Turysta stojący niebezpiecznie blisko aktywnego krateru na półwyspie Reykjanes został uchwycony na nagraniu z drona. Operator drona zaalarmował policję, ale powiedziano mu, że nie policja nie może interweniować, chyba że dana osoba wyraźnie poprosi o pomoc.
Operator drona i przewodnik, Kevin Pagès, towarzyszył grupie turystów obserwujących erupcję na półwyspie Reykjanes. Stał w pewnej odległości, w pobliżu punktu widokowego przy Grindavíkurvegur.
Mając nadzieję na bliższe przyjrzenie się erupcji, Kevin postanowił uruchomić swojego drona. Zauważył coś dziwnego.
„Zobaczyłem plamkę, która nie wyglądała jak lawa” – powiedział Kevin w wywiadzie opublikowanym przez Vísir. „Gdy zbliżyłem się z dronem, ten facet po prostu stał i machał do mnie”.
Mężczyzna stał na świeżo zastygłej lawie zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca erupcji. Kevin uważa, że mężczyzna przeszedł sporą odległość po cienkiej skorupie zastygłej dopiero co lawy, aby dotrzeć do krateru. Kevin wystartował drona będąc około 3,7 kilometra dalej w punkcie widokowym w pobliżu drogi Grindavíkurvegur.
„Przynajmniej wyślijcie samochód, poczekajcie na niego i ukażcie mandatem; to szaleństwo, co on wyprawia” – nalegał Kevin na policję. Lekkomyślne zachowanie turysty może spowodować zakaz dostępu do miejsca erupcji wszystkim innym, którzy chcą w sposób odpowiedzialny podziwiać to fascynujące zjawisko.
Kevin starał się obserwować turystę za pomocą drona tak długo, jak pozwalała na to bateria. Udało mu się uchwycić, jak turysta potyka się, powodując, że część świeżo zastygłej lawy pęka pod nim.
„Prawie się przewrócił. Chyba zrobił sobie coś w kostkę, bo zaczął podskakiwać na jednej nodze. Potem biegał w różnych kierunkach” – powiedział Kevin. Gdy mężczyzna szedł, Kevin dostrzegł kilka jarzących się miejsc, gdzie przepływała lawa.
Ostatecznie Kevin musiał zwrócić drona przed wyczerpaniem się baterii. Nie wie, czy turysta bezpiecznie wrócił. „Mam nadzieję, że tak. Nikomu nie życzyłbym śmierci, nawet szaleńcom” – powiedział.
W wywiadzie dla Mbl.is, Úlfar Lúðvíksson, komendant policji w Suðurnes, stwierdził, że o ile mu wiadomo, policja nie interweniowała. „Był tam na własne ryzyko. Technicznie rzecz biorąc, nie ma zakazu poruszania się po okolicy. Jesteśmy świadkami takich incydentów od czasu erupcji w 2021 roku. Zawsze znajdą się tacy, którzy zachowują się lekkomyślnie” – zauważył Úlfar. „Znaki ostrzegawcze w tych miejscach wyraźnie wskazują, że spacery do miejsca erupcji są niebezpieczne, ponieważ teren jest bardzo niebezpieczny” – powiedział Úlfar.