Girim, prezentował się w miarę pewnie, jednak wczorajsza wpadka z Hannesem Stefanssonem zepchnęła go na odległe 38 miejsce. Bartosz znalazł się jednak w doborowym towarzystwie, gdyż pozycję wyżej znajduje się sam Vachier-Lagrave Maxime, który po porażce z Grześkiem Gajewskim przegrał też następny swój pojedynek. Jeśli chodzi o Francuza to już teraz można jego występ rozpatrywać w kategoriach dużej porażki. Cóż, taki jest urok gry w openach, taki jest sport. Dziś kluczowe partie turnieju. Dla dwóch Polaków droga do zwycięstwa jest otwarta. Taka sama droga prowadzi również w dół. Wszystko w rękach, a właściwie w głowach „Biało-Czerwonych”!
Artykuł pochodzi z bloga 'Psychologia i szachy’ Krzysztofa Jopka.
Jutro ostatni dzień zmagań naszych szachistów, trzymajmy kciuki za Grzegorza Gajewskiego, który będzie walczył z Aminem Bassem.
Lista zawodników i ich wyników znajduje się na stronie chess-results.