Jak poinformowała policja, mężczyzna, który utonął na plaży Reynisfjara był obywatelem Chin, urodzonym w roku 1976. Przyjechał na Islandię ze swoją żoną, która była świadkiem wypadku.
Mężczyzna robił zdjęcia na wolno stojącej bazaltowej kolumnie, kilka metrów od brzegu, kiedy fala zrzuciła go z kolumny i wciągnęła do morza. W akcji ratunkowej, którą przeprowadzono natychmiast, wzięło udział 35 osób, w tym jednostki ratownicze i poszukiwawcze, lokalna policja oraz straż przybrzeżna. Wykorzystano łódź ratunkową z Viku i helikopter ratunkowy.
Początkowo podejrzewano, że fala zrzuciła mężczyznę z pobliskiego klifu, przez co stracił przytomność. Policja odrzuca jednak taką możliwość, podejrzewa się raczej, że mężczyzna utonął, kiedy fale wciągneły go do morza. Wkrótce po rozpoczęciu poszukiwań znaleziono ciało mężczyzny, około 550 metrów od brzegu. Reanimacja nie powiodła się, stwierdzono zgon na miejscu.
Policja opublikowała zdjęcie z miejsca wypadku. Wyraźnie widać na nim kolumnę, na której stał mężczyzna. Szef Policji Islandii Południowej Sveinn Kristján Rúnarsson powiedział telewizji RUV, że przy wypadku było obecnych dwoje świadków, w tym żona ofiary. Małżonkowie przyjechali na Islandię sami.
Jak dowiedział się portal visir.is, pogoda podczas wypadku była bardzo dobra, świeciło słońce, ocean był raczej spokojny. Od czasu do czasu pojawiały się większe fale. Północny Atlantyk jednak potrafi być nieprzewidywalny – ogromne fale czasem zaskakują turystów i stanowią ogromne zagrożenie dla osób przebywających przy brzy brzegu. Ocean często okazuje się zbyt potężny dla osób, które zostały przewrócone przez fale. Ci, których ocalono, opisują to uczucie jako podobne do bycia zamkniętym w pralce: nie można płynąć ani wstać, nie wiadomo też, gdzie jest góra, a gdzie dół, ani jak dostać się na ląd.
visir.is/ Ilona Dobosz