Burmistrz Reykjaviku, Jón Gnarr ogłosił niedawno na Facebooku, że poszukuje obywatelstwa innego kraju.
Powód, jak na Gnarra przystało jest dość zaskakujący. Chodzi o prawa człowieka i wolność doboru… imienia i nazwiska. Jeśli chodzi o burmistrza stolicy Islandii jego prawdziwe, pełne imię i nazwisko brzmi Jón Gunnar Kristinsson, ale już od dziecka jest on znany jako Jón Gnarr. Jednak według Krajowego Rejestru „Gnarr” nie spełnia islandzkich praw określających nazewnictwo.
Jón zwraca uwagę, że cudzoziemcy nie mają nakazu przyporządkowania się tradycyjnemu, islandzkiemu systemowi nazewnictwa i prawu, a Islandczycy są do tego zmuszeni. Według Gnarra prawa obowiązujące na Islandii ograniczają Islandczyków i łamią międzynarodowe prawa w zakresie praw człowieka.
– Na Islandii rodzinne nazwiska są zakazane. Obowiązuje tradycyjny, islandzki system praw, który jest po prostu staroświecki. Do lat 90. obowiązywały imigrantów obowiązywały prawa, co zmuszało ich do zmiany swojego nazwiska na jego islandzką wersję. Teraz to już nie jest nakazane. Cudzoziemcy pozostają przy swoich nazwiskach, ale to ustępstwo nadal nie dotyczy Islandczyków, którzy nie mogą, np. nazwać swojego dziecka Jezus – napisał burmistrz.
Jón Gnarr przedstawił również pomysł na wyjście z impasu. – Zamierzam zmienić obywatelstwo na kraj, gdzie moje nazwisko będzie oficjalnie przyjęte by następnie wrócić na Islandię i móc być pełnoprawnym obywatelem, ale już bez krępujących mnie tradycji. Jako obcokrajowiec, któremu nadano islandzkie obywatelstwo będę mógł zachować moje nazwisko bez konieczności zmiany czegokolwiek.
Działania Gnarra wydają się być lekko przejaskrawione, ale z drugiej strony Krajowy Rejestr jest bardzo restrykcyjny przy uznawaniu wniosków o imię.
Dla przykładu burmistrz Reykjaviku chciał nadać swojej córce imię Camilla, po babci, ale Krajowy Rejestr zamienił je na Kamilla, ponieważ literka C nie występuje w alfabecie islandzkim i jest zakazana przy rejestracji imienia.