„W sprawach takich jak ta, ostateczna decyzja należy do Althingu. Świadczy o tym jedno z zastrzeżeń naszej umowy o współpracy z Europą, w którym wskazano, że nie ma możliwości, aby Islandia zobowiązała się do czegokolwiek na drodze negocjacji w Brukseli, bez zgody jej parlamentu” – powiedział minister finansów, Bjarni Benediktsson, podczas debaty w islandzkim parlamencie.
Tematem była polityka zaakceptowana przez kongres narodowy konserwatywnej Partii Niepodległości w ubiegły weekend, polegająca na zaprzestaniu dalszego przekazywania władzy nad islandzkim rynkiem energii do Unii Europejskiej, w ramach członkostwa tego kraju w Europejskim Obszarze Gospodarczym (EOG), w odniesieniu do tzw. trzeciego pakietu energetycznego UE.
Benediktsson, który jest liderem Partii Niepodległości, powiedział, że trzeci pakiet energetyczny nie będzie obowiązywał na terenie Islandii, gdyż nie jest ona powiązana z unijnym rynkiem energii, jak ma to miejsce w przypadku Norwegii, która doświadczyła społecznych protestów przeciwko nowemu prawu. Jednak sprawa jest znacznie poważniejsza, niż może się wydawać.
Niepożądane zwierzchnictwo UE
Minister finansów powiedział, że o ile Partia Niepodległości nadal opowiada się za członkostwem Islandii w EOG, to kwestia ta jest dobrym powodem do zastanowienia się nad stosunkami między jego krajem a jednolitym rynkiem UE oraz nad tym, dlaczego Islandczycy dyskutowali z Brukselą na temat swoich spraw związanych z energią, które nie mają nic wspólnego z UE.
„Czy uznamy, że jest to kwestia mająca bezpośredni związek z jednolitym rynkiem UE, jeśli nie ma takiego powiązania? Czy może zaufamy swojemu osądowi i podejmiemy ostateczną decyzję dotyczącą islandzkiego rynku energii na własnych warunkach, w naszym parlamencie? Myślę, że są to pytania zasługujące na szerszą dyskusję w Althingu” – powiedział Benediktsson.
Minister finansów dodał także, że jest jeszcze inna kwestia – „poważna sprawa do przedyskutowania w przyszłości” – czyli, które regulacje powinny zostać przyjęte, gdyby Islandia była powiązana z unijnym rynkiem energii. Podkreślił jednak, że obecnie nie ma żadnych planów dotyczących nawiązania takich relacji. Taki związek wymagałby oczywiście jakiejś formy współpracy.
„To ma być argument”?
Benediktsson powiedział jeszcze, że nie rozumie, dlaczego niektórzy islandzcy parlamentarzyści uważają, że pożądane jest podporządkowanie się autorytetowi instytucji UE, na przykład w kwestiach energetycznych. „Przede wszystkim, dlaczego są oni zainteresowani przyjęciem zwierzchnictwa ze strony tych instytucji?” – zapytał. W odpowiedzi usłyszał, że Islandia już zaakceptowała takie zwierzchnictwo.
„To ma być argument? Sam fakt, że UE zdołała już doprowadzić do tego, że Islandia znalazła się pod władzą europejskich instytucji, stanowi powód, aby pójść jeszcze dalej?” – kontynuował, odnosząc się do finansowej władzy UE, na którą islandzki parlament przyzwolił w 2016 roku.
„Moim zdaniem, z zasady sami decydujemy, które sprawy są związane z jednolitym rynkiem UE i chcielibyśmy na nie zwrócić szczególną uwagę w ramach współpracy w EOG, a które bezpośrednio go nie dotyczą. W tym przypadku sprawa jest oczywista. To kwestia związana z energią Islandii. Nie dotyczy ona jednolitego rynku UE”.
mbl.is/Grupa GMT/Krzysztof Grabowski